Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o dorastaniu, ale baliście się zapytać – tak można by opisać film Kuby Czekaja. Ze świadomością, że w ten sposób niczego się nie opisuje. Zamiast podążać tropem „Buszującego w zbożu”, „Sekretnego dziennika Adriana Mole’a” czy serialu „Cudowne lata”, debiutujący reżyser zdziera bowiem ostatnie listki figowe, jakie dorośli twórcy zwykli przyklejać swoim małoletnim bohaterom w najbardziej intymnych miejscach.
Przede wszystkim „Baby Bump” nie jest filmem stricte o dojrzewaniu. Bohater, zwany Mickey House (w tej roli Kacper Olszewski), liczy sobie raptem 11 wiosen i właściwie jeszcze jest dzieckiem. I o tym właśnie – o bolesnych przepoczwarzeniach towarzyszących wychodzeniu z dzieciństwa – opowiada nam Czekaj. Zanim bowiem na twarzy bohatera pojawi się pierwszy pryszcz, w jego głowie już lęgną się demony, po bokach wyrastają wielkie królicze uszy, a świat dookoła zaczyna przypominać psychodeliczny komiks.
Słowo „opowiada” nie pasuje jednak do filmu Czekaja. Dostajemy raczej filmowy poemat: włochaty, oślizły, a jednocześnie mdląco różowy, niczym pochłaniana przez bohatera słodka pianka marshmallow. Kamera Adama Palenty spełnia tu rolę tomografu, który prześwietla chłopięcy umysł, odsłaniając popkulturowy śmietnik i surrealistyczne fantazje. Nad tym wszystkim zaś unosi się skrzekliwy głos wewnętrzny, przybierający postać myszy z kreskówki.
Królowa tego spektaklu jest tylko jedna. To matka Mickeya (Agnieszka Podsiadlik), która z czułej, nadopiekuńczej „mamuśki” co i raz przeistacza się w drapieżne seksualne monstrum. Turbowyobraźnia chłopca pracuje wówczas na pełnych obrotach. Oto matka, niczym kapłanka krwawego rytuału, przyrządza domowy rosół z kury. Matka pożera kanapkę z żywym Mickeyem. Matka wysiaduje gigantyczne jajo... Gdyby młody Bruno Schulz był filmowcem, tak mogłoby wyglądać jego kino. Bez tabuizowania czy medykalizacji, Czekaj ilustruje dziecięce rojenia związane z cielesnością. Pełno w nich wydzielin i wydalin, fekalnych dowcipasów i obleśnych aluzji. Tak, to właśnie ten moment, w którym dziecko zaczyna postrzegać rodzica jako istotę seksualną, w którym odstające uszy urastają do rangi egzystencjalnego dramatu, a obsesyjne skojarzenia nie pozwalają przejść obojętnie obok billboardu przedstawiającego bułkę z kiełbasą.
Kto nigdy nie czuł się kosmitą we własnym ciele albo wyparł ze swojej świadomości tamten czas, może łatwo skwitować film Czekaja jako zwykłe świntuszenie. Tymczasem „Baby Bump” to film o obcości i rozdwojeniu, w jakie wpędza dorastającego chłopca natura wespół z kulturą. Już sam koncept językowy (mysz w głowie bohatera mówi do niego po angielsku, głosem ni to kobiecym, ni to męskim) wprowadza niepokojący dysonans.
Tytuł nawiązuje do ciążowego brzucha, z którego chłopiec próbuje symbolicznie się wydostać, by samodzielnie stawić czoło światu. W luźno połączonych obrazach i scenkach, parodiujących medialną sieczkę, objawia się rzeczywistość nieoswojona. Jest nią przede wszystkim szkoła, w której Mickey, by wkupić się w łaski kolegów, sprzedaje im własny mocz – żeby byli „czyści” podczas rutynowych testów na obecność narkotyków. Jest też wirtualny świat erotycznych czatów i całkiem realna rzeczywistość przedwcześnie rozbudzonych koleżanek. „Wszędzie dookoła czyha pokusa goła” – jak śpiewał ongiś znany polski zespół. I również o tym napięciu, pomiędzy dziecięcą jeszcze wyobraźnią a napierającą zewsząd popkulturową seksualizacją, opowiada rozbuchany film Czekaja.
Pewnie to nie przypadek, że reżyserem wspomagającym filmu była Agnieszka Smoczyńska, debiutująca niedawno kontrowersyjnie przyjętymi u nas „Córkami dancingu”. „Baby Bump” reprezentuje podobny rodzaj młodzieńczej brawury, choć u Czekaja podkręconej jeszcze bardziej, wręcz powalającej mnogością wizualnych i muzycznych pomysłów. Jeśli ktoś jest w stanie wyobrazić sobie film mieszczący na ścieżce dźwiękowej obsceniczny hip hop, „Do Ciebie, Mamo” Violetty Villas i „Erbarme dich” Jana Sebastiana Bacha, poczuje się jak w domu.
Zrealizowany przy warsztatowym wsparciu weneckiego Biennale, film rzuca wyzwanie tzw. dobremu smakowi oraz pobożnym życzeniom, związanym z niewinnością naszych dorastających milusińskich. „Baby Bump” ma w sobie wiele z ekscentrycznego popisu, a zarazem rozbrajającą szczerość. Kto pamięta krótkometrażowe filmy Czekaja: „Ciemnego pokoju nie trzeba się bać” czy „Twist & Blood”, ten nie ma wątpliwości, że młody reżyser posiadł jakiś sekretny klucz do dziecięcego imaginarium. Ale na tym nie koniec wtajemniczeń. Na premierę czeka „Królewicz Olch” – kolejny ciemny pokój w twórczości tego reżysera, rozświetlony mocą wyobraźni. ©
BABY BUMP – reż. Kuba Czekaj. Prod. Polska 2015. Dystryb. Balapolis.