Poszukiwacze zwierzęcego umysłu

U zarania nowoczesnej nauki zwierzęta uznawano za automaty, a eksperymenty na nich były głównym źródłem wiedzy. Od 30 lat liczba doświadczeń spada, zwierzętom zaś przyznaje się niekiedy nawet... świadomość.

09.06.2009

Czyta się kilka minut

Przed blisko dziesięcioma laty mój przyjaciel Klaudiusz przeprowadzał razem z grupą zoologów i psychologów eksperymenty nad rezusami na uniwersytecie w Stony Brook. Były to dla rezusów eksperymenty bardzo bolesne. Do ich maleńkich móżdżków wprowadzano elektrody. Któregoś dnia późnym wieczorem Klaudiusz zajrzał do swoich rezusów. Klatki ze zwierzętami, jedne obok drugich, umieszczone były wzdłuż długiego korytarza. Rezusy przycupnięte w klatkach podawały sobie przez kraty kurczowo zaciśnięte łapki. Ten sznur z łapek rezusich ciągnął się nieprzerwanie od jednego do drugiego końca korytarza w uniwersyteckim zakładzie zoopsychologii. Od wieczora do świtu. Od czasu tej nocnej wizyty mój przyjaciel Klaudiusz przeprowadza badania już tylko na ślimakach!

Jan Kott, "Powiastki dla wnuczek"

W liczącym ponad 700 stron pierwszym wydaniu podręcznika eksperymentowania na szczurach, opublikowanego w 1979 r. przez Amerykańskie Kolegium Medycyny Zwierząt Laboratoryjnych, kwestiom etycznym poświęcono jeden akapit. W wydaniu z 2006 r. - osobny rozdział. Zmianie podejścia do takich eksperymentów towarzyszą dużo szersze poszukiwania: historia odkrywania zwierzęcego umysłu.

Czy mogą cierpieć

Żyjącego w XVII w. Kartezjusza badania nad anatomią doprowadziły do wniosku, że istoty żywe to jedynie złożone maszyny poruszające się zgodnie z prawami fizyki. W przypadku ludzi mechaniczne ciało kierowane miało być przez niematerialny umysł, zdolny do emocji, pragnień i wybierania celów. Kartezjusz wierzył, że duch i ciało łączą się w części mózgu zwanej przysadką, która - jak błędnie stwierdził - nie występuje u zwierząt. Jego wniosek zyskał równą popularność jak jego poglądy filozoficzne. Wpisywał się zresztą w klimat stworzony przez osiągnięcia XVII- i XVIII-wiecznej fizyki, a zwłaszcza przez teorie Izaaka Newtona, które uzależniały wszystko od ściśle określonych praw.

Jednak zwykłe ludzkie odczucia zmierzały w przeciwnym kierunku. Wraz z wzrastającą wrażliwością na potencjalną krzywdę zwierząt zaczęto dostrzegać problem sformułowany w 1789 r. przez filozofa utylitarystę Jeremy’ego Benthama: "Pytanie nie powinno brzmieć »Czy mogą myśleć?« ani »Czy mogą mówić?«, lecz »Czy mogą cierpieć?«".

Naukowej odpowiedzi na to pytanie dostarczyła teoria ewolucji.

"Człowiek wywodzi się od zwierząt" - tę rewolucyjną tezę postawił w 1859 r. Karol Darwin. Takie postawienie sprawy oznacza też, że również w świecie doznań psychicznych powinna istnieć ciągłość. Zwierzęta, w zależności od stopnia rozwoju mózgu, powinny zatem być zdolne do podejmowania procesów psychicznych. Zgadzało się to zresztą z intuicją - wszak i dziś większość posiadaczy zwierząt jest przekonana, że ich pupile czują i rozumują.

Nowe podejście błyskawicznie wypierało wcześniejsze idee. Sam Darwin był zaskoczony, jak łatwo. W XIX w. zaczynają powstawać towarzystwa opieki nad zwierzętami - początkowo w Wlk. Brytanii, gdzie cieszyły się poparciem królowej Wiktorii, później w Holandii, USA czy podzielonej zaborami Polsce. Pojawiają się także pierwsze prawne zakazy dręczenia zwierząt. Ponieważ nie było jeszcze praw chroniących dzieci, zdarzały się nawet przypadki, gdy za znęcanie się nad dziećmi pozywano powołując się na... prawa zwierząt.

Równocześnie rozwój fizjologii i anatomii potwierdza przydatność wyników eksperymentów na zwierzętach i ich przekładalność na organizm ludzki. Sam Darwin, choć popierał takie badania, ostro się sprzeciwiał eksperymentom sprawiającym niepotrzebne cierpienie. Podobne głosy słychać było po obu stronach Atlantyku (prym znów wiodła Wlk. Brytania), lecz w środowisku lekarzy i naukowców pojawiały się też opinie, że obrońcy zwierząt zagrażają nauce, edukacji i całej ludzkości. O skali napięć mogą świadczyć zamieszki w Londynie, wywołane w 1907 r. przez około tysiącosobową grupę zwolenników eksperymentów, którzy starli się z obrońcami zwierząt i policją.

Reagujące automaty

Eksperymenty na zwierzętach z II poł. XIX w. przyniosły m.in. szczepionkę na wściekliznę i wąglika, antytoksyny przeciwko tężcowi i błonicy oraz identyfikację bakterii wywołujących groźne choroby, w tym prątka gruźlicy. Zwierzęta były także niezbędne do produkcji szczepionek i antytoksyn. Początek XX w. przyniósł kolejne przełomowe odkrycia dokonane na zwierzętach: terapię insuliną, witaminy, anestetyki. Łatwo zgadnąć, że szala znów przechylała się na korzyść zwolenników eksperymentów.

Kilkadziesiąt lat po Darwinie Iwan Pawłow rozpoczął eksperymenty nad fizjologią trawienia, które miały przynieść mu nagrodę Nobla. Obserwacje dokonane przy okazji tych badań ponownie zmienią postrzeganie psychiki ludzi i zwierząt. Pawłow zauważył, że psy, którym podaje się pożywienie, zaczynają się ślinić. Jeśli jednak przez pewien czas karmieniu towarzyszy bodziec obojętny (np. dzwonek), to po pewnym czasie ślinienie zacznie się pojawiać na sam jego dźwięk. W odpowiedzi na określony bodziec prezentują określoną reakcję. Tak się zaczęła nowa szkoła psychologii.

Skoncentrowała się nie na stanach wew­nętrznych, lecz na obiektywnie mierzalnym zachowaniu - stąd nazwana została "behawioryzmem" (ang. behaviour - zachowanie). Behawioryści, tacy jak John B. Watson lub Burrhus Skinner, tłumaczyli zachowania ludzi i zwierząt wrodzonymi lub wyuczonymi odruchami. Pozwalały nie powoływać się na niejasne pojęcia jak "uczucia" i "świadomość". Niektóre nurty behawioryzmu szły nawet dalej, kwestionując ich istnienie. Nowa teoria jako kartezjańskie automaty postrzegała nie tylko zwierzęta, lecz też ludzi.

Wymownym przykładem traktowania zwierząt jako urządzeń były prowadzone w trakcie II wojny światowej przez Skinnera (zwieńczone sukcesem, ale nigdy nie zastosowane) badania nad używaniem tresowanych gołębi jako elementów systemu naprowadzania wojskowych rakiet. Behawioryzm odnosił spektakularne sukcesy w błyskawicznym trenowaniu nie tylko zwierząt, ale także dzieci.

Z czasem, w opozycji, rozwinęła się psychologia humanistyczna, badająca dążenia i świadomość. Jednak w przypadku zwierząt behawioryzm zagościł w nauce jako jedynie słuszny. Jeszcze w latach 80. XX w. uczono weterynarzy, by ignorowali objawy bólu u zwierząt, bo nie są one zdolne go czuć, jedynie reagują automatycznie.

Samoświadome sroki

Odkrycia XX w. zapewniały poparcie społeczeństwa dla eksperymentów na zwierzętach. Badacze zaczęli na nich testować bezpieczeństwo kosmetyków, chemikaliów i dodatków do żywności. A jednak liczba takich badań stopniowo zacznie maleć: po pierwsze, coraz lepsze zrozumienie procesów zachodzących w organizmach żywych pozwoliło opracować metody alternatywne: hodowle komórkowe, doświadczenia na izolowanych tkankach, symulacje komputerowe, obserwacje pracującego ludzkiego organizmu dzięki doskonaleniu technik obrazowania. Także rozwój metod statystycznych pozwala zmniejszyć liczbę zwierząt używanych do eksperymentów.

W 1959 r. William Russel i Rex Burch zaproponowali wprowadzenie w badaniach nowej zasady, zwanej zasadą "trzech R" (Replace, Reduce, Refine - Zastąp, Zmniejsz, Ulepsz). Zgodnie z nią należy, gdy to możliwe, korzystać z alternatyw, zmniejszać liczbę zwierząt w eksperymentach i minimalizować zadawany ból. Dziś zasada "trzech R" jest powszechna. Równocześnie w latach 60. pojawia się silny ruch ochrony przyrody. Opinią publiczną wstrząsają kolejne ujawniane przypadki nadużyć naukowców.

Zmiana w nastawieniu naukowców do zwierząt przychodzi z obrzeży ich społeczności. Największe znaczenie mają obserwacje dziko żyjących małp człekokształtnych, które pozwoliły dostrzec w nich czujące istoty. W latach 60. w Afryce pracę wśród szympansów i goryli rozpoczęły dwie badaczki: Jane Goodall i Dian Fossey (w latach 70. dołączyła do nich Birute Galdikas, badająca indonezyjskie orangutany). Ich empatyczne, nieortodoksyjne podejście wzbudzało początkowo sprzeciw środowiska naukowego. Badaczki przypisywały zwierzętom emocje, ambicje, pragnienia - a więc zjawiska, jak uważano, zarezerwowane dla ludzi. Jakby tego było mało, nadawały małpom imiona i nazywały przyjaciółmi. A jednak rezultaty ich badań trafiły naukowcom do przekonania. Małpy człekokształtne okazały się nie tylko niezmiernie inteligentne, lecz także zdolne do odczuwania emocji, zachowań altruistycznych (ale też i do bezinteresownej agresji), używania i konstruowania narzędzi, rozumienia i używania abstrakcyjnych pojęć, a zdaniem niektórych badaczy - nawet do odczuwania piękna czy wręcz... tworzenia zaczątków kultury.

Ostatnią kwestią, oddzielającą ludzi od zwierząt, pozostało pytanie: "czy zwierzęta są świadome?". Zrehabilitowana przez szkoły psychologii humanistycznej świadomość jest obecnie przedmiotem zainteresowania wielu dziedzin, poczynając od neurologii i medycyny, przez psychologię, na teologii i filozofii kończąc. Badacze skupili się na pytaniu o zwierzęcą świadomość własnego istnienia. Jak jednak sprawdzić, czy zwierzę wie, że istnieje? Za niedoskonały, bo upraszczający, ale jedyny obiektywny wskaźnik uznano zdolność rozpoznawania się w lustrze. Początkowo uważano, że mają ją jedynie ludzie w wieku powyżej ok. 18 miesięcy. Tymczasem obserwacja szympansów, goryli i orangutanów wykazała, że także i te małpy są w stanie rozpoznać w lustrze swój obraz, w odróżnieniu od wielu innych zwierząt, które ignorują odbicie lustrzane lub uważają je za innego osobnika. Po pewnym czasie do grona "samoświadomych" dołączyły również delfiny, w 2006 r. słonie, a w 2008 r. nawet sroki.

***

Gdy chodzi o eksperymenty na zwierzętach, obie strony sporu dalekie są dziś od porozumienia. Naukowcy oskarżają obrońców zwierząt o ignorancję (pewien naukowiec, zmęczony walką z Komisją Bioetyczną, spytał, czy nadejdzie dzień, gdy będzie zmuszany dbać o humanitarne traktowanie bakterii i wirusów). Równocześnie obrońcy zwierząt często widzą w badaczach sadystów.

Natomiast co do zwierzęcego umysłu, naukowcy nie mają już raczej wątpliwości: otwarcie mówi się dziś o zwierzęcych uczuciach, pragnieniach, a w niektórych przypadkach nawet o świadomości.

JAKUB KWIECIŃSKI jest biologiem, doktorantem na Uniwersytecie w Göteborgu (Szwecja), współpracuje z grupą bioetyków na Wydziale Biologii, Biochemii i Biotechnologii UJ.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
79,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2009