Portret ciała

Nagie portrety Freuda są bardziej nagie aniżeli obrazy ciała, które codziennie oglądamy w gazetach czy w telewizji. Chodzi mu bowiem o zwierzęcą stronę człowieka.

08.06.2010

Czyta się kilka minut

W wieku 88 lat, cieszący się uznaniem i osiągający najwyższe ceny na rynku sztuki Lucian Freud w pewnym sensie jest już "starym mistrzem". Wystawa w paryskim Centre Pompidou to próba ukazania Freuda jako artysty świadomego, w jego własnym malarskim królestwie, przy pracy z modelem, patrzącego z boku na sztukę i samego siebie. Pokazane tam atelier Freuda to pokój z zardzewiałą umywalką, wysiedzianym fotelem, kwiatem w doniczce. Ze ścianą pokrytą grubą warstwą farb, przypominającą zaschniętą paletę. Z oknem, przez które widać dachy Londynu. Z lustrem, w którym malarz się przegląda. Do tego atelier przychodzą modele i pozują, najczęściej nago, przez wiele dni i godzin.

***

"Zawsze wydawało mi się, że moja praca nie ma wiele wspólnego ze sztuką - mówił Freud - mój podziw dla dzieł innych artystów nie znajdował wyrazu w moich własnych pracach; miałem nadzieję, że przy odpowiednim skupieniu, sama intensywność obserwacji tchnie w te obrazy życie. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że sztuka ostatecznie bierze się ze sztuki. Teraz widzę, że to był błąd". Można powiedzieć, że Freud ten "błąd" już dawno naprawił: na początku lat 80. namalował słynne "Duże wnętrze W11 (według Watteau)"; w następnych latach stworzył także własne wersje obrazów Chardina, Constable’a i Cézanne’a. W studium według "Młodej nauczycielki" Chardina (1999) zachował wyjątkowy nastrój skupienia, intensywność relacji między postaciami. Pozwolił sobie jednak na wariację, zniekształcenie. Ukazał z zachwytem pastelowe odcienie skóry, która jednak u francuskiego mistrza jest gładka, u Freuda zaś namalowana bardziej dramatycznie, gwałtownymi impastami. Freudowi nie chodziło jednak po prostu o studiowanie dawnych mistrzów, odnalezienie u nich tematów własnych poszukiwań. Obrazy Freuda, szczególnie te z ostatnich dwóch dziesięcioleci, są naznaczone samoświadomością - malarz, który patrzy na akt kobiecy, na krajobraz, na wnętrze, na dnie oka ma całą historię sztuki.

Starzy mistrzowie często bywali okrutni. Brzydkie, znudzone twarze Habsburgów u Vélazqueza, obwisłe policzki i podkrążone oczy birbantów Franza Halsa, a u van Dycka sztywne, blade twarze, ze sztucznym rumieńcem. W końcu Rembrandt, który przenikliwe, ostre spojrzenie kierował na samego siebie, zapisując postępy starości - flaczejące ciało, coraz smutniejsze spojrzenie. Wielki portrecista pokazuje nagą twarz i jest w tym coś nieprzyzwoitego. Takie właśnie wrażenie sprawiają "oficjalne" portrety Freuda - portret królowej Elżbiety II czy też barona Thyssena Bornemisza. "Kiedy maluję ubranie, właściwie maluję nagich ludzi okrytych ubraniem" - mówi Freud.

Wiele jego portretów jest jednak dosłownie nagich. I nie należy mylić ich z aktami. Proporcje ciała, zgrubienia i fałdy, są także częścią osoby, noszą indywidualne rysy. "Głowa jest kończyną, rzecz jasna" - prowokacyjnie mówi Freud. Nagi portret stojącej kobiety (1999-2001) eksponuje ciało, w sposób bardziej dokumentujący aniżeli uwodzicielski. Ukazuje jej kształty - seks, małe piersi, brak talii. Spuszczona głowa, spojrzenie do środka, jakby unikające oka kamery. Jak napisał Jean Clair: "jeśli obrazy Freuda są szokujące, nie dzieje się tak poprzez zewnętrzne sztuczki, wyszukane techniki ani przez użycie nietypowych materiałów, przez wszystkie te awangardowe transgresje, które stały się już akademickie, lecz przez to, że posługując się najbardziej klasycznymi środkami, Freud obnaża to, co zwykle pozostaje ukryte".

***

Prawie 150 lat po "Początku świata" Courbeta, trudno sobie wyobrazić przekraczający tabu malarski akt. A jednak "nagie portrety" Freuda są jakoś bardziej nagie aniżeli obrazy ciała, które codziennie dostajemy w gazetach czy w telewizji. Chodzi o "zwierzęcą stronę" człowieka. Aby namalować smutek, nie wystarczy pokazać twarzy z martwymi, patrzącymi w pustkę oczami. Także ciało jest częścią smutku - włosy, ramiona, piersi, seks. W obrazie "Siostry Bateman i Pluto" wyjęte z erotycznego kontekstu ciało nadal należy do portretu, wyraziste, mówiące nie mniej niż twarz. Swoich modeli Freud ukazuje często w towarzystwie psa - jakby dla kontrastu, ponieważ tylko człowiek jest nagi. W obrazie "Słoneczny poranek - osiem nóg" pies i człowiek znaleźli wspólną harmonię, pozycję do wypoczynku. Niepokoi tylko wystająca spod łóżka dodatkowa para nóg. Rozczarowujące może wydać się wyjaśnienie malarza, który czuł, że czegoś brakowało i dlatego domalował nogi swojego asystenta (choć początkowo pod łóżkiem chciał umieścić buty lub ubrania). Nie chodzi tu więc o trupa pod łóżkiem ani o ekstrawagancką erotyczną zabawę. Osiem nóg to upozowana kompozycja, sztuczne dzieło sztuki. Tej sztuczności Freud nie próbuje ukrywać, wręcz przeciwnie, specjalnie ją eksponuje. Postaci są upozowane w atelier, w laboratorium malarza, w wymyślonej przez niego scenografii (żelazne łóżko, kupa białych szmat, drewniana podłoga). Pozy nie mają przypominać Wenus czy Olimpii ani też udawać spontaniczności. Są sztuczne, starannie wybrane, wytrzymane przez wiele godzin pozowania - ale dokładnie takie, jakich potrzebował artysta. Frank Auerbach, podobnie jak Freud zaliczany do uformowanej w latach 50. "szkoły londyńskiej", wspominał: "[Freud] jako pierwszy miał atelier, które było miejscem pracy z daleka od wszelkiego zamieszania, gdzie nie chodziło o odkrycia robione dla innych. Chodziło tam tylko o rzetelność, pogłębienie osobistej satysfakcji, i sądzę, że była to nowość".

W tekstach o Freudzie padają często określenia takie jak "niepokojący realizm". Mówi się także o ciele, nie jako o całości, ale jako o "mięsie", masie mięśni, skóry, tkanek, tym, co określa angielskie słowo flesh. Freud mówi, że chciałby, aby farba była jak ciało, a portrety nie tylko przypominały modeli, ale nimi były. Szczególnie "niepokojące" wrażenie na delikatnych widzach mogą wywołać obrazy, do których pozowało dwoje ulubionych modeli Freuda: gwiazda gejowskiego Londynu, pozer, performer, model - Leigh Bowery (zmarł w 1994 roku w wieku 33 lat) i jego przyjaciółka, monstrualnie gruba urzędniczka - Sue Tilley, "Big Sue". Dziś w nowojorskim Metropolitan Museum znajduje się portret Bowery’ego od tyłu - kiedy siedzi, jego szerokie plecy są kolosalne, imponujące w samej swojej masie i rozpiętości. Freuda fascynowała nagość Bowery’ego, który golił całe ciało, dla większego obnażenia i ułatwienia jego transformacji: "sposób, w jaki [Leigh Bowery] redaguje swoje ciało, jest zadziwiająco świadomy i pełen zadziwiającego zaniechania", mówił malarz. Freudowi nie chodzi jednak o karykaturę ani o fetyszyzm. Big Sue, która spocona, dysząca, wspinała się po schodach do atelier - Freuda fascynowała jej niespotykana masywność, fałdy i zagłębienia, luksus gigantycznego rozmiaru, ale także otarcia, plamy potu, ciężar otyłego ciała. Na nagich portretach Freuda piersi zwisają lub się płaszczą, brzuch obwisa bądź się zapada. Nie chodzi tu o chwilowe wrażenie, unikalną, uchwyconą w przelocie pozę, ale raczej o ciężar ciała, pozowania, długą pracę patrzenia. Freud jest w tym sensie cierpliwym dziedzicem starych mistrzów - Halsa czy Vélasqueza.

"Moje dzieło jest czysto autobiograficzne - twierdzi Freud - dotyczy mnie i mojego otoczenia, jest próbą zostawienia śladu. Pracuję z ludźmi, którzy mnie interesują, na których mi zależy, w pokojach, w których mieszkam". Nierzadko artysta maluje też siebie. Z pozycji żaby, ze zminiaturyzowanymi figurkami dwójki swoich dzieci ("Odbicie z dwójką dzieci", 1965), w ustawionym gdzieś przy oknie lusterku z rączką, w którym skrzywiona, zdegustowana, a może niedobudzona twarz malarza odbiła się jakby przypadkiem, z rośliną doniczkową, gdzie tors autora pojawia się jak surrealistyczny dodatek do gęstwiny szablowatych liści. W końcu maluje portrety "identyfikacyjne", bez pomocy rekwizytów, profil i en face, ze wszystkimi zmarszczkami, nierównościami, odbłyskami światła na skórze. "Trzeba malować siebie, jakby się było inną osobą".

Czy malując siebie w studio, przed sztalugami, z nagą kobietą-muzą, obejmującą jego starcze kolana, artysta chciał podkreślić swoją pozycję uznanego, wielbionego mistrza? Czy też był wobec siebie okrutny, pokazując swoją przygarbioną sylwetkę, wnętrze zabałaganionego malarskiego warsztatu i wezwaną na jego zamówienie modelkę, obraz w obrazie, sztuczną sztukę?

Lucian Freud. L’atelier - wystawa w Centre Pompidou w Paryżu, 10 marca - 19 lipca 2010 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2010