Polski rak na globalnym rynku

Ministerstwo zmienia system rozliczeń za leki na raka. Czy będzie to zmiana na lepsze?

23.04.2012

Czyta się kilka minut

Przedsmak tego, co może się dziać od lipca, kiedy zaczną obowiązywać zmiany cen i rozliczeń, mamy dziś, gdy austriacki producent leków na raka zaczął mieć problemy produkcyjne. Sześć cytostatyków firmy Ebewe – najtańszych, stąd najczęściej kupowanych w Polsce – przez jakiś czas nie było dostępnych. Na rynku były preparaty innych producentów, można też było leków austriackiej firmy poszukać w hurtowniach za granicą i stamtąd je sprowadzić, ale 15 placówek onkologicznych w Polsce wolało odesłać pacjentów, niż kupić cytostatyki za wyższą cenę.

Skąd takie decyzje? Obecnie NFZ refunduje ceny za leki onkologiczne do pułapu określonego w umowie ze szpitalem. Jeśli onkolog zamówiłby droższe, ich koszt obciążałby budżet placówki. Gdy lecznice oszczędzają, a ordynatorzy są rozliczani z wyniku finansowego, nie wszyscy są skłonni ryzykować. Nie wszyscy, choć niektórzy tak. Bo brakujące cytostatyki dla poszczególnych chorych zostały jednak sprowadzone przez 60 placówek, których lekarze uznali, że leczenie raka i komfort psychiczny pacjentów jest ważniejszy niż pieniądze. Piątek był prawdopodobnie ostatnim dniem problemów – ministerstwo zdrowia poinformowało o wznowieniu eksportu do Polski.

Tymczasem do leczenia sytuacji w onkologii wciągnięta została prokuratura okręgowa w Warszawie, której rzecznik Dariusz Ślepokura oznajmił, że zbadane zostanie, czy doszło do „niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy publicznych w związku z brakiem leków cytostatycznych stosowanych w chemioterapii”. Prokuratura ma też ustalić, gdzie do nich doszło: w Ministerstwie Zdrowia, w NFZ czy też w samych szpitalach.

Premier Donald Tusk oczywiście uspokajał: „Są pieniądze na leki ratujące życie, nie ma problemu braków na rynku w wymiarze globalnym. Są leki zastępcze, są firmy, które są gotowe takie leki dostarczać”. Szkoda, że nie wskazał dokładnie, gdzie są te pieniądze i jak z nich skorzystać, co niewątpliwie ucieszyłoby lekarzy i dyrektorów szpitali. Na globalnym rynku potrafią poruszać się świetnie, problem w tym, że nie mają za co. Umowy na świadczenia onkologiczne, jakie mają szpitale z NFZ, takich sytuacji jak przerwanie produkcji w Austrii i szybkie zakupy za granicą – nie przewidują. A o dopłatach do leków kupowanych po cenach obowiązujących w świecie nikt rozmów nie podejmuje.

***

Problem z kupowaniem zamienników sześciu cytostatyków jednej firmy to zaledwie wstęp do problemów, które pojawią się w lipcu, kiedy zaczną obowiązywać ministerialne ceny na większość leków onkologicznych podawanych polskim pacjentom. Z tego powodu NFZ będzie musiał podpisać nowe umowy na leczenie ze wszystkimi placówkami onkologicznymi, w których podstawą rozliczeń świadczeń będą nowe cenniki. Refundację będzie można dostać tylko na te leki, których cena nie przekracza limitu ustalonego przez resort zdrowia.

Choć preparatu droższego niż ten limit szpitalowi nie będzie wolno kupić (taki przepis obowiązuje już dziś), na ministerialnej liście są też leki o wyższych cenach. Wynegocjowali je urzędnicy, tylko nie wiadomo po co, w sytuacji gdy będzie można rozliczyć tylko jeden, najtańszy...

NFZ ma nadzieję, że przez najbliższe dwa miesiące ministerstwo przygotuje dodatkowe wyjaśnienia w tej sprawie. Wracając do obecnych braków: „Ministerstwo zdrowia już kilka miesięcy temu miało informacje od producenta leków stosowanych w chemioterapii o problemach z dostępem do nich, jednak nie przygotowało odpowiedniej strategii w tym zakresie” – wypomniał prezes Polskiej Unii Onkologii dr Janusz Meder. Jego zdaniem, resort powinien na podstawie informacji od NFZ oraz od szpitali zajmujących się leczeniem onkologicznym oszacować zapotrzebowanie i przygotować zapasy z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.

Nic takiego się nie stało. Teraz, choć nowe ceny będą od maja, a na podpisanie kontraktów zostało tylko dwa miesiące, ministerstwo niczego dodatkowo nie wyjaśnia, nikt nie przedstawia żadnych planów awaryjnych. Może więc prokurator Ślepokura za wcześnie zaczął dochodzenie, może powinien poczekać do lipca?  


IWONA HAJNOSZ jest dziennikarką „Gazety w Krakowie”, dodatku do „Gazety Wyborczej”. Specjalizuje się w tematyce ochrony zdrowia.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2012