Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Nieobecność Michnika w pałacu prezydenckim trudno nazwać zdarzeniem zaskakującym. Przeciwnie; można odnieść wrażenie, że jest to logiczna konsekwencja antymichnikowskiej kampanii, od kilkunastu lat prowadzonej przez rozmaitych polityków i publicystów. Apogeum tej kampanii, wystawiającej jej organizatorom jak najgorsze świadectwo, przypadło na niedawne lata rządów Prawa i Sprawiedliwości. Wydawało się wówczas, że nie ma takiego głupstwa, którego usłużni dziennikarze nie byliby gotowi przeciw Michnikowi napisać.
Trudno udawać zdziwienie faktem nieodznaczenia Michnika Orderem Orła Białego (inne odznaczenie w tym przypadku nie wchodzi w grę). Prezydent prowadzi, jak to ktoś powiedział, własną politykę odznaczeniową, a my możemy się tej polityce z daleka i z dołu przyglądać.
Polityka odznaczeniowa jest blisko spokrewniona z polityką historyczną prezydenta. Widać to w skłonności do wyróżniania orderami tych, którzy zasłużyli się w walce o niepodległość, ale nie dożyli dzisiejszej, wolnej Polski. Taki hołd dla wielkich umarłych zasługuje na najwyższy szacunek. Ale też: odznaczanie umarłych nie powinno przesłaniać czy zastępować nagradzania najwybitniejszych pośród żyjących. Coś takiego właśnie się stało.
Nie wiem, czy Adam Michnik poszedłby do pałacu; nie wiem, czy zgodziłby się przyjąć odznaczenie. Ale też: zaproszenie i odznaczenie Michnika ze świadomością, że może on odmówić, byłoby znakiem wielkoduszności Lecha Kaczyńskiego.
Nie wiem, czy Adam Michnik spotka się w bliskiej czy dalszej przyszłości z prezydentem RP. Nie wiem, kto mógłby ich namówić do spotkania. Nie wiem, czy warto ich namawiać. Na razie (piszę te słowa 8 marca 2008 r.) jest jak jest. Niezaproszenie i nieodznaczenie Michnika na naszych oczach stają się kolejnymi symbolicznymi wydarzeniami aktualnej prezydentury. Marian Stala