Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Również w Polsce niemożliwe staje się możliwe, tak na poziomie głosowań parlamentarnych jak - co dopiero zobaczymy lada dzień z okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego - powszechnych. Wszyscy wiedzą, kto z kim jest jak powiązany, gdzie osiąga korzyści niby legalne, ale w rzeczywistości wynikające ze skorumpowanych związków gospodarki z polityką. Wszyscy wiedzą, którzy politycy uciekają do parlamentu przed sądem i prawdopodobnym więzieniem, a nikt się tym nie przejmuje. Czy świadczy to o politykach, czy raczej o wyborcach?
Ani o jednych, ani o drugich. Świadczy to o sytuacji politycznego ślepego zaułka, w jaką sami siebie zapędziliśmy. Przyzwoitości nie ma, wszystko jest możliwe. Wspólnego poczucia interesu narodowego nie ma, napadamy na swoich polityków publicznie w organizacjach międzynarodowych. Każdy może być złodziejem, każdy może brać łapówki, a ułatwianie kolegom zbijania fortuny - to tylko drobna przysługa i to całkowicie legalna. A przecież jedna z podstawowych zasad przyzwoitości ludzkiej, a politycznej tym bardziej, mówi, że się nie spieramy przy osobach z zewnątrz, że sprawy domowe załatwiamy w domu. Komu tu jednak mówić o przyzwoitości?
Powstaje silne wrażenie, że granica naszej wrażliwości na przyzwoitość uległa drastycznemu obniżeniu. Z niektórych stanowisk można usunąć człowieka (na przykład profesora tytularnego wyższej uczelni) tylko wtedy, kiedy dokona on działań seksualnych molestując partnera lub partnerkę i to przy świadkach. Jeden z wybitnych polskich polityków opowiadał mi, jak przed wieloma laty udało się wyrzucić kolegę, ale tylko dlatego, że molestowana zgodziła się dać molestować ponownie, kilku zaś świadków zerkało przez okno.
Może jednak źle to formułujemy, może należałoby powiedzieć, że nie tyle próg przyzwoitości publicznej został obniżony, ile przyzwoitość po prostu znikła z życia publicznego? Ale i to za mało, bo przecież na Litwie, w Polsce, w Czechach, na Węgrzech mamy poważnych polityków, przeciwko którym toczą się sprawy w sądach lub którzy są co najmniej oskarżeni przez prokuraturę i też nic z tego nie wynika, ani dla ich politycznego zachowania, ani dla ich popularności. Nie ma więc także przyzwoitości prawnej.
Dlaczego jest to cecha nowych demokracji zrodzonych na gruzach obozu socjalistycznego? Otóż w demokracjach tych doszło do rewolucji społecznej na niespotykaną skalę. Polegała ona na tym, że ludzie, którzy potrafili wykorzystać sprzyjające przez krótko warunki inflacji i bałaganu, a potem - sieć dawnych i nowych znajomości, to niemal bez wyjątku ludzie nowi. Ludzie nowi nie czują się związani żadną umową ze społeczeństwem, zaś społeczeństwo podziwia ludzi nowych z wielkimi pieniędzmi. Po rewolucji przychodzi czas na łobuzów. Nie przypadkiem tych, którzy doprowadzili do zgilotynowania Robespierre’a, nazywano kanaliami, chociaż termidorianie wyzwolili Francję z terroru. Piękna pani Tallien ze sławnego portretu była żoną takiej kanalii, zaś utalentowana kanalia, czyli Fouché, przetrwała do czasów napoleońskich jako szef tajnej policji. Tyle że właśnie przyszedł Napoleon i uporządkował państwo, wyrzucił kanalie, a Francja stała się mocarstwem.
W naszych krajach i w naszych czasach nie ma koniunktury na Bonapartych, a raczej na kanalie. Co z tym zrobić? Chyba nic nie pomoże, dopóki kanalie nie przystosują się do reguł przyzwoitości, co nastąpi na pewno, ale nie wcześniej niż za jakieś dwie dekady.