Połączenia wewnętrzne

Słyszenie głosów nieobecnych osób nie musi być objawem schizofrenii ani innej choroby psychicznej. Często odpowiada za nie subtelna zmiana w funkcjonowaniu kilku obszarów mózgu.

02.08.2021

Czyta się kilka minut

Za sceną nigeryjskiego klubu New Afrika Shrine.  Lagos, 2013 r. / ALEX MAJOLI / MAGNUM PHOTOS / FORUM
Za sceną nigeryjskiego klubu New Afrika Shrine. Lagos, 2013 r. / ALEX MAJOLI / MAGNUM PHOTOS / FORUM

Ludzie doświadczający halucynacji słuchowych mogą słyszeć różne głosy – np. zmarłej żony lub zupełnie obcej osoby. Niektórym wydaje się, że ten dźwięk dochodzi spoza nich, inni lokują go raczej we własnej głowie. Żeby na potrzeby badań uznać jakąś osobę za doświadczającą słuchowych halucynacji werbalnych, te szczegóły nie mają większego znaczenia. Ważne jest po prostu to, by ktoś słyszał głosy osób, gdy nie są one w rzeczywistości obecne, i aby słyszane głosy były odrębne od własnych myśli, miały wyraźną jakość percepcyjną.

Wszystko w normie

O tym, jak z grubsza przebiega proces odbierania słownych komunikatów dźwiękowych, większość z nas z pewnością słyszała w szkole. Przypomnijmy: fale dźwiękowe wygenerowane przez cudzy aparat mowy są zbierane przez małżowinę uszną i wpadają do kanału słuchowego, gdzie wprawiają błonę bębenkową w drgania. Następnie przenoszą się po małych kościach – młoteczku, kowadełku i strzemiączku – do kolejnych struktur. Wreszcie docierają do ślimaka, w którego komórkach włoskowatych znajdują się rzęski przekształcające wibracje na impulsy elektryczne. Te impulsy pobudzają receptory połączone z nerwami, a nerwy przesyłają całą informację do mózgu. Tam, jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, napływające sygnały rozbiegają się w różne strony, w zależności od tego, jakie obszary są potrzebne do ich prawidłowego przetworzenia i interpretacji.

Może się wydawać, że zjawisko halucynacji głosowych nie ma żadnego związku z mechanizmami percepcji prawdziwych dźwięków. Najprostszym wyjaśnieniem występowania halucynacji byłoby obwinienie psychiki danej osoby – skoro jej doznania zmysłowe ją zwodzą, powodując pobudzenie niezwiązane z bodźcami docierającymi z zewnątrz, to zakładamy, że „coś z nią jest nie tak”; że nie mieści się w tym, co uznajemy za psychologiczną normę. Jednakże „norma” może się okazać znacznie szerszym pojęciem, niż się spodziewaliśmy, a „psychika” znajdować się w znacznie silniejszym związku z biologicznym podłożem, niż chcielibyśmy przyznać.

Halucynacje słuchowe najczęściej kojarzone są ze schizofrenią, czyli zaburzeniem psychicznym, które wiąże się z różnymi zakłóceniami myślenia, reakcjami emocjonalnymi nieadekwatnymi do doświadczeń, problemami z rozumieniem pojęć abstrakcyjnych czy ubóstwem mowy i pogorszeniem pamięci. Chociaż trudno znaleźć grupę objawów typowych dla wszystkich pacjentów z taką diagnozą, to u części z nich faktycznie występują omamy – zarówno wzrokowe, jak i słuchowe. W przypadku schizofrenii konfiguracje różnych objawów prowadzą jednak do pogorszenia zdolności funkcjonowania w codziennym życiu, a zdiagnozowani stanowią około 1 proc. społeczeństwa.

Osób doświadczających halucynacji słuchowych jest znacznie więcej. Część z nich to pacjenci z innymi zburzeniami psychicznymi czy neurologicznymi, ale dużą grupę stanowią też osoby nieszukające pomocy specjalistów. To może dziwić. Z jednej strony wydaje się przecież, że ich zmysły zawodzą, podpowiadając im istnienie czegoś, co nie ma fizycznego odpowiednika w realnym świecie. Ale z drugiej – to jednak za mało, by zrzucić ich nietypowe doświadczenia na karb choroby, co często stanowi zadowalające wyjaśnienie w przypadku osób z problemami w codziennym funkcjonowaniu.

Badania pozwalające poznać to zjawisko prowadzono głównie z udziałem osób ze zdiagnozowaną schizofrenią, ale okazuje się, że zarówno w ich przypadku, jak i u pozostałych ludzi halucynacje głosowe mogą powstawać w wyniku nietypowego funkcjonowania niektórych obszarów mózgu, co prowadzi do subtelnych zmian w procesie percepcji mowy.

Spróbuj się połaskotać

Hipotezy dotyczące mechanizmów powstawania halucynacji słuchowych nawiązują głównie do nieprawidłowości w procesie monitorowania własnych działań, w tym myśli. Jedna z najczęściej przytaczanych w tym kontekście teorii odwołuje się do zaburzenia działania mechanizmu analogicznego do tego, który sprawia, że zasadniczo nie jesteśmy w stanie sami się połaskotać. Co ciekawe, bywają do tego zdolne właśnie osoby „słyszące głosy”.

Kiedy decydujemy się na wykonanie pewnych działań, w mózgu aktywują się obszary kory ruchowej, które wysyłają sygnały do mięśni – co w końcu wprawi nasze kończyny w ruch. Wiele badań sugeruje, że w tym samym czasie do innych obszarów mózgu przesyłana jest kopia sygnałów z kory ruchowej, która pozwala przewidzieć, jaką stymulację otrzymają nasze zmysły w wyniku naszych działań. To tłumaczyłoby, dlaczego nasze próby połaskotania samych siebie skazane są na porażkę – co prawda możemy stymulować receptory czuciowe skóry w ten sam sposób, jak robiłaby to inna osoba, ale odbierane przez zmysły doznania nie są dla naszego mózgu niczym nowym. Zanim cokolwiek odczuliśmy, mózg miał już komplet informacji o tym, czego możemy się spodziewać – a przewidywalne bodźce „nie łaskoczą”.

Wystarczy jednak niewielka ingerencja, by oszukać mózg tak, by pobudzenie w wyniku łaskotania samych siebie było doświadczane intensywniej. Można np. opóźnić czas pomiędzy naszym ruchem a stymulacją.

Sarah-Jayne Blakemore i współpracownicy skonstruowali robota z ramieniem zakończonym pianką, którego ruch zależał od ruchów wykonywanych przez badanego lewą ręką. Za każdym razem pianka miała dotykać prawej dłoni, ale nie zawsze działo się to od razu – robotyczne ramię przekształcało działającą na nie siłę, czasem opóźniając przekaz ruchów lewej dłoni na stymulację prawej. Siła tej stymulacji się nie zmieniała, ale jak wykazali badacze, im większy był odstęp pomiędzy działaniem a zetknięciem się pianki ze skórą, tym intensywniejsze w opinii badanych stawały się doznania. Raport z tych badań został opublikowany w 1999 r. w czasopiśmie „­Journal of Cognitive Neuroscience”.

Na rzecz wspomnianej teorii może świadczyć też fakt, że aby osłabić pobudzenie, konieczne jest zaangażowanie własnych intencji. Kiedy łaskotano badanego piórkiem umieszczonym w jego dłoni, ale trzymanej i kierowanej przez badacza, to badany oceniał odczucia jako bardziej intensywne niż wtedy, gdy próbował połaskotać się zupełnie sam. Jednak i w tym „pośrednim” przypadku odczucie było mniej wyraziste niż wtedy, gdy delikatne muśnięcia były wykonywane ręką badacza (czyli zupełnie nieprzewidywalne). Mózg osoby łaskotanej własną ręką kierowaną przez badacza otrzymywał informację o tym, jak porusza się ręka, ale już nie o samych planach jej ruchu, przez co reakcja była przewidywalna w ograniczonym stopniu.

Na podobnej zasadzie działa także zmysł wzroku. Np. poruszanie oczami pozwala nam rozejrzeć się wokół, ale nie wywołuje wrażenia żadnego ruchu otoczenia (jak to dzieje się wówczas, gdy poruszamy kamerą w telefonie), bo mózg poprawnie interpretuje część wrażeń jako spowodowane własnymi działaniami.

Takie kopie wykonywanych czynności mogłyby być przydatne także podczas przetwarzania bodźców z modalności słuchowej, by mózg łatwiej odróżniał dźwięki wygenerowane przez nas samych od tych pochodzących z otoczenia i niezależnych od nas.

O tym, że takie zjawisko faktycznie występuje, zdają się świadczyć m.in. badania, które wskazują, że gdy ludzie słuchają własnego głosu (a małpy swoich własnych wokalizacji), to aktywują się nieco inne obszary mózgu niż wtedy, gdy słuchamy cudzego głosu.

Ponadto osoby doświadczające halucynacji słuchowych odbierają wygenerowane przez siebie bodźce jako wyraźniejsze niż osoby niedoświadczające omamów – jakby szwankował u nich mechanizm ich tłumienia. W czasie trwania halucynacji słuchowych aktywne są m.in. obszary mózgu odpowiedzialne za percepcję dźwięków i generowanie mowy, co wydaje się wyraźnie wskazywać na ich pochodzenie.

Badacze zaczęli się więc zastanawiać, czy te myśli, które normalnie „słyszymy” w głowie, ten nasz wewnętrzny narrator, także mają swój szlak neuronalny, który niejako uprzedza mózg, że te konkretne wrażenia pochodzą właśnie od nas. Co by się stało, gdyby „mechanizm uprzedzania” zawiódł? Zdaniem wielu badaczy dzieje się tak właśnie u osób doświadczających halucynacji słuchowych.

Najlepiej świadczy o tym fakt, że za pomocą prostego schematu eksperymentalnego mało złożone halucynacje można wywołać także u osób, które nie miały wcześniej takich doświadczeń.

W eksperymencie Alberta Powersa i współpracowników badanych posadzono przed komputerem i poproszono, by nacisnęli przycisk, kiedy usłyszą odpowiedni dźwięk. Bodźce często prezentowano jednocześnie, by badani zaczęli je automatycznie ze sobą kojarzyć. Po pewnym czasie brak pojawienia się dźwięku nie robił badanym wielkiej różnicy – po prezentacji obrazka i tak go słyszeli. Nie wszyscy byli równie podatni na ten efekt – spośród osób, u których nie stwierdzono żadnych zaburzeń psychicznych, bardziej podatni na wywoływany efekt byli ci, którzy raportowali, że doświadczają halucynacji na co dzień.

Dobre duchy, złe duchy

Wystąpienie tego rodzaju halucynacji łatwo byłoby zbyć wzruszeniem ramion. Ale chociaż zdarza się, że omamy słuchowe przybierają tak mało złożoną formę i występują sporadycznie, to jest też spora grupa osób niewykazujących objawów wystarczających do stwierdzenia żadnej choroby psychicznej i nieszukających pomocy, u których halucynacje słuchowe pod wieloma względami przypominają halucynacje osób ze zdiagnozowaną schizofrenią. Chociaż omamy u zdrowych osób występują przeciętnie rzadziej i trwają znacznie krócej, to jednak często przybierają formę wyraźnie słyszalnych wypowiedzi. U niektórych występują tylko w okresach dużego stresu lub w wyniku deprywacji snu, ale u innych pojawiają się przez lata.


INŻYNIERIA ZMYSŁÓW

PAWEŁ GWIAŹDZIŃSKI: Substytucja sensoryczna zmienia życie osób pozbawionych jakiegoś zmysłu. A także sposób, w jaki patrzymy na możliwości mózgu i mechanizmy powstawania świadomych wrażeń.


Badania wskazują, że halucynacji słuchowych, które mają komponent werbalny, doświadcza nawet od 7 do 17 proc. społeczeństwa, a halucynacji słuchowych o mniej złożonym charakterze może nawet parę razy więcej. Szacowanie występowania takich doświadczeń jest problematyczne ze względu na ich subiektywny charakter – to dana osoba musi określić, czy głosy w jej głowie mają „jakość słyszalności”, czy są jednak tylko specyficznym rodzajem myśli.

W wielu przypadkach ta odmienność wydaje się zachodzić ponad wszelką wątpliwość – np. gdy badani wyróżniają kilka obecnych w ich głowie głosów, albo twierdzą, że głos należy do konkretnej, obcej osoby. Dodatkowy chaos w interpretacji badań może wprowadzać to, że w różnych badaniach stosowane są różne pytania diagnostyczne, co może przekładać się na różne konkluzje. Udało się jednak ustalić, że ryzyko pojawienia się werbalnych halucynacji słuchowych znacząco wzrasta wraz z doznaniem traumy na wcześniejszych etapach życia. Częściej występują też u kobiet oraz w grupie osób, które doświadczyły straty bliskiej osoby. Zaobserwowano też różnice w zależności od pochodzenia kulturowego – wyższe wskaźniki w porównaniu z przedstawicielami kręgu kultur zachodnich odnotowano w przypadku respondentów z Brazylii, Rosji czy Karaibów.

Głosy często występują w roli komentatorów lub znajdujących się gdzieś nieopodal dyskutantów. Opisują to, co robi ich słuchacz, albo wydają mu rozkazy. Wiele osób twierdzi, że słyszane treści odnoszą się do traumatycznych doświadczeń lub lęków, choć nie zawsze wprost. Moglibyśmy się spodziewać, że czynnikiem różnicującym grupę osób lepiej i słabiej funkcjonujących będzie określenie źródła pochodzenia dźwięków, bo jeśli badani wskażą na jakąś irracjonalną genezę słyszanych głosów, to łatwiej będzie ich odpowiednio zdiagnozować. Ale badania nie potwierdzają takich intuicji – wręcz więcej osób zdrowych doświadczających halucynacji niż pacjentów psychiatrycznych twierdzi, że głosy pochodzą z jakiegoś zewnętrznego źródła, najczęściej duchowego.

Np. w jednym badaniu połowa osób doświadczających halucynacji głosowych za ich źródło uznała „życzliwe duchy”. Byli wśród nich pacjenci psychiatryczni, ale część z nich pozostawała przy pozornie prostszym, choć w kontekście halucynacji niezbyt logicznym, wyjaśnieniu, jakoby dźwięki generowali inni ludzie. To może mało trafna odpowiedź, ale na pewno nie całkowicie szalona.

Różnic w doświadczeniach osób kierujących się do lekarzy i osób żyjących z głosami w zgodzie należy więc szukać gdzie indziej. Jeden aspekt bardzo wyraźnie odróżnia te dwie grupy: zabarwienie emocjonalne głosów. Okazuje się, że wśród osób bez diagnozy znacząca większość opisuje swoje doświadczenia jako pozytywne, pojawienie się głosów nie wywołuje w nich niepokoju ani lęku. Bywa, że głosy są wręcz afirmujące względem odbiorcy, dodają otuchy i zapewniają wsparcie. Inaczej jest u osób cierpiących na schizofrenię – słyszenie głosów wiąże się dla nich z dużym stresem, wywołuje w nich poczucie zagrożenia, głosy często są agresywne, obraźliwe lub nieprzyjemne. Tym samym znacząco przyczyniają się do obniżenia samopoczucia jednostki i spadku jej ogólnego funkcjonowania.

To, co jest niebezpieczeństwem dla jednej grupy, stanowi nadzieję dla drugiej: charakter głosów z czasem może ulec zmianie. Pacjentom z diagnozą schizofrenii odpowiednia forma terapii może pozwolić na zmianę stosunku do nich i sprawić, że będą bardziej znośne. Tymczasem u około 20 proc. zdrowych osób słyszących głosy mogą rozwinąć się pełne objawy choroby psychicznej, a głosy mogą stać się np. szkodliwymi dla jej bezpieczeństwa rozkazami.

Słyszymy się później

Podczas rytuału uzdrawiania odprawianego w kulturze Inuitów „szaman zostaje opętany przez ducha zwierzęcia” – jak opisywała to blisko pół wieku temu Jane Murphy, niedawno zmarła badaczka. Rytuał rozpoczyna się śpiewem i bębnieniem, po jakimś czasie szaman upada na ziemię, później wstaje „wyglądając okropnie, jak pies, bardzo strasznie”, czołga się po ziemi i warczy, a potem podejmuje się aktów uzdrawiania, jak wysysanie choroby z ciała i wydmuchiwanie jej w powietrze. Szamani nie są oczywiście uznawani za szalonych – są obdarzani szacunkiem, ich umiejętności są cenne dla społeczności. Ale to nie znaczy, że wszyscy doznający halucynacji mają kontakt z rzeczywistością niedostępną zwykłym ludziom. Jak zauważył Murphy, Inuici posiadali określenia na osoby szalone czy, jak powiedzielibyśmy dzisiaj, wykazujące objawy chorób psychicznych. Szamani nie byli tak określani, bo po prostu nie postradali zmysłów. Dowód? W odróżnieniu od innych potrafili kontrolować nadejście głosów, wizji czy wystąpienie nietypowych zachowań i wykorzystywali je do określonych funkcji społecznych.

Obserwacje prowadzone współcześnie potwierdzają, że Inuici mieli rację. Jeśli nie co do skuteczności leczenia ciała próbą wysysania z niego choroby, to przynajmniej co do wpływu kontroli nad głosami na ogólny poziom funkcjonowania jednostki. W grupie osób słyszących głosy większość zdolnych do ingerowania w to doświadczenie stanowią ludzie zdrowi, którzy nie zgłaszają się po pomoc do specjalistów. Przeważnie nawet oni nie mogą rozstać się z głosami na stałe, ale są w stanie do pewnego stopnia decydować o tym, kiedy będą je słyszeć. Nie ma jednego sposobu, by „wynegocjować” z głosami własne warunki. Niektórzy są w stanie sprawić, że głosy „zamilkną”, po prostu skupiając swoją uwagę na czymś innym, ale badania sugerują, że próby ignorowania komunikatów mogą czasem nasilać ich obecność. Skuteczniejsze okazuje się czasem zwracanie się do głosów bezpośrednio, jasno zaznaczając, że to nie pora i miejsce. I choć mogłoby się wydawać, że to osoby ze zdiagnozowanym zaburzeniem będą częściej wchodzić z głosami w interakcje, jest inaczej – być może to lęk przed głosami i ich negatywny ton sprawia, że pacjenci chcą się po prostu od nich odciąć, udawać, że ich nie słyszą, zamiast podejmować z nimi pertraktacje. Należy też zwrócić uwagę, że ze względu na brak kontroli nad głosami angażowanie się w ich obserwację może pogłębić problem izolowania się od rzeczywistości.

Umiejętność kontrolowania halucynacji nie pojawia się automatycznie nawet u osób akceptujących ich obecność. Słyszący głosy stopniowo uczą się, w jaki sposób mogą wpływać na ich wystąpienie i które strategie są najbardziej skuteczne. Tymczasem zaburzenia psychiczne często wiążą się z osłabieniem poczucia sprawczości, a tym samym z bezradnością w odniesieniu do głosów. Poznawcze strategie radzenia sobie z natrętnymi głosami mogą być wsparciem dla farmakoterapii i ograniczyć ich negatywny wpływ na funkcjonowanie jednostki.

Wiele osób zmagających się ze schizofrenią wskazuje, że zrozumienie, skąd pochodzą głosy, i dostrzeżenie wywołujących je czynników w połączeniu z budowaniem wiary w to, że są w stanie te głosy kontrolować, pozwoliło im, przynajmniej do pewnego stopnia, odzyskać kontrolę nad halucynacjami. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 32/2021