Poglądy potwierdzone notarialnie

Odżegnuje się od sympatii do narodowego socjalizmu, ale wątpi w sens zakazu szerzenia nazistowskiej ideologii. Na Barbarę Rosenkranz, kandydatkę na prezydenta Austrii w kwietniowych wyborach - przez przeciwników nazywaną "zakamuflowaną nazistką" - chce głosować co piąty Austriak.

06.04.2010

Czyta się kilka minut

Uczestnik demonstracji przeciw Barbarze Rosenkranz, Wiedeń, marzec 2010 r. / fot. Beata Dżon /
Uczestnik demonstracji przeciw Barbarze Rosenkranz, Wiedeń, marzec 2010 r. / fot. Beata Dżon /

52-letnia Barbara Rosenkranz jest obecna w austriackim życiu politycznym od 18 lat: najpierw jako lokalna polityk w landzie Dolna Austria, potem członkini parlamentu. W lutym tego roku została oficjalną kandydatką skrajnie prawicowej Partii Wolnościowej (FPÖ) w wyborach prezydenckich, zaplanowanych na ostatnią niedzielę kwietnia (w Austrii prezydenta wybiera się w głosowaniu powszechnym).

Barbara Rosenkranz (dosłowne tłumaczenie jej nazwiska to: Różaniec) mówi o sobie, że jest "prawicowo myślącym człowiekiem". Prywatnie żona jednego z aktywistów "brunatnej" sceny - nie tylko austriackiej, lecz także europejskiej. Horst Jakob Rosenkranz, rocznik 1943, jest wydawcą jawnie neonazistowskiego pisma "Fakty" (neonazistów nazywa się w nim "ofiarami politycznych prześladowań"). Był liderem zakazanej listy "NIE dla potopu obcokrajowców" i akcji "Austria dla Austriaków" oraz członkiem organizacji, które propagowały treści narodowo-nacjonalistyczne, w tym zdelegalizowanej partii NDP. Horst Jakob Rosenkranz jest też dobrym znajomym "kłamcy oświęcimskiego" Gerda Honsika.

Imiona prawdziwie germańskie

Rosenkranzowie mają dziesięcioro dzieci, w wieku od 30 do 8 lat. Wszystkie noszą germańskie imiona, po części brzmiące dziś zupełnie archaicznie: Hedda, Ute, Alwine, Sonnhild, Volker, Hildrun, Mechthild, Arne, Horst i Wolf. Pytana o to, kandydatka na prezydenta wyjaśniała, że nie wszyscy muszą nosić imię Kevin.

Rosenkranzowie mieszkają w okręgu Korneuburg w landzie Dolna Austria, we wsi Harmannsdorf, która liczy 3,5 tys. mieszkańców. Ponad jedną czwartą terenu zajmują tam lasy. W rodzinie Rosenkranzów to Horst Jakob prowadzi gospodarstwo domowe - co przy tak licznej rodzinie umożliwia młodszej o 15 lat żonie robienie kariery w polityce.

Od 2005 r. Barbara Rosenkranz jest wiceprzewodniczącą Partii Wolnościowej (FPÖ) w skali całego kraju. Natomiast w rządzie kraju związkowego Dolna Austria odpowiada za resort ochrony zwierząt i prawa budowlanego. Drogę na szczyty austriackiej polityki zaczynała od funkcji sekretarza oddziału FPÖ w Dolnej Austrii (1998 r.), potem została przewodniczącą partii w tym landzie. Awans do władz centralnych FPÖ był nagrodą za wierność u boku Jörga Haidera, gdy w partii doszło do sporów i rozłamów. Od 2005 r. Rosenkranz jest więc wiceprzewodniczącą skrajnie prawicowych "wolnościowców". W rubryce "zawód" podaje - gospodyni domowa. Jest jedyną kobietą w najwyższych władzach tej partii.

Po śmierci Jörga Haidera w wypadku samochodowym w 2008 r., szefem FPÖ został Hans-Christian Strache, który teraz wspiera Barbarę Rosenkranz w kampanii prezydenckiej. Ten fotogeniczny bywalec dyskotek i miłośnik szalików, które zmienia co mityng, również uznaje germańskie imiona: jego syn ma na imię Tristan.

Święta Barbara spoza Kościoła

Przez zwolenników Barbara Rosenkranz nazywana jest "świętą Barbarą" - dla kontrastu z poglądami urzędującego prezydenta Heinza Fischera, agnostyka, który wżenił się w rodzinę o żydowskich korzeniach.

Ideałem kandydatki skrajnej prawicy jest cesarzowa Maria Teresa, matka szesnaściorga dzieci i gorliwa katoliczka. Choć religia obu pań nie łączy: Rosenkranz oficjalnie wystąpiła z Kościoła katolickiego (w Austrii, podobnie jak w Niemczech, jest to formalnie możliwe i nieskomplikowane: zainteresowany składa tylko stosowne oświadczenie w urzędzie), a żadne z jej dzieci nie jest ochrzczone.

Ksiądz Edwin Weninger, od 33 lat proboszcz w Seebarn (parafii, do której należy wieś Rosenkranzów), mówi, że Barbara Rosenkranz chętnie pokazuje się podczas świąt w parafii i zasiada z rodziną w pierwszych ławach. Ona sama deklarowała: "wartości chrześcijańskie są mi bliskie".

Ale bardziej dom Rosenkranzów znany jest z celebrowania np. germańskiego święta Sonnwendfeiern, podczas najkrótszej nocy roku - 24 czerwca (dla chrześcijan: świętego Jana). Po takie starogermańskie tradycje sięgnęli chętnie narodowi socjaliści, próbując w III Rzeszy zastąpić chrześcijańskie Boże Narodzenie obrzędem starogermańskim. Praktyki takie do dziś kultywuje się w skrajnie prawicowych kręgach.

W czerwcu 2002 r. impreza zorganizowana przez Rosenkranzów stała się szczególnie głośna, gdy jeden z byłych już członków FPÖ Ewald Stadler (o jawnie neonazistowskich poglądach) mówił publicznie o "rzekomym wyzwoleniu Austrii w 1945 r.". W tradycyjnej mowie wygłoszonej przy ognisku gratulował też Rosenkranzom ich wkładu w "przetrwanie narodu" (czyli ich liczne potomstwo), żałując, że sam ma tylko piątkę dzieci.

"Zakamuflowana nazistka"

Jak wielu polityków skrajnej prawicy, Barbara Rosenkranz nauczyła się tak formułować swe poglądy, aby nie naruszyć prawa - a przy okazji prezentować się jako ofiara nietolerancji i nagonki. Heimat, ziemia ojczysta wolna od "obcych", praca dla "swoich", "własny dom zamiast islamu", "demokracja i wolność poglądów", "wartości, które wymagają odwagi" - takie pojęcia mają jasne znaczenie nie tylko dla wtajemniczonych.

Mówiąc tak, Rosenkranz sygnalizuje nie tylko swe konserwatywne poglądy - gdy chodzi np. o rodzinę i rolę kobiety albo politykę europejską (jako jedyna w parlamencie głosowała w 2005 r. przeciw ratyfikacji traktatu lizbońskiego) - ale także sympatię dla polityki rasistowskiej i historycznego rewizjonizmu. A hasła takie odpowiadają najwyraźniej wielu Austriakom, którym w szkole nie dane było uczyć się o II wojnie światowej: między rokiem 1964 a 1976 historia wykładana w szkole kończyła się tu na I wojnie światowej. Wtedy to także Barbara, urodzona w 1958 r. w mieszczańskiej rodzinie w Salzburgu, chodziła do szkoły. Ale maturę zdawała już po zmianach w programie, a potem studiowała historię i filozofię.

Kiedyś, w jednym z pierwszych wywiadów w radiu publicznym, Rosenkranz opowiedziała się za zniesieniem ustaw antynazistowskich z 1947 r.; później się z tego wycofała. Zniesienie zakazu szerzenia nazistowskiej ideologii i używania nazistowskich symboli - to od dawna cel "brunatnych" środowisk w Austrii i Niemczech. Ona sama "kłamstwo oświęcimskie" w wydaniu kolegi partyjnego, Johna Gudenusa, określiła mianem "wolności poglądów".

Rosenkranz nigdy nie odżegnała się od neonazistowskiej aktywności męża; pytana, odpowiadała, że to jego prywatna sprawa. Na pytanie o wizję prezydenta kraju z mężem-nazistą u boku ripostowała, że "ten urząd nie potrzebuje Pierwszej Rodziny. Poza tym mamy gromadkę dzieci i ktoś musi się zajmować pracą w rodzinie".

Wielu Austriaków przyznaje, że "niestety jest sympatyczna". Urodzona w mieście Mozarta, ceni muzykę klasyczną, a z dziennikarzami spotyka się w dobrych restauracjach. Już jako kandydatka na prezydenta zmieniła nieco swój wizerunek: "etniczne" marynarki z wełny i regionalne "trachty" na biznesowe bluzki i szale. W rozmowie nie daje się sprowokować czy wyprowadzić z równowagi, jest zdyscyplinowana i spokojna.

Jej nominacja była niejakim zaskoczeniem nawet w samej FPÖ: bardziej "na prawo" trudno być nawet w tej partii. A Barbarę Rosenkranz już 15 lat temu nazwano "Kellernazi": "zakamuflowaną nazistką". Uznała to za naruszenie dobrego imienia i walczyła na drodze sądowej, aż do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Trybunał oddalił jej skargę, powołując się na definicję pojęcia "Kellernazi": to "osoba, która ma niejednoznaczny stosunek do idei narodowosocjalistycznych".

Z wizytą u notariusza

"Kronen-Zeitung", najpopularniejszą gazetę codzienną, czyta trzy, może nawet trzy i pół miliona Austriaków. Ta bulwarówka od lat "robi" politykę w 8-milionowym kraju. Niedawno jej bohaterem był Haider. O 89-letnim Hansie Dichandzie, od 50 lat wydawcy gazety, mówiło się, że kiedyś wybierał Austriakom kanclerza. Czy teraz wybierze im prezydenta?

Jeszcze przed nominacją Rosenkranz, Dichand zachęcał do wyboru tej "odważnej matki". Kiedy jednak wierni czytelnicy i własna redakcja podnieśli alarm, że to neonazistka, Dichand zmienił strategię. Zaproponował na łamach gazety, aby Rosenkranz w obecności notariusza zadeklarowała swoje poglądy i zdystansowała się do narodowego nacjonalizmu.

Rosenkranz przystała na propozycję i w obecności kamer podpisała taką notarialną deklarację swych poglądów. Jej partyjni koledzy nie omieszkali zinterpretować tego za kolejny przejaw nagonki. Część skrajnej prawicy była później rozczarowana postawą Rosenkranz. Za to Brigitte Bailer-Galanda, szefowa archiwum Austriackiego Ruchu Oporu, uznała, że ten gest Barbary Rosenkranz to "zakodowana wiadomość": Rosenkranz robi to tylko po to, aby uniknąć konfliktu w sprawie ustaw antynazistowskich, a i tak potem będzie robić swoje. A "Kronen Zeitung", zamiast peanów dla "austriackiej matki", koncentruje się teraz na krytyce urzędującego prezydenta Fischera, który ubiega się o reelekcję.

Socjaldemokrata Fischer mówił, że "prezydent państwa nie powinien formalnie potwierdzać swej wiarygodności". Nie tylko on pyta: gdzie znalazła się Austria, skoro kandydat na najwyższy urząd musi pisemnie i w obecności świadków deklarować swe poglądy?

Na pierwszych plakatach FPÖ pojawiło się hasło: "Wybieramy, KOGO chcemy". Plakaty Fischera odpowiadały: "Dla Austrii: nasze działania potrzebują wartości". W odpowiedzi na plakatach FPÖ pod podobizną Rosenkranz pojawiło się nowe hasło: "Bez odwagi nie ma wartości". Hans-Christian Strache, lider FPÖ, argumentuje: "Nie można mieć tylko jednego kandydata w wyborach. Nie żyjemy przecież w Północnej Korei". Socjaldemokraci ripostują, że w Niemczech kandydatura kogoś takiego jak Barbara Rosenkranz byłaby niemożliwa. Przedstawiciele niemieckich Żydów apelują, aby wiedeńczycy się obudzili.

19 procent: tylko czy aż?

Barbara Rosenkranz deklaruje, że wartością najważniejszą jest dla niej rodzina. To podstawowy motyw jej kampanii: że sukces, kobiecość i macierzyństwo nie muszą się wykluczać. Kobiety z FPÖ wspierają Rosenkranz, bo "nasze tradycje, obyczaje, wartości, nasze pieśni i modlitwy, jak i prace naszych artystów, poetów i filozofów muszą zostać ochronione". Feminizm uznają za bzdurę. Sama Rosenkranz pisała o płciowości w swej książce "MenschInnen. Gender Mainstreaming", że współczesne teorie płciowe prowadzą do "bezpłciowych ludzi". Ostatnio aktorzy udający Rosenkranz w programach kabaretowych witają publiczność słowami: "Szanowni państwo, drodzy bezpłciowi!" - co Rosenkranz uważa za przejaw brutalności w kampanii przeciw jej osobie.

"Lepiej odmawiać różaniec, niż wybierać Różaniec!" - to jedno z haseł, jakie pojawiają się na forach internetowych. W "realu" zaś ponadpartyjny sojusz kobiet, na czele z socjaldemokratyczną wiceburmistrz Wiednia Renatą Brauner - jak deklaruje - występuje przeciw bagatelizowaniu pamięci o nazizmie, pogardzie dla człowieka i negowaniu podstaw demokracji. 25 marca obok wiedeńskiego Hofburga przeciw Rosenkranz demonstrowało kilka tysięcy osób - z różnych pokoleń, o różnych poglądach, skrzykniętych przez studenta politologii ze Słowacji za pośrednictwem Facebooka.

Na scenie znaleźli się znani dziennikarze, muzycy, aktorzy. "Barbara Rosenkranz jest postacią symboliczną, chodzi o ideologię, która za nią stoi" - mówili organizatorzy, wspierani przez wiele organizacji i osób z austriackich środowisk muzułmańskich i żydowskich, na czele z Arielem Muzicantem, przewodniczącym gminy w Wiedniu. - Jeśli Rosenkranz uzyska ponad 20 proc. głosów, trzeba będzie pomyśleć, co dalej robić - mówi Muzicant.

Na razie sondaże pokazują, że Fischer może liczyć na 81 proc., a Rosenkranz na 19 proc. głosów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2010