Podwójny triumf, podwójna odpowiedzialność

Wyborcy wybrali. Wyraźne zwycięstwo odniósł Lech Kaczyński i to on będzie przez następne pięć lat naszym prezydentem. Prezydentem Rzeczypospolitej. Ale o tym, czy to będzie III czy IV RP niech nie decydują zwycięzcy. Decyzję pozostawmy historykom.

30.10.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Zarówno w wyborach parlamentarnych, jak i prezydenckich rywalizowały ze sobą w gruncie rzeczy partie i kandydaci na prezydenta wywodzący się z obozu solidarnościowego. Do finału nie doszła ani lewica postkomunistyczna (innej zresztą wciąż nie ma), ani populiści, co oczywiście nie oznacza, że zwolennicy Andrzeja Leppera czy słuchacze Radia Maryja nie przyczynili się do wygranej Lecha Kaczyńskiego. Ale tak naprawdę wygrała tęsknota za opiekuńczym państwem; tęsknota nieobca nawet polskim przedsiębiorcom, bo ich także trawi lęk o przyszłość.

Tak to już jest, że nie lubimy własnego państwa i równocześnie domagamy się, by rozwiązało ono wszystkie nasze problemy. Obietnice składane przez Lecha Kaczyńskiego brzmiały jak widać bardziej przekonująco. Wraz z Donaldem Tuskiem przegrały “elity": kandydatowi PO przychylne były główne media, duże miasta, inteligencja i wreszcie - niechętnie, ale jednak - czołowi politycy lewicy. To przykra lekcja: elity III RP nie umiały nawiązać kontaktu ze społeczeństwem, nie potrafiły przekazać mu nadziei - stąd zwycięstwo lęków. Po raz kolejny też okazało się, że w Polsce wyborów nie można wygrać bez poparcia wsi. A wsi, mimo korzyści, jakie odnosi z członkostwa w Unii Europejskiej, bliższa okazała się retoryka Polski zamkniętej. Z drugiej strony - w kampanii PiS-u szczególnie mocno zabrzmiało hasło walki z korupcją, a Polacy mają prawo mieć jej dosyć.

Kandydatów proeuropejskich i określanych mianem liberalnych od początku III RP popierali ludzie młodzi. Co sprawia, że ludzie ci z czasem przenoszą się z Polski sukcesu do Polski lęków? Jeśli rozczarowanie, oznacza to najsurowszą ocenę III RP. Tuskowi zabrakło też głosów kilkuset tysięcy młodych Polaków, którzy, nie widząc dla siebie miejsca w kraju, pracują poza Polską.

Zwyciężył najbardziej zdyscyplinowany elektorat Lecha Kaczyńskiego i jego retoryka; granice wschodniej i południowej Polski przesunięte zostały głęboko na zachód. Zwyciężył lęk przed tym, co określono jako liberalizm; wolność zaczęła się niejednemu kojarzyć jako oddanie człowieka w ręce złych, nieznanych mocy. Tak ostre i w gruncie rzeczy fałszywe przeciwstawienie wolności i solidarności musi wpłynąć negatywnie na kształt publicznej debaty. Przegraną nas wszystkich jest też styl kampanii wyborczej, który był zbyt często żenująco niesmaczny, a dyskusja między kandydatami zazwyczaj merytorycznie jałowa.

Jan Rokita mówił o honorowej porażce Donalda Tuska. Ale czy kandydat PO nie ma sobie nic do zarzucenia? Otóż ma. Patrzył bezczynnie, gdy przy pomocy “sprawy Jaruckiej" niszczono jego najpoważniejszego wówczas rywala. Atakom na Włodzimierza Cimoszewicza przewodził polityk PO Konstanty Miodowicz. Dziś Tusk sam poległ od podobnej broni; wyciąganie mu dziadka z Wehrmachtu było najobrzydliwszym chwytem tej kampanii.

Rany zadane sobie nawzajem w pojedynku wyborczym przez kandydatów niewątpliwie odezwą się w przyszłości - stanowią bowiem zarzewie przyszłych konfliktów. Przegraną - już teraz - przyszłych koalicjantów jest znaczna strata czasu. Wzajemna walka wyborcza i wynikająca stąd nieufność opóźniły powstanie rządu, a nawet wybór marszałka Sejmu. Na rzeczowe rozmowy o wspólnym programie i rządzie pozostało dramatycznie mało czasu.

Nie zmienia to faktu, że obecnie odpowiedzialność za kraj ponosi przede wszystkim Prawo i Sprawiedliwość, bo to ono jest najsilniejszym ugrupowaniem w Sejmie i Senacie, ma swojego premiera i prezydenta. Równowaga między koalicjantami została zachwiana, a Platforma Obywatelska, mimo osiągnięcia dobrych wyników, zeszła na drugi plan już teraz, a w przyszłości będzie tak, jak zwykle: słabszy koalicjant traci bardziej i to on będzie płacił większość rachunków wynikających z niespełnionych obietnic. Te obietnice, szczególnie socjalne i gospodarcze, były specjalnością PiS. Obiecywano Polakom mieszkania, wyższe emerytury, niższe podatki, wyższe płace minimalne, dożywianie dzieci, sprawną służbę zdrowia (bez opłat), bezpłatny dostęp do publicznych szkół wyższych, niezmienione zasady ubezpieczeń dla rolników itp., itd.

PiS przezornie rezerwuje dla siebie resorty, w których stosunkowo łatwo pochwalić się spektakularnymi posunięciami kadrowymi (sprawy wewnętrzne, administracja rządowa, policja, służby specjalne, wymiar sprawiedliwości). Natomiast PO byłaby odpowiedzialna najprawdopodobniej za resorty najtrudniejsze - gospodarcze. W takiej sytuacji zawsze można powiedzieć: “chcieliśmy dobrze, tylko ci liberałowie zawalili". Prezydent-elekt wyciąga rękę do rywala. Tyle że partia jego brata będzie poddawana w Sejmie ciągłej pokusie pójścia na skróty i posiłkowania się głosami partii populistycznych tam, gdzie nie będzie zgody koalicjanta na “prosocjalne" projekty ustaw.

PO ma więc w zasadzie trzy możliwe wyjścia:

Może nie tworzyć koalicji rządowej i już dziś w imię interesu partyjnego przejść do opozycji, i to silnej opozycji, z perspektywą dojścia do władzy za rok-dwa. PiS-owi pozostałaby wtedy bądź koalicja z LPR, Samoobroną i PSL, bądź rząd mniejszościowy z doraźnym i ograniczonym poparciem innych ugrupowań.

Platforma może też zdecydować się utworzyć koalicję z PiS, nie dać się zepchnąć na margines - wręcz przeciwnie: krytykując koalicjanta, w miarę możności zdominować wspólny rząd, a jeśli się to nie uda, wówczas z hałasem wyjść z koalicji i przejść do opozycji.

Po trzecie, trwać w koalicji z PiS bez względu na płaconą cenę, ryzykując sromotną porażkę w następnych wyborach. Politycy PO, mający za sobą lekcję Unii Wolności, która słono zapłaciła za koalicję z AWS, na tę ścieżkę nie wejdą.

Scenariusz może być zresztą bardzo podobny. Nad obecnym Sejmem wisieć będzie widmo nieformalnej koalicji posłów PiS z LPR, PSL i Samoobroną. Oznacza to, że rząd może przegrać w Sejmie niejedno głosowanie.

Wiele znaków zapytania czeka nas w polskiej polityce zagranicznej. Lech Kaczyński deklarował aktywność w sprawach wewnętrznych. Na arenę międzynarodową wchodzi z opinią nacjonalisty i eurosceptyka. Czy zdoła wytłumaczyć europejskim partnerom, że jest inaczej? I pytania bodaj najtrudniejsze: czy prezydent Kaczyński wybiera się do Moskwy i Berlina? Co zaproponuje na Kremlu i nad Szprewą?

Najpierw - jeśli nie do Watykanu - pojedzie raczej do Waszyngtonu. Z prezydentem Bushem z pewnością łączy go światopogląd. Tyle że Bush jest przywódcą wielkiego mocarstwa i może nie mieć zbyt wiele czasu dla prezydenta niewielkiej Polski. Deklarowane (na razie jednostronnie) zbliżenie z Ameryką może oznaczać przespanie ważnych procesów, które, choć powoli, jednak w Unii Europejskiej zachodzą. Nie wszystkie zresztą są dla Polski korzystne. Stąd ważne, komu Kazimierz Marcinkiewicz powierzy tekę ministra spraw zagranicznych.

No cóż, zaczęły się prawdziwe problemy. “Z wyników wyborów będę zadowolony dopiero po pierwszej kadencji" - powiedział słusznie “Gazecie Wyborczej" arcybiskup Stanisław Gądecki. Jakim prezydentem będzie Lech Kaczyński? Chcemy, by był naszym prezydentem, ale dlatego właśnie prosimy, by nie wchodził w nową rolę meldując swojemu bratu Jarosławowi o “wykonaniu zadania", jak to zrobił w wystąpieniu po wyborach. Nawet w żartach prezydent RP nie powinien meldować się przywódcy partyjnemu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2005