Jak PiS z LPR

Tak jak największymi wrogami komunistów byli socjaliści, tak dla partii Romana Giertycha głównym przeciwnikiem są bracia Kaczyńscy.

05.06.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Wraz z przyspieszaniem kampanii wyborczej zaostrza się walka partyjna. Nie chodzi już o to, jakie partie wygrają najbliższe wybory, bo to z grubsza wiadomo, ale o te kilka procent, które mogą zdecydować o kształcie rządu. Najnowsze sondaże wskazują, że koalicji PO-PiS może braknąć około dwudziestu głosów w Sejmie do utworzenia rządu bez konieczności dogadania się z trzecim partnerem. Dwadzieścia foteli sejmowych to właśnie raptem kilka procent. Jak można je zdobyć? Bracia Kaczyńscy zaniechali walki z PO. To zrozumiałe, w końcu będzie to ich koalicjant. Obie partie deklarują coś na kształt “szlachetnej rywalizacji". Zresztą PO z każdym dniem bliżej wyborów zachowuje się tak, jakby chciała odnieść w nich jak najgorszy wynik. Wymuszone odejście z partii wiceprzewodniczącej Zyty Gilowskiej, która jeszcze niedawno stała u boku Donalda Tuska i wychwalała go jako przyszłego prezydenta kraju, to tylko jeden z przejawów kryzysu w partii. Platforma i PiS zamiast nawzajem odbierać sobie wyborców postanowiły rozepchać się po bokach. Strategia słuszna, bo nie tylko może zapewnić obu partiom lepsze wyniki, ale też pozwoli uniknąć wzajemnych animozji wyniesionych z przedwyborczej kampanii, co ułatwi tworzenie rządu.

PO zrezygnowała więc z ostrej retoryki w wykonaniu Jana Rokity na rzecz bardziej umiarkowanego języka Donalda Tuska po to, by odzyskać poparcie w centrum i zażegnać niebezpieczeństwo grożące ze strony nowo powstałej Partii Demokratycznej. Tu także gra toczy się o raptem kilka procent, lecz stawka jest wysoka. Bo dla jednej z partii jest to walka o być albo nie być, dla drugiej o fotel premiera - jeśli PiS prześcignie Platformę, to Jan Rokita nie pokieruje rządem. PiS zaś zamiast wdawać się w spory z PO chce realizować dawną strategię niemieckich chadeków zawartą w słowach “na prawo od nas jest już tylko ściana".

Rzeczpospolita trzy i pół

Ale na razie na prawo od PiS jest LPR. Według Lecha Kaczyńskiego ugrupowanie kierowane przez jego brata stało się dla partii Giertycha “głównym przeciwnikiem na całej scenie politycznej". Dlaczego więc Kaczyńscy z taką siłą uderzają w gen. Wojciecha Jaruzelskiego, krytyce którego poświęcili ostatnie dwa tygodnie swojej obecności w mediach? Atakując schorowanego Jaruzelskiego, który zresztą jest całkiem dobrze oceniany przez Polaków, chyba niewiele można ugrać. Generał nie jest już politykiem, a jeśli należy do jakiegoś środowiska politycznego, to tak ideowo odległego, że pod żadnym względem nie zagraża wynikowi wyborczemu PiS. Ale gdy równocześnie głośno mówi się o współpracy Macieja Giertycha z gen. Jaruzelskim, to można kontrkandydatowi Lecha Kaczyńskiego do urzędu prezydenta kraju i partii go popierającej odebrać kilka procent głosów antykomunistycznej prawicy. Sądząc z dotychczasowych - głównie werbalnych - pojedynków obu ugrupowań w ich rywalizacji podstawową bronią nie będą propozycje na przyszłość, lecz przeszłość liderów obu partii na przełomie lat 80. i 90. poprzedniego stulecia. Im szybciej obie partie będą dążyć do IV Rzeczypospolitej, tym bardziej odnajdywać je będziemy w PRL.

Bracia Kaczyńscy chcą budować IV RP. Nawet jeśli wespół z Platformą Obywatelską przystąpią do tego dzieła, okaże się, że jest to tylko mutacja III RP i przedłużenie okrągłostołowych układów. Taka “Rzeczpospolita trzy i pół". Wszak liderzy PiS mają całkiem bogate dossier budowniczych państwa, w którym żyjemy. Byli przy Okrągłym Stole, uzgadniali kompromisy z gen. Jaruzelskim, potem pełnili funkcję szarych eminencji środowiska Lecha Wałęsy. Obaj zasiadali w Senacie I kadencji. A gdy Wałęsa znalazł się w Belwederze, bracia objęli kluczowe funkcje w Kancelarii Prezydenta (Jarosław w okresie 1991-93 szefował jej jako minister stanu, Lech zaś od wiosny do jesieni 1991 był ministrem stanu ds. bezpieczeństwa). Jarosław przewodniczył Porozumieniu Centrum i dwukrotnie był z jej ramienia posłem. Lech Kaczyński ponadto przewodniczył komisji administracji i spraw wewnętrznych (od listopada 1991 do marca 1992), następnie (w latach 1992-95) był szefem NIK, natomiast w gabinecie Jerzego Buzka objął pewien czas tekę ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Przy złej woli można nawet wykazać związki PiS z systemem PRL. Wszak to Zbigniew Wassermann był PRL-owskim prokuratorem. Pomińmy jednak pomniejszych polityków tej partii czy pomówienia dotyczące spółki Telegraf. I tak dokonania braci Kaczyńskich już wystarczą, by Roman Giertych mógł krzyczeć z trybuny sejmowej: “Aby budować IV RP, najpierw trzeba rozliczyć się z III RP". Co więcej, jeśli PiS zawiąże koalicję z Platformą - partią, w której aż roi się od dawnych członków Unii Wolności i Kongresu Liberalno-Demokratycznego, określanych przez złośliwych mianem “liberałów-aferałów" - rząd taki z pewnością zostanie okrzyknięty przez skrajną prawicę rządem broniącym dawnych układów. Roman Giertych chce tworzyć alternatywę dla Rokity i Kaczyńskich, a nie współpracować z nimi. Dla niego rządy PO i PiS “będą rządami liberalnymi, będą rządami kontynuacji tego, co robił AWS i UW, być może nawet w gorszej formie" - jak przekonywał w ubiegłym tygodniu w Radio Maryja. Nieważne, czy prezydentem zostanie Lech Kaczyński czy Donald Tusk, a premierem będzie Jan Rokita czy Jarosław Kaczyński - rychło dowiemy się, że politycy ci ukradli pomysł na IV RP, a cała ich “moralna rewolucja" to był humbug, wymyślony po to, by jeszcze raz ten sam układ rządził krajem.

LPR-PRL

Roman Giertych jest za to dużo bardziej wyrozumiały dla gen. Jaruzelskiego i nie uważa, by słuszne było karanie kogokolwiek za pogląd. Wie, że kule wymierzone w architekta stanu wojennego rykoszetem trafią w jego ojca i całe ugrupowanie. Bo ostanie lata PRL nie są chlubną kartą polskiej radykalnej prawicy. Maciej Giertych, członek Rady Konsultacyjnej przy Przewodniczącym Rady Państwa gen. Jaruzelskim, mówił na jej posiedzeniach w lipcu 1989 r. (sic!): “Wszedłem do Rady, bo popieram stan wojenny", a także: “Związek Radziecki nas militarnie ochrania, jest też wypróbowanym partnerem gospodarczym. Potrzebny nam u steru ktoś, kto zapewni trwałość sojuszu ze wschodnim sąsiadem. Rolą prezydenta będzie pilnować, by nie przejść z deszczu pod rynnę, byśmy nie stracili tych pozytywów, które daje nam oparcie o Związek Radziecki. Tylko Pan, Panie Przewodniczący, może nam to zagwarantować". Ostatnie zdania kierował oczywiście do gen. Jaruzelskiego.

Dlatego już u progu kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński atakuje Macieja Giertycha nazywając go chwalcą Armii Czerwonej, z haniebną - a nawet zdradziecką - przeszłością. PiS nie przestaje sugerować, że podczas gdy politycy tej partii walczyli z komuną, obecni politycy Ligi system komunistyczny współtworzyli. Jarosław Kaczyński idzie nawet dalej, oskarżając LPR o dywersję. Podczas debaty sejmowej nad samorozwiązaniem sugerował, iż LPR “podlega podejrzeniu, że w istocie pod pozorem walki o IV Rzeczpospolitą walczy o utrzymanie tego układu, że ma różnego rodzaju dziwne powiązania". Przypomniał też, że to środowiska obecne dziś w LPR poparły kandydaturę gen. Tadeusza Wileckiego - “absolwenta Woroszyłowki" - na prezydenta. Oczywiście Roman Giertych próbuje odwrócić kota ogonem. Przypomniał, że gen. Wileckiego szefem sztabu Wojska Polskiego “zrobił pan Lech Wałęsa, z którym jako żywo nikt z LPR nie miał żadnego związku". Na zarzut zaś współpracy jego ojca z Jaruzelskim odpowiada, że to nie w ich partii zasiadają politycy, którzy w sejmie kontraktowym zdecydowali o wyborze generała na prezydenta (są za to w PiS). Co więcej, ostatnio politycy LPR zarzucili Lechowi Kaczyńskiemu, że wraz z Andrzejem Stelmachowskim i Jackiem Kuroniem tworzył w 1989 r. “grupę specjalną", której zadaniem było porozumiewanie się z przedstawicielami PZPR i umożliwienie wyboru gen. Jaruzelskiego na prezydenta. Biorąc pod uwagę przeszłość jego ojca właściwie nie wiadomo, co w oczach młodego Giertycha jest gorsze: wybór Jaruzelskiego czy współpraca z Kuroniem?

Kolejne próby włodarzy Radio Maryja by pożenić prawicowe partie, nie przynoszą efektów. PiS dochowuje wierności Platformie, Giertych zaś utrzymuje, że najpierw politycy PiS musieliby przeprosić za “Okrągły Stół, udział w rządach prywatyzacji, które doprowadziły do rozgrabienia majątku narodowego, poparcie UE oraz wojny w Iraku". Trudno o bardziej zwięzły protokół rozbieżności. Myśl o współudziale polityków PiS w “rozgrabianiu majątku narodowego" popchnęła lidera LPR do konkretnych działań na forum komisji śledczej ds. Orlenu. Na wniosek Giertycha wezwano w maju przed komisję Adama Glapińskiego, byłego ministra ds. współpracy z zagranicą, którego rozporządzenie wprowadzające koncesje na obrót towarami z zagranicą miało wyeliminować państwową firmę CIECH z dostaw ropy dla polskich rafinerii. Miejsce CIECH-u zajęła tajemnicza spółka J&S. Giertycha interesowała ówczesna przynależność partyjna Glapińskiego, a także jego zastępcy Andrzeja Diakonowa. Obaj byli w Porozumieniu Centrum braci Kaczyńskich, a Diakonow jest dziś posłem z ramienia PiS.

Na niedawnej konwencji wyborczej LPR jej politycy nie szczędzili starań, by wepchnąć Kaczyńskich w III Rzeczpospolitą i jej fundamenty. Ich nazwisko wymieniano jednym tchem z nazwiskami Adama Michnika, Lecha Wałęsy, Bronisława Geremka, Tadeusza Mazowieckiego. Zygmunt Wrzodak bezpardonowo atakował Lecha Kaczyńskiego, mówił o nim: “Zajmował najwyższe stanowiska, a wtedy były afery: FOZZ, Telegraf". Niedługo potem Wrzodak zaskarżył Jarosława Kaczyńskiego do prokuratury, gdyż ten miał nazwać polityka LPR “ruskim agentem".

W cieniu "układu warszawskiego"

Do jeszcze innej potyczki - tym razem nie o przeszłość - doszło w Warszawie. Do niedawna PiS i Liga tworzyły w stołecznej radzie koalicję. Miesiąc temu sojusz ten rozpadł się, ponieważ LPR postanowiła w Warszawie otworzyć kolejny front walki z PiS. Jej radni - z osobistego rozkazu Romana Giertycha - przystąpili do krytyki poczynań Lecha Kaczyńskiego. W transmitowanym przez stację TVN 24 posiedzeniu LPR zarzuciła prezydentowi stolicy, że nie rozbił “układu warszawskiego", odpowiedzialnego m.in. za aferę mostową, a wręcz się z nim sprzymierzył. W odpowiedzi PiS zażądało odwołania szefa warszawskiej rady Jana Marii Jackowskiego i od 19 maja szefem rady jest polityk PiS. Jeśli Warszawa miała być dla Kaczyńskiego polem doświadczalnym w przygotowaniach do prezydentury całego kraju, to walki w stolicy dają nam przedsmak tego, co czeka nas w najbliższych przedwyborczych miesiącach.

Bracia Kaczyńscy są radykalni. Nie przebierają w słowach, gdy atakują członków dawnej PZPR, “Gazetę Wyborczą", dawną Unię Wolności, popierają lustrację w jej skrajnej formie, co nieco zarzuciliby też politykom Platformy Obywatelskiej. Straszą nas rewolucją i budową IV RP - państwa, w którym obywatele bać będą się władzy. Ale dla LPR to wszystko za mało. Bo Kaczyńscy jednocześnie są na tyle uczciwi, że wyśmiewają oskarżenia Giertycha pod adresem środowisk dawnego KOR, nie wstydzą się współpracy w opozycji z Adamem Michnikiem czy Bronisławem Geremkiem ani zaangażowania w Okrągły Stół. Gdy Giertych przekonuje, że Michnik jako członek ROAD był “aparatczykiem partyjnym", bo ROAD to kontynuacja frakcji PZPR wyrzuconej z PZPR w 1968 r., Lech Kaczyński odpowiada: “Po 1989 r. bardzo wiele podzieliło mnie z Adamem Michnikiem. Szkoda, że tak się stało. Można się z nim nie zgadzać, natomiast koncepcja Giertycha, że Adam Michnik jest partyjnym aparatczykiem, bo jakaś grupa została w 1968 r. wyrzucona z partii, to jest nawiązywanie do »szczytnych ideałów« Marca w klasycznym wydaniu Mieczysława Moczara i do grupy Grunwald, czemu osobiście się nie dziwię, bo niedaleko pada jabłko od jabłoni". I dalej: “To byłoby śmieszne, gdyby nie to, że grupa ludzi wyrosła ze skrajnie endeckiej tradycji usiłuje za pomocą najwierutniejszego historycznego kłamstwa skupić wokół siebie pewną część opinii publicznej. To zjawisko dla Polski bardzo groźne. O ile w Polsce Roman Giertych nie demonstruje swego przywiązania do Rosji, o tyle jego ojciec wraz z frakcją LPR w parlamencie europejskim należy do marginesowej grupy 40 deputowanych europejskich, którzy są skrajnie prorosyjską grupą w tym właśnie parlamencie". (“Gazeta Wyborcza" z 21 maja). Kilka zdań, ale za to jak ostrych: mamy i zarzut o ideową ciągłość z najgorszymi elementami służb specjalnych PRL, i o oglądanie się także dziś na Kreml.

Pozostaje czekać tylko, aż Radio Maryja pogodzi się z myślą, że nie przeciągnie braci Kaczyńskich, i by pomóc skrajnej prawicy, przypuści na nich atak. PiS nie godząc się z retoryką LPR sam został przyparty do ściany. I nie ma wyjścia: albo zgniecie partię Giertycha i Wrzodaka, albo w przyszłym Sejmie szybko usłyszymy o konieczności zbudowania V Rzeczypospolitej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2005