Podróż widmo

Brytyjski historyk i indyjski pisarz zmierzają w przeciwległych kierunkach. Mijają się na trasie Wschód-Zachód, zatłoczonej przez ludzi pchających walizy pełne mitów i wyobrażeń. Jeden dotrze do celu, drugi zabłądzi.

24.09.2012

Czyta się kilka minut

Na zdjęciu: William Dalrymple / Fot. Sarang Sena / Getty Images / FPM
Na zdjęciu: William Dalrymple / Fot. Sarang Sena / Getty Images / FPM

W opowieści o współczesnym świecie, oplecionym siecią połączeń, ważne jest pytanie: czy się wzajemnie rozumiemy? Korytarze komunikacyjne są gotowe – geograficzne i wirtualne autostrady o wielkiej przepustowości nie stawiają poznaniu żadnych granic. Ale czy łatwy dostęp, skrócona ścieżka i szybka podróż sprawiają, że możemy być razem? Czy też bezustannie się rozmijamy, zbyt zajęci samą możliwością bycia w ruchu?

Dwaj pisarze wyruszyli na poszukiwanie Innego. Wyszli sobie naprzeciw, a zawędrowali w zupełnie odmienne rejony. Powieść „Solo” Hindusa Rany Dasgupty i „Dziewięć żywotów”, reporterska odyseja brytyjskiego historyka Williama Dalrymple’a, razem stanowią monetę współczesności – z awersu uśmiecha się nadzieja na spotkanie, na rewersie widać tylko miraże.

Dalrymple, pisarz z potężnym dorobkiem i długą półką nagród, od lat prowadzi jednoosobowe centrum badań nad Indiami. Przeprowadził się tam, mieszka na farmie, trochę ponad godzinę drogi od Delhi. W dotychczasowych tytułach prześwietlał indyjską przeszłość, triumf i upadek wielkich dynastii, życie na dworach i w metropoliach. Jego najnowsza książka, „Dziewięć żywotów. Na tropie świętości we współczesnych Indiach”, jest wizytą w tych zaułkach, w których nie obowiązują prawa nowoczesności – żyje się dla Boga, w odosobnieniu, według reguł tak starych, że bezczasowych. Dalrymple zajmuje się duchowością, odwiedza przedstawicieli różnych wierzeń i oddaje im głos. Opowiadają o praktykach religijnych i ich metafizycznym znaczeniu. Powstało coś na kształt rejestru modeli medytacyjnej egzystencji, zbioru życiorysów spisanych współcześnie, ale przynależących do innego świata. Dalrymple próbuje przybliżyć się do tego, co w Indiach minione, a jednak obecne i aktualne.

Rana Dasgupta, młody indyjski autor, wychowany i wykształcony w Europie i USA, ale mieszkający w Delhi, w pierwszej książce, „Tokyo Cancelled”, zajmował się globalizacją – uwięził trzynastu bohaterów na lotnisku, by opowiedzieli o życiu w teraźniejszości. Jego druga powieść, wydana właśnie w Polsce „Solo”, jest wyprawą do wnętrza współczesnej Europy i retrospektywą jej historii. Fabułę stanowi życie niespełnionego bułgarskiego naukowca, a jej tłem są dramatyczne dzieje kontynentu. Dasgupta cofa się do pierwszej wojny światowej – chwili, w której dawna Europa ulega unicestwieniu i z wiarą w przyszłość zaczyna pisać swoje dzieje od nowa. Duch czasów zaklęty jest w badawczym i politycznym postępie, przez kolejne sto lat – bo tyle obejmuje opowieść Hindusa – Europejczycy będą wyznawać wiarę w lepsze jutro. Książka Dasgupty, znakomita literacko, jest podróżą spełnioną – Hindus prowadzi opowieść o Europie z samego jej środka. Zdołał wniknąć w nas i subtelnie rozpisać tutejsze tajemnice. Bohaterowie są i nie są fikcyjni, zostali powołani do literackiego życia w sposób najzupełniej przekonujący i realny.

A więc można z Azji przyjechać do Europy, znaleźć się tu – pojąć, osadzić, istnieć. Natomiast podróż w przeciwnym kierunku okazuje się niemożliwa, cel wciąż się oddala. William Dalrymple, uzbrojony w logiczno-analityczny oręż i szlachetne zamiary, poniósł w Indiach porażkę. Jak tylu przed nim. Pojechał w wiele miejsc, zadał wiele pytań, a zanotowane odpowiedzi skrupulatnie skonfrontował z naukowym dorobkiem. Ale dotarł donikąd, nie dowiedział się niczego. Uosabiana przez niego Europa jest skazana na błądzenie, podczas gdy sama została już odnaleziona, objęta i zrozumiana.

ZŁOŚLIWY REBUS

Geograficzne umiejscowienie obu pisarzy jest symboliczne: Dasgupta przyjechał kiedyś do Europy, żeby się kształcić, poznawać ją, lecz nie anektować. Dziś żyje w Indiach, bez potrzeby dosłownego potwierdzenia, że ma z nią związek. Inaczej Dalrymple – próbuje chwycić umykające Indie, sprowadzając się tam. Zajmuje strategiczną pozycję i kawałek przestrzeni. Zamieszkiwanie konkretnego terytorium przez pisarzy Zachodu, pretendowanie do roli znawców rejonu jest dalekim, ale wyraźnym echem czasów, gdy Europejczycy ścigali się o posiadanie świata. Literacka mapa jest gęsto usiana placówkami badawczymi – nasi reporterzy i pisarze w pocie czoła „rozpracowują globalną rzeczywistość”. Sposób, w jaki Dalrymple zabrał się do poszukiwania świętości w Indiach, ma coś z typowej dla Zachodu zachłanności. I przekonania, że cudzą mądrość, odległe sekrety i sposób życia można przyswoić, posiąść.

Brytyjski badacz zadaje pytania z przekonaniem, że istnieją odpowiedzi. Prosi rozmówców, by zrelacjonowali – chronologicznie, bo linearny ład jest ważny – swoją drogę ku duchowej głębi. Pracuje metodycznie, jak ktoś, kto zamierza złapać unoszący się w powietrzu zapach przy użyciu grabi. Zbiera pustkę. Długie monologi mniszek, pielgrzymów, wyznawców, tancerzy rytualnych tworzą gładką kulę. Lśni, kusi, hipnotyzuje, pozwala obracać się w dłoniach, ale niczego nie ujawnia. Nie ma początku ani końca; nie da się wejść do środka. A im bardziej dociekliwy i żądny konkretu jest autor, tym mniej dostaje.

Europejczycy traktują Indie jak zagadkę do rozwikłania – złośliwy rebus, który odrzuca wszystkie logiczne wyjaśnienia. Mit uduchowionej, świętej Azji, wciąż nie obalony, drażni nasze poczucie wielkości. Wschód, skrywający tajemnicę, jest niepokojący. Zrozumieć go – znaczyłoby unieszkodliwić i okiełznać. I uciszyć wątpliwość, czy nasza silna wiara w materialno-intelektualny dorobek ludzkości jest aby słuszna. Książka Dalrymple’a miała być wyjaśnieniem, może nawet recepturą na udane życie duchowe. Tymczasem tylko powiększa lęk.

Bo bohaterowie „Dziewięciu żywotów” są szczęśliwi w ascezie, uniesieni radykalnym poświęceniem, dumni z odrzucenia doczesnego świata, pewni swych wyborów. Z każdą ich opowieścią rośnie bezsilność: drzwi do tak wielkiego spokoju, utożsamienia z Bogiem i niewzruszonej zgody na los są dla nas zamknięte. Dalrymple ich nie uchyla. Trzyma się reporterskich schematów, każdą biografię okrasza porcją naukowych informacji, puentuje optymistycznie, rusza dalej. Kręci się w kółko, szukając wyjaśnienia, a zgryźliwy demon wciąż krzyczy: „Zimno! Jeszcze zimniej! Lodowato!”. Utarty szlak działa jak magnes – nie pozwala autorowi zrobić ani kroku w bok. Nie odsłania się prawda. Indyjska świętość stoi przed nami: jaskrawa, uśmiechnięta i zupełnie niedostępna, jak wymalowane jaskrawymi farbami bóstwa.

ALCHEMIA NOWOCZESNOŚCI

Dalrymple żyje w centrum Indii, ale pozostaje na zewnątrz, jak oparty o szybę turysta. Rozległa wiedza i doświadczenie nie dają mu zdolności wnikania. Hermetyczne indyjskie społeczeństwo, stworzone z precyzyjnie definiowanych grup odniesienia, nie wpuszcza obcych. Nie można stać się wyznawcą hinduizmu inaczej niż przez urodzenie, nie ma też sposobu, by dołączyć do kasty, a największa nawet gościnność Hindusów w żadnym stopniu nie zaciera granicy między nimi a gośćmi z innego świata.

Tymczasem Dasgupta, choć urodził się w Indiach, portretuje Europę z wnikliwością i trafnością człowieka stąd, kogoś, kto nigdy nie był przybyszem. Bez wysiłku odnajduje właściwy punkt obserwacji, a raczej – od niego wychodzi. Na głównego bohatera swej historii wybrał mieszkańca Bułgarii, a więc tej części Europy, która widzi siebie całą: Zachodnią, Środkową i Wschodnią. Nie odwraca się od swych szpetnych, niedoskonałych części, nie udaje cywilizacyjnej miss piękności. Fabuła Dasgupty wyrasta z Bałkanów, a więc z Europy wzgardzonej, rzekomo skarlałej, uważanej za nie w pełni rozwiniętą właśnie z powodu swego wschodniego położenia, wpływów Orientu.

Bohaterem powieści „Solo” jest Urlich, bułgarski chłopiec o imieniu wyrażającym nadzieje i ambicje przełomu stuleci. Niemiecka nauka i logika miały prowadzić do wielkości, więc utalentowany muzycznie chłopiec musiał porzucić artystyczne, przywleczone ze Wschodu „cygańskie” fantazje, by oddać się badawczej dyscyplinie. Dasgupta precyzyjnie wyznacza pejzaż XX-wiecznej Europy, zapatrzonej w atom jak w bóstwo, spragnionej plastiku, traktującej chemię jak alchemię nowoczesności. Ale nade wszystko kreśli obraz społeczeństw zapatrzonych w ideę postępu, szykujących się do wielkiego skoku z przekonaniem o nieuchronności rozwoju. Europejska gorączka ma też wymiar polityczny – nadchodzi rewolucja, razem z nią ofiary, wreszcie wojna. Atom objawia swe niszczycielskie oblicze, rzeki spływają radioaktywnym ściekiem, reżimy regulują nową codzienność.

Załamanie wielkich wizji i naukowych celów Urlich przypłaca rodzajem szaleństwa. „Uważał, że współczesny człowiek nie powinien żyć dłużej niż czterdzieści, pięćdziesiąt lat, bo ludzki organizm nie wytrzymuje zbyt wielu unicestwień i ponownych stworzeń świata”. Rozgoryczony, na własną rękę cofa czas. Zamyka się w domowym laboratorium i w latach 70., gdy przedmioty codziennego użytku produkowane są już masowo z tworzyw sztucznych, on postanawia na nowo wynaleźć plastik. Jeszcze raz, jeszcze lepiej dokonać postępu. Być jego częścią i twórcą, nie korzystać z istniejących odpowiedzi, ale uzyskać własną. Tu Dasgupta dotyka bodaj najistotniejszej różnicy między ojczystymi Indiami a Europą.

WCHŁANIANIE ŚWIATA

Jego bohater próbuje dokonać wyłomu – w liniowo rozwijającym się świecie Zachodu chce wprowadzić równoczesność bytów. Przesiada się z pędzącego pociągu do własnego pojazdu poruszającego się innym torem. Wkrótce do jego drzwi zapukają strażnicy ładu, zamkną laboratorium, a jego – jako niesprawnego umysłowo – skierują do ośrodka opiekuńczego.

Natomiast w Indiach wielość i współistnienie czasów to kwestia harmonii. Tam William Dalrymple może spełnić marzenie historyka – udać się w przeszłość, która nigdy nie przeminęła. Spotyka się z ludźmi ukształtowanymi przez tysiącletnie systemy, przemieszcza się po kraju, którego domeną jest trwanie. Azja wiruje, ruch naprzód nie jest tam istotą rzeczy. Jednoczesna obecność istnień niewyobrażalnie starych i nowo powstałych jest dla Dalrymple’a ważnym obszarem badań – sprawdza on, jak daleko sięgają zmiany i jak skutecznie nowe wypiera stare. Jako Europejczyk zakłada, że młode musi zwyciężyć, prędzej czy później usuwając wcześniejsze rozwiązania. Ale tak się nie dzieje. Stare trwa, obojętne na współczesność.

Człowiek Zachodu wciąż usiłuje wymyślić siebie na nowo – Dasgupta świetnie ujął koszty tej ambicji: pokazuje człowieka, który przeżył zbyt wiele, cierpi, bo przywódcy, wizjonerzy, filozofowie wciągają go w okrutną i beznadziejną grę – ulepszanie, dążenie do ideału. Tymczasem indyjscy rozmówcy Dalrymple’a dobrowolnie wyrzekają się posiłków, związków z ludźmi, wcielają w bóstwa albo porzucają normy społeczne i upajają się wiarą, bo towarzyszy im przekonanie o niezmienności losu. Nie przyznają sobie boskich kompetencji, nie dręczy ich więc nadmierna odpowiedzialność. W rozmowach historyka powraca motyw bycia narzędziem w rękach Wszechmocnego, przejawem jego woli i mocy twórczej. W Indiach, przy współistnieniu wielu wyznań, silnie rozpowszechnione jest przekonanie, że świat rzeczywisty to ułuda. Stąd duża zdolność do życia bez jego materialnych elementów, spotykana nie tylko wśród sadhu, wędrujących mędrców czy medytujących mnichów, ale także wśród najuboższych i wykluczonych, którzy nie wybrali nędzy.

W Indiach wielu żebrzących i bezdomnych nie posiada niczego – ani jednego przedmiotu, poza kawałkiem ubrania osłaniającego ciało. W Nowym Jorku, Tokio, Warszawie i Londynie bezdomni dźwigają ze sobą siaty, ciągną wypchane wózki i torby. Wzmacniają się posiadaniem, przetrwanie bez własności nie jest możliwe. Nad Gangesem utożsamia się je z wyzwoleniem. Mnisi i pielgrzymi pytani przez Williama Dalrymple’a opowiadają, jak surowymi ćwiczeniami i postami, modlitwą i studiami odegnali pychę, pragnienia świadczące o słabości. Zbierający ich wypowiedzi historyk nie decyduje się na komentarz. Gdzieniegdzie można spomiędzy wierszy wyczytać podziw, zdumienie, przychylność. Jak zresztą miałby odnieść się do losów ludzi, którzy dobrowolnie porzucili życie i przenieśli się w inny wymiar egzystencji?

Dla wielu współczesnych Europejczyków głębokie istnienie duchowe jest fantazją równie odległą, jak przed laty księżycowy wyczyn Armstronga dla azjatyckich analfabetów. Podczas gdy osiągnięcia naukowe dają się łatwo tłumaczyć na obce języki i skutecznie podróżują na Wschód, nic podobnego nie dzieje się w sferze transmitowania wiary i religii na Zachód. Wpływ duchowości Wschodu ogranicza się do zjawisk powierzchownych – mód, lokalnych adaptacji, redukujących filozofie do zajęć gimnastycznych. Nie przyjmujemy w Europie wschodnich wzorów egzystencji zanurzonej w religijności i rytualności. Natomiast Hindusi chętnie adaptują elementy zachodniego stylu życia. Westernizacja jest jednak pozorna, zatrzymuje się na sferze rozrywki, obyczajowości. Wielkie telewizory i oferta fast-foodów to tylko zmiana scenografii – estetyczna rewolucja nie sięga do domowych pokojów modlitewnych, gdzie Śiwa i Ganeśa nadal przyjmują dowody uwielbienia.

indusi znakomicie radzą sobie z wchłanianiem świata i wykorzystywaniem możliwości, jakie stworzyła współczesność. Adaptują się w różnych krajach i kulturach, szybko osiągają awans społeczny – tak ceniony w Europie, a od niedawna możliwy także w Indiach. Nie tracą przy tym tradycyjnego DNA, zachowują tożsamość w nowych okolicznościach. To zdolność ludzi nawykłych do wieloznaczności, współistnienia sprzeczności. Książka Dalrymple’a boleśnie uświadamia, że Europejczycy nie są równie dobrze przygotowani. Mamy wąsko zakrojone umiejętności poznawcze, dawno temu zawierzyliśmy nauce, technologii, testom empirycznym i dowodom laboratoryjnym. Co dzień publikujemy nowe rewelacje o postępach badawczych, coraz bardziej przełomowych, ale coraz mniej ważnych. Dławimy się odpowiedziami, które potęgują jedynie poczucie zagubienia. Nauka okazała się fałszywą boginią.

***

„Solo” jest europejską opowieścią o pojedynczym losie, samotności wobec wielkich procesów i prądów historii. To, co zbiorowe, jest tu także złowrogie: idee, systemy polityczne, wojny. Nieszczęścia przychodzą w liczbie mnogiej, a człowiek jest w zderzeniu z nimi zawsze ofiarą. Zaś „Dziewięć żywotów” prowadzi do Indii w jedyny możliwy sposób – przez wielość. Wędrujący osobno wyznawcy okazują się wielomilionową armią, roznoszącą modlitwy i pragnienie świętości. Tam człowiek jest zawsze rytualnie połączony z innymi i samym sobą – w byłych i przyszłych wcieleniach, w czasie, który nigdy nie przemija.

Książka Rany Dasgupty pokazuje, że Hindusi potrafią być w drodze, nie wypatrując jej kresu. Indyjski autor nie zamyka opowieści – zmienia ją w sen na jawie, otwiera kolejny świat, precyzyjny i niemożliwy, konkretny i baśniowy jak hinduskie eposy. Niepostrzeżenie historia się zmienia, ostatnie zdanie nie ma nic wspólnego z pierwszym i wcale nie jest zakończeniem. Tymczasem Dalrymple tkwi w miejscu, między pierwszym a ostatnim słowem książki nic się nie zdarza – zupełnie jakby podróży nie było.


William Dalrymple, „Dziewięć żywotów. Na tropie świętości we współczesnych Indiach”, przeł. Saba Litwińska, Czarne 2012


Rana Dasgupta, „Solo”, przeł. Michał Kłobukowski, Czarne 2012

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Publicystka, reportażystka i pisarka. Za debiut książkowy „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii” (2011) otrzymała w 2012 r. nagrodę Bursztynowego Motyla im. Arkadego Fiedlera. Jej książka była też nominowana do Nagrody Nike, Nagrody Literackiej Angelus oraz… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2012