Pod maską wykluczenia

Większość ideologicznych wypowiedzi prawicy odnajduje się najlepiej we mgle. Udają świętego Jerzego walczącego z niewidocznym smokiem.

31.05.2011

Czyta się kilka minut

/ rys. Mirosław Owczarek /
/ rys. Mirosław Owczarek /

Opozycji politycznej należy teraz tylko współczuć. Jej jawne słabości nie wynikają z tego, że jest bezprogramowa, jałowa, reaktywna, że niewiele poza gniewnymi okrzykami ma do powiedzenia albo że wyborcy odrzucają PiS w kolejnych wyborach. Prawdziwy problem w tym, że jest zagłuszana, niszczona, represjonowana. Ba, obecne władze - alarmuje poseł Antoni Macierewicz - próbują odbudować państwo totalitarne.

Profesor doktor wykluczony

Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska uważa, że nie ma już mowy o demokracji. Jest domknięty system, w którym monopol polityczny i ideowy narzuca jedna partia. Pani doktor rozpędziła się w wywiadzie prasowym jeszcze dalej i stwierdziła: "Jedni, w poczuciu wyższości, traktują innych jak wykluczonych, a co najmniej stygmatyzowanych, jak obcą, wrogą mniejszość narodową (...) to przypomina nienawiść quasi-rasową".

Prof. Zdzisław Krasnodębski (z Bremy) siedząc w foteliku w namiocie Solidarni 2010 na Krakowskim Przedmieściu z założonymi nogami, trzymając biały kapelusik na kolanie, oznajmia, że on i jego współtowarzysze walki (tak, walki!) są wypychani ze sfery publicznej, szykanowani. Nie inaczej rzecz widzi poseł Macierewicz, który mówi o strasznych represjach, łamaniu prawa i łamaniu charakterów. Powiada: trzeba o tym zawiadomić prezydenta Obamę. Napiszmy do niego list zbiorowy.

Prof. Ryszard Legutko tęsknie patrząc z namiotu Solidarni 2010 na okna swojego gabinetu w Pałacu Prezydenckim, w którym spędził pracowite miesiące, mówi o wściekłych atakach na przywódców PiS, "dlatego, że oni zagrażali temu monopolowi dawnego układu. I nagle, wydawałoby się paradoksalnie, rok temu myśmy zaistnieli, na skalę niebywałą w Polsce. I oni wpadli w popłoch, oni zaczęli się bać. Zaczęła się kontrakcja. I oni się boją do tej pory. Oni się coraz bardziej boją".

Powtarza się w tych wypowiedziach kilka motywów. Pierwszy żywcem wzięty z czasów stanu wojennego: władza jest w istocie nieprawomocna, wygrała wybory trickami i oszustwami, teraz narzuca swoje racje i należy z nią walczyć jak z obcymi, wrogimi siłami. Drugi: to nie my, opozycja, jesteśmy słabi, tylko oni manipulują, łamią prawo, reguły demokracji i dlatego przegrywamy. Trzeci: zwycięstwo wyborcze PO nie jest nic warte, bo za opozycją stoją racje moralne (to źli ludzie, powiada o rządzących Jarosław Kaczyński), racje polityczne, rozsądek, właściwe rozumienie demokracji. Po drugiej stronie jest tylko brutalność, szykany, represje.

I jeszcze jedno: kluczowym słowem wypowiedzi prawicy jest motyw wykluczenia.

Kto sieje wiatr

Do tej pory za wykluczonych uważaliśmy ludzi biednych, zaniedbanych, osoby z warstwy zwanej przez socjologów podklasą. Wykluczonymi czuli się homoseksualiści. Niekiedy w retoryce ruchów feministycznych do miana wykluczonych awansowano kobiety. Za wykluczone uchodziły mniejszości narodowe czy religijne. Były pośród wykluczonych ofiary własnej bezradności, alkoholizmu, przemocy. Wszystkie te grupy miały jakieś powody, by uważać, że są zepchnięte na margines. Mogły uchodzić za ofiary: czy to niesprawiedliwości, bezduszności urzędników, czy to (częściej) nietolerancji, przesądów etnicznych czy obyczajowych. W każdym z tych przypadków to była i jest kategoria zrozumiała, choć wysoce niejednorodna.

Tym razem jedna formacja polityczna, mająca drugi co do wielkości klub w Sejmie i posiadająca licznych radnych, partia, której wsparcia udziela drugi co do wielkości dziennik w Polsce ("Rzeczpospolita") i za którą murem stoją dwa popularne tygodniki ("Uważam Rze" i "Gazeta Polska", z łącznym nakładem blisko 200 tysięcy egzemplarzy) oraz dziesiątki portali internetowych, powiada o sobie: jesteśmy wykluczeni. Jesteśmy ofiarami matactw, oszustw, kłamstw, zorganizowanej nienawiści, bezprawia i represji. Tylko dlatego nasze opinie nie docierają do ludzi i nie są brane pod uwagę. Można oczywiście powoływać się na rewizję w domu autora gry internetowej "jak zabić Komorowskiego", ale bezmyślności prokuratora i odpowiedniego oficera ABW nie sposób uznać za pierwszy krok ku ustanowieniu państwa totalitarnego.

Co więc oznacza w takiej sytuacji wykluczenie, czym jest owa quasi-rasistowska nienawiść, jakiej doznaje co rano pani Fedyszak?

Rozumiem, że pisowcy czują się skrzywdzeni wynikiem wyborczym, mogą uważać, że krytykowano ich ostro, ale oni też - posyłając lekarzy w kamasze, rzucając niewinnych ludzi na podłogę z rozkazu ministra Ziobry, nazywając swoich przeciwników politycznych wykształciuchami czy łże-elitą - nie mogli oczekiwać, że ich słowa będą przyjmowane z podziwem i uznaniem. Prowokowali konflikty, ba, rozbudzali je, nazywając to (jak twierdził Ludwik Dorn) wzbogacaniem dyskursu publicznego.

W krainie schorowanej wyobraźni

Pozostaje w tej sytuacji jedno wrażenie - że mamy do czynienia z histerią polskiej prawicy.

Słowo "histeria" ma swój jednoznaczny sens. Charakteryzuje się zachowaniem wskazującym na nadmierne czy niekontrolowane wybuchy emocji. Budzą się strach, panika. Towarzyszą temu szlochy, łkanie, śmiech, twarz się wykrzywia. Czasem obserwujemy zaburzenia ruchu i funkcji mowy.

Te wybuchy emocjonalne nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Często wynikają - obserwowałem to u dzieci - z chęci narzucenia swej woli. Jest w tym coś z emocjonalnego szantażu i niemal nieskrywanej potrzeby dominacji.

Histeria bywa zaraźliwa. Przenosi się na całe grupy społeczne, które święcie wierzą w złe moce i niewidoczne siły, które nas atakują. Mam wrażenie, że histerycy łatwiej ulegają opiniom, iż rządzą nami obcy, toczą się zakulisowe gry, a spiski niszczą niewinnych. W ich wyobraźni łatwo pojawiają się sztuczne mgły, obraz zamachu o świcie na prezydenta RP, strzały i jęk dobijanych ofiar, ataki terrorystyczne. Zdarzyło się również tak, że słuchacze radia uwierzyli w lądowanie na ziemi Marsjan, zagrażających ludzkim cywilizacjom.

Mam wrażenie, że wizja świata prezentowana przez polską prawicę - niezależnie od tego, w jakim stopniu jej poszczególne opinie mogą być trafne, uzasadnione, przekonywające - jest w swojej całości tak zorganizowana, by wywołać emocję lęku, zagrożenia i wzbudzić rodzaj paniki zbiorowej. Powiadają co dzień: Polska nie jest normalnym krajem, panują nad nami Niemcy i Rosja (wizja IV rozbioru Polski). Nie obchodzą ich fakty. Nie liczą się z rzeczywistością. Tym bardziej nie liczą się z emocjami i nastawieniem tych, których zwalczają. Histerycy bywają okrutni i bezwzględni w swoich roszczeniach. Pragną stworzyć wrażenie, że są ofiarami, że są atakowani, że ich nikt nie słyszy i ta rzekoma słabość daje im wewnętrzne prawo do bicia na odlew, do brutalności.

Jałowe podniecenie

Przed wiekiem Max Weber wprowadził niezwykle trafne rozróżnienie na politykę opartą na namiętnościach i na jałowym podnieceniu. Za politykiem, uczył, stać musi namiętność, silne przekonania, wola, stanowczość, wizja zmiany. Polityk, powiadał niemiecki uczony, jest namiętnością poruszany i pchany. Konieczne jest oddanie się "sprawie", czemuś wyższemu. W namiętności jest jakaś prawda i siła wewnętrzna. Kojarzy się z charyzmą, siłą oddziaływania. Jałowe podniecenie (określenie Georga Simmla) przypomina dziecinne tupanie nogą z tego powodu, że maluch nie dostał lodów. Jest emocją, która choć krzykliwa, czasem wyrażająca zatroskanie, trwogę, nie służy niczemu innemu poza tym, żeby ktoś nią owładnięty poczuł się lepiej, szlachetniej, a zarazem w swoich oczach uchodził za kogoś, kto został niesprawiedliwie potraktowany. Za jałowością stoi zajmowanie się sobą i z pewnością nie ma w niej rzeczowego poczucia odpowiedzialności.

Słuchając i czytając opinie pisowskich publicystów oraz pisowskich akademików, którzy marudzą coś na temat stanu polskiej duszy, mam właśnie poczucie nierzeczywistości i nierzeczowości. Oni się dręczą swoimi emocjami i nie wynika z tego nic poza lamentami, załamywaniem rąk i poczuciem klęski. Wszelkie kryzysy, napięcia zdają się im być wręcz potrzebne. Im dosadniej je nazwą, tym lepiej - im jest gorzej, tym lepiej się czują.

Fantazje o męczeństwie

Macierewiczowi w namiocie na Krakowskim Przedmieściu załamuje się głos, niemal łka, mówiąc o wszechobecnej nienawiści i bezprawiu - tyle że zapomina o sobie i skutkach czystek, jakie urządził w WSI. Jałowe podniecenie ma uczynić mówcę wiarygodnym, słuchając go, mamy czuć, jak bardzo przeżywa sprawy państwa. Tyle że nic lub prawie nic za tą postawą nie stoi poza jednym: potępieniem wrogów i obnoszeniem swojej szlachetności.

Jałowe podniecenie wiąże się z jeszcze jednym zjawiskiem: brakiem dystansu do siebie, ludzi i rzeczy. Ci mówcy znają się na sarkazmie, potrafią zza zaciśniętych, wąskich warg wyrzucić kpiące słowa. Ale obce są im ironia i poczucie humoru, szczególnie w stosunku do siebie. Widać to w publicystyce i prozie prawicowej, w której - jak w powieściach Bronisława Wildsteina - żeromszczyzna spotyka się łatwo z szyderstwem i pogardą. Brak dystansu do siebie sprawia, że obnoszą się niczym kościelne relikwie w koronach z papieru. Uwielbiają przy tym abstrakcje (wolność, demokracja, naród) i nimi zatykają usta konkurentom politycznym. Straszą co rano, jak Rafał Ziemkiewicz, salonem, by bronić haniebnego wystąpienia reżysera Brauna na KUL-u.

Max Weber trafnie pisał o dwóch grzechach śmiertelnych w polityce. Pierwszym jest nierzeczowość, drugim brak odpowiedzialności. Większość ideologicznych wypowiedzi prawicy odnajduje się najlepiej we mgle. Udają świętego Jerzego walczącego z niewidocznym, osłoniętym mgłą smokiem. Chcą, by ich podziwiać za odwagę, siłę, emocje, ale nie sposób powiedzieć, o co im chodzi. Pozostają, jak w większości wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego, pomówienia, insynuacje, przesadne oskarżenia, nieskuteczne reformy. Pozostaje wrażenie jałowości i nierzeczowości, otoczonej mgłą obietnic i równie mglistym wyobrażeniem wroga, na którego ruszają wyposażeni w swoje kopie z papieru i miecze z tektury. Chowają się, jak postaci wampiryczne z gotyckich powieści, w mroku krypt i marzą tylko, by zejść do podziemia, mówiąc o tym, że znów jak za komuny potrzebny jest drugi obieg, konieczne niemal tajne sprzysiężenia. Oni żywią się kultem ofiary, cierpiętnictwem. Chcieliby zaznać upokorzenia, męczeństwa w swoich wygodnych mieszkaniach z milionowymi odprawami.

***

Pojęcie wykluczenia ma swój rzeczowy sens. Za wykluczeniem stoi bieda, brak dostępu do edukacji, społeczna izolacja. Wykluczenie woła o współczucie. Nie chcemy się zgodzić na niesprawiedliwość, obojętność czy agresję. Ale w tym przypadku owo wykluczenie ma wszelkie cechy nierzeczowości. Jest maską, pozorem, histerycznym zachowaniem, jałowym podnieceniem, które służy tylko jednemu: samousprawiedliwieniu za własną nieudolność, za polityczną niedojrzałość, za obrażające umysł słowa i czyny gabinetu premiera Kaczyńskiego. Jest chęcią dominacji i władzy, w której znów spotka się rewolucyjna tromtadracja z pogardą i histerią.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1951-2023) Socjolog, historyk idei, publicysta, były poseł. Dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego. W 2013 r. otrzymał Nagrodę im. ks. Józefa Tischnera w kategorii „Pisarstwo religijne lub filozoficzne” za całokształt twórczości. Autor wielu książek, m… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2011