Kraj murem podzielony

Dwa posmoleńskie obozy odbierają przeciwnikom prawo nie tylko do decydowania, ale i do istnienia. Ich wojna zmienia się w teatr.

01.04.2013

Czyta się kilka minut

Pod Pałacem Prezydenckim, Warszawa, 10 kwietnia 2012 r. / Fot. Filip Klimaszewski / FORUM
Pod Pałacem Prezydenckim, Warszawa, 10 kwietnia 2012 r. / Fot. Filip Klimaszewski / FORUM

Gdyby wziąć sobie do serca wszystko, co już zostało powiedziane na temat katastrofy, to powinniśmy pośrodku Polski postawić mur i się rozdzielić.

Bo kto wyobraża sobie życie pod jednym dachem ze zdrajcami, beneficjentami przemysłu pogardy, rosyjskimi agentami, którzy pomagają obcemu mocarstwu w tuszowaniu zamachu na głowę państwa?

Kto chciałby żyć z otumanioną watahą, płonąca chęcią odwetu, gotową podpalić kraj tylko po to, by dorwać się do władzy? Z watahą, która marzy o lustrowaniu, szpiegowaniu, podsłuchiwaniu, zakuwaniu w kajdany, posyłaniu w kamasze?

OPOWIEŚCI DZIWNEJ TREŚCI

Trzy lata po katastrofie mamy sobie wiele do zarzucenia.

Słyszeliśmy, że państwo działa sprawnie – wiemy, że pomylono nawet ciała w trumnach i nikt do winy specjalnie się nie poczuwa. Wmawiano nam, że współpraca z Rosją jest modelowa – dziś już wiemy, że to bzdura. Na sprawdzonym ponoć dokładnie terenie katastrofy miesiącami odnajdywano części maszyny i rzeczy ofiar. Komisja państwowa popełniła błąd w sprawie obecności generała Błasika w kokpicie. Twierdzono, że w państwowym raporcie są tylko fakty, a – jak widać – znalazły się też hipotezy. Przedziwne jest śledztwo prokuratury wojskowej, która po wielu miesiącach zdecydowała się badać wrak na okoliczność obecności materiałów wybuchowych. Raz twierdzi, że nic nie znaleziono. Potem, że urządzenia wykazały trotyl, ale to nie oznacza, że był tam trotyl. Pretensje można mnożyć.

Po drugiej stronie mamy opowieści o sztucznych mgłach, zmienianiu biegunów ziemi, rozpylaniu helu przez rosyjski samolot, dobijaniu rannych. Plus oskarżenia o zdradę, działanie na rzecz Rosji oraz stwierdzenia o zaplanowanej zbrodni.

KRAJ BOHATERSKICH DZIECI

Rozpalanie namiętności od zawsze wychodzi nam po mistrzowsku. Stanisław Cat-Mackiewicz pisał, że Polska jest krajem bohaterskich dzieci. Nie tylko w przenośni, ale i bardzo dosłownie: zawsze, kiedy nie potrafiliśmy zorganizować państwa i dobrze obronić się przed zagrożeniem, dzieciaki chwytały karabiny. Byliśmy dumni z małych bohaterów – przemowy, kwiaty, pomniki. Tak naprawdę powinno być nam wstyd: nie ochroniliśmy najdroższego. Rzadko potrafiliśmy chłodno pomyśleć, co poszło nie tak. Jak nie powtórzyć błędów, które przywiodły do klęski.

Jedność, łzy, modlitwa to kilkudniowy pic. Zawsze po uniesieniu zaczyna się bójka: mamy to w charakterze. Emocje, zamiast pragmatyzmu – tak samo było i jest także przy Smoleńsku.

Przez kilka dni byliśmy razem. Dziś w powietrzu fruwają kalumnie. Zapomniane zostaje najważniejsze: państwo dopuściło do śmierci prezydenta i innych ważnych osobistości.

WOJNA JAKO ALIBI

Prawda jest taka, że chłodna dyskusja zburzyłaby narrację jednej i drugiej stronie.

Wizja zdrady, spisku, zamachu nie zniesie rzeczowej rozmowy o instrukcjach i procedurach. Na transparentach mieszczą się hasła lapidarne: „Mordercy” i „Zdrajcy”. Trudno na nich znaleźć miejsce na zadawanie pytań, jak to się stało, że pozwoliliśmy lecieć prezydentowi we mgle i lądować na klepisku, gdzie wtedy były służby meteorologiczne, ochrona, doświadczeni piloci.

Zresztą środowisko PiS wpadło w logiczną pułapkę. Jeśli wierzy się w zamach, to trudno na serio rozliczać rząd ze złego funkcjonowania państwa. Jeśli Kreml zaplanował i zamordował, to rząd jest czysty.

O co można oskarżyć Donalda Tuska? Krył tylko zbrodnię czy pomagał Rosjanom pociągać za cyngiel?

Druga strona też woli emocje. To wielka wygoda dla tych, którzy w chwili katastrofy odpowiadali za funkcjonowanie mechanizmów bezpieczeństwa. Za 36. pułk, koordynację lotów, wymianę depesz dyplomatycznych z Moskwą. A także za to, jak państwo działało po tragedii – jak wybierano podstawę prawną współpracy z Rosją i jak pilnowano współdziałania z „partnerami”.

Zamiast rozmawiać o tym, co poszło źle, jak uniknąć powtórki, co zmienić, lepiej wrzucić pytanie: „Czy jest godny królów?”. To wywoła awanturę, która zaprowadzi nas donikąd, ale pozwoli kwestie kluczowe utopić w politycznej wojnie. Dyskusja o faktach i wnioskach, jakie z nich można wyciągnąć, zmienia się w rozmowę rozgorączkowanych głów. Skłania do intelektualnego lenistwa, a rządzący niemal wszystko mogą tłumaczyć szalejącą wojną polsko-polską.

NUMERY RZECZYPOSPOLITEJ

Wojna trwa w najlepsze. Psuje państwo i jest groźna. Przypomnijmy, że już nawet polała się krew.

A przecież jeśli PO odda władzę PiS-owi, nie będzie radykalnej zmiany w zrozumieniu przyczyn tragedii. PiS nie zatrudni w Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych zespołu profesora Biniendy, by pisał raport o pancernej brzozie. Nie zwolni całej wojskowej prokuratury i nie wstawi tam śledczych, którzy dowiodą, że jednak Rosjanie dobijali rannych. To, czy Tomasz Arabski stanie przed sądem – co mu obiecał Antoni Macierewicz – będzie miało zerowy wpływ na to, jak przebiegł feralny lot.

Zresztą nieważne, co ustalą nowi członkowie komisji i nowi prokuratorzy. Druga strona i tak natychmiast może to podważyć. Oskarży oponentów o podłość, haniebne działania, bezprawie. Powie, że gdy tylko wróci do władzy, również wszystko podważy i wyrzuci na śmietnik.

Komu mają wierzyć obywatele, skoro ich wiara w instytucje państwa jest codziennie podważana? Uwierzą w „nowe państwo” po następnych wyborach i w „jeszcze nowsze państwo” po kolejnych? Ile jeszcze numerów nadamy Rzeczypospolitej?

POLITYKA WRÓCI...

Ile? To zależy! Może to wcale nie będzie konieczne. Bo czy można sobie wyobrazić koalicję dwóch wrogich partii „smoleńskich”? Przecież kiedyś się kochały, szły razem do wyborów z identycznymi hasłami...

Że dzisiaj to niemożliwe? W polityce wszystko jest możliwe. Nie istnieje tu słowo „nigdy”. Było już tyle politycznych miłości, które zostały zdradzone. Mordów na przyjaciołach. Uduszonych delfinów, „sióstr” i „trzecich” bliźniaków usuniętych na margines. „Prawie synów” wyrzucanych z rządowej posady z dnia na dzień. Absolutnie nieprawdopodobnych koalicji, które jednak zostały zawarte. Obietnic „nigdy przenigdy”, które zostały z uśmiechem złamane.

W polityce wszystko jest możliwe – tak nas uczy doświadczenie. Sztaby ludzi biegłych w reklamie i erystyce zadbają, by paskudną woltę zmienić w konieczne dla Polski poświęcenie. Owiną kłamstwo w papierek i ładnie je sprzedadzą jako oczywistą, niepodważalną prawdę.

Koalicja politycznych elit okopanych dziś w dwóch wrogich obozach jest jak najbardziej wyobrażalna. Zostanie zawarta, żeby nas bronić przed powrotem postkomuny albo przed psuciem Polski przez tęczową, naćpaną hołotę i tysiącem różnych innych bożych dopustów.

Prezes się nigdy nie zgodzi? Dla niego to bariera nie do przełamania? Po pierwsze, przełamywał się już nie raz. Po drugie, prezes kiedyś będzie byłym prezesem. A inni, np. dawni wierni żołnierze prezesa? Albo są w swoich małych partyjkach, albo trafili do PO, albo byliby z tego zadowoleni.

Naprawdę widzicie w tych obozach tak wielu ideowców? Ci najbardziej zacięci pochodzą przecież z tamtej strony barykady. O dożynaniu PiS-owskich watah nie mówił wychowanek cynicznego Donalda Tuska, lecz były minister Jarosława Kaczyńskiego, prawda? Z kolei hunwejbin PiS, wszechmocny spin doktor, dziś jest jednym z największych krytyków Kaczyńskiego, który nagle przejrzał na oczy. Są osoby, które jechały z prezesem autobusem do Smoleńska, a dziś się do niego nie odzywają.

To nikogo nie szokuje. W poniedziałek politycy wylewają na siebie pomyje, we wtorek robią rząd. To jak najbardziej polityczne zachowanie.

... CZY NIGDY NIE ODESZŁA?

Po co więc ta walka? Skąd wojna smoleńsko-polska?

Można to tłumaczyć emocjami – bo tragedia była wstrząsająca, w najnowszej historii Polski niedająca się z niczym porównać. W dodatku każdy ma do tych emocji prawo, bo katastrofa nie dotknęła tylko jednej opcji politycznej.

Ale można próbować wyjaśnić to inaczej.

Smoleński dyskurs ułatwia politycznym elitom komunikację ze swoimi wyborcami. Podział na dobrych i złych jest zrozumiały. Jedni należą do obozu zdrady narodowej, który ma za plecami „medialny przemysł pogardy”. Drudzy do obozu narodowego szaleństwa, wspartego swoimi „niepokornymi mediami”. Nie trzeba się wdawać w nudne, zniuansowane dyskusje o emeryturach, podatkach, służbie zdrowia i bezrobociu.

Polityczny spór ma być wyrazisty, tabloidowy. Wtedy jest skuteczny, kiedy przekłada się na słupki poparcia. Łatwo odróżnia od siebie dwie największe partie.

TEATR

Tyle że to droga donikąd, bo przecież i tak w końcu wszystko musi się między obozami ułożyć. To nie jest spór małżeński: nie można podzielić majątku, trzasnąć drzwiami i wyjść. Jak bardzo by się na górze kłócili, to przecież my ciągle będziemy jednym społeczeństwem.

Politycy – podobnie jak zaangażowani politycznie publicyści – wiedzą to doskonale. To dlatego dla mnie słowa o zdradzie, mordzie i otumanieniu są tylko grą.

Tylko skoro tak, to czy warto apelować do wypowiadających je osób o dialog w sprawie Smoleńska? Skoro wojna jest dla nich wygodna? Skoro przekłada się na poparcie? Skoro z pewnością nie zawahają się zawrzeć pokoju, kiedy będzie to dla nich korzystne? Bo taka jest polityka?

Może zamiast apelować: „rozmawiajcie, nie psujcie”, zamiast przypominać: „wasi oponenci nie mają się dokąd wyprowadzić”, lepiej powiedzieć: „skończcie ten teatr”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, felietonista i bloger „Tygodnika Powszechnego” do stycznia 2017 r. W latach 2003-06 był korespondentem „Rzeczpospolitej” w Moskwie. W latach 2006-09 szef działu śledczego „Dziennika”. W „Tygodniku Powszechnym” od lutego 2013 roku, wcześniej… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 14/2013