Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W ubiegłym tygodniu czytaliśmy m.in. rozdział 6, a w nim perykopę opisującą pierwsze rozesłanie Dwunastu: „Przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. »Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien! (...) Jeśli w jakimś miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!«” (Mk 6, 7-13).
Na świadectwo dla nich... To uderzające. Zwykle mówimy w Kościele o potrzebie świadectwa na początku albo „na progu” misji ewangelizacyjnej. Do takiego otwierającego świadectwa zachęca nas błogosławiony papież Paweł VI w „Evangelii nuntiandi”, nazywając świadectwo initium evangelizationis. W przytoczonym dopiero co pouczeniu Jezusowym świadectwo musi być natomiast także ostatnim aktem ewangelizacji – zwłaszcza wtedy, gdy spotkała się ona z odrzuceniem...
Świadectwo początkowe jest bardzo ważne, jest koniecznym etapem misji, generuje bowiem w odbiorcach pytania – tym mocniejsze, im czytelniejsze i bardziej radykalne świadectwo: „Dlaczego oni tak żyją?”, „Skąd biorą się ich takie, a nie inne wybory życiowe?”. Zadane pytanie domaga się odpowiedzi, a tą jest po stronie apostoła kerygmat.
Co jednak, jeśli nas „nie przyjmą i nie będą chcieli [nas] słuchać”? Jezus mówi: pozostaje jeszcze jedno świadectwo – „strząśnięcia prochu” z naszych sandałów.
Zapytajmy jednak, kiedy „strząśnięcie prochu” z nóg faktycznie oznacza świadectwo, a kiedy raczej emocjonalny szantaż – groźbę, niosącą ze sobą osąd i potępienie, typu: „nie chcemy mieć z wami nic wspólnego!”; „odcinamy się od was na zawsze: żadnych relacji, żadnych więzi!”; „jeszcze pożałujecie!”, „będziecie nas jeszcze szukać!”.
Nic takiego! Czyn – jeśli ma być świadectwem – musi wynikać z miłości! W tym zaś kluczu strząśnięcie prochu z sandałów musi być przeczytane jako znak ubóstwa i potwierdzenie pełnej bezinteresowności apostołów: „nie przyszliśmy się na was dorabiać, cokolwiek wam zabrać”, „nie chcieliśmy na was zbijać żadnego interesu”, „zachowajcie wszystko, co jest wasze”, „nie przyszliśmy tu po wasze pieniądze; nie zależy nam nie tylko na waszym złocie czy srebrze, nie chcemy nawet waszego prochu”, „niczego stąd nie wynosimy”...
Ciekawe, że ubóstwo jest też najważniejszym elementem początkowego świadectwa: „nie bierzcie ze sobą chleba, pieniędzy, dwóch sukien”. Jego ponowny wybór ma być też ostatnim naszym słowem – mocnym świadectwem dawanym na koniec – jedyną ewangeliczną reakcją na odrzucenie. Wyrazem miłości, a nie upustem zawziętości.
Najważniejsza wszakże wydaje się perspektywa nadziei, jaką otwiera przed nami Jezus tymi słowami, zapisanymi w Markowej wersji. Nadziei w sytuacji fiaska! Zostaliście odrzuceni? Czy to już koniec? Skoro zamknęła się możliwość przepowiadania? Skoro już nikt nie słucha? Czy już nic nie można zrobić?
Można – mówi Jezus – można (i trzeba) dać świadectwo. Nic jeszcze nie jest przegrane do końca. Nie zostały ci wytrącone z ręki wszystkie narzędzia i sposoby. Nie, nie jesteś bezradny. Historia toczy się dalej. I to właśnie jest niezwykle dobra nowina! ©