Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O stosowności użycia w tym przypadku słowa „plagiat” jednoznacznie przekonywała ekspertyza prawna, sporządzona na zamówienie redakcji przez mecenasa Andrzeja Dziewałtowskiego-Gintowta z kancelarii „Stelmach, Dziewałtowski i Wspólnicy”.
Jacek Hugo-Bader odpowiedział na nasze zarzuty. Jego tekst i przeprosiny publikujemy w tym numerze. Ta sprawa ma jednak szerszy kontekst: reakcje na ujawnione przez nas nadużycia pokazują społeczną akceptację dla nieposzanowania własności intelektualnej, czy też wręcz – przyzwolenie na kradzież. Być może to znak czasów i korzystanie z efektów cudzej pracy bez podania źródeł stało się na tyle powszechną praktyką, że przedstawianie czyichś tekstów jako własnych nikogo już nie gorszy. Tym gorzej dla nas wszystkich.
Różne są motywy tych rozgrzeszeń. Nas najbardziej zdumiała opinia wypowiedziana publicznie przez osobę zajmująca się krytyką literacką (nazwisko zmilczmy): otóż okazuje się, że materiał dowodowy przedstawiony przez „Tygodnik” nie jest wiarygodny, ponieważ dotyczy autorów konkurencyjnych dzieł, poświęconych temu samemu tematowi. A w ogóle to chodzi zaledwie o kilkanaście zdań w grubej książce! W podtekście: reporter uznany, pisarz o bogatym dorobku, powinien być postacią chronioną – w jego przypadku zapożyczenia są pomijalną częścią warsztatu.
Tym wszystkim, którzy bagatelizują prawa autorskie, lub nie mają o nich pojęcia, dedykujemy fragment kolejnej ekspertyzy prawnej, tym razem sporządzonej przez adwokata Marcina Lassotę z kancelarii „Lassota i Partnerzy”:
„Fragmenty ww. książki mają charakter niesamodzielny, tzn. albo mają charakter opracowania cudzego tekstu dokonanego bez zgody autora tekstu macierzystego, albo mają charakter przekroczenia zasad cytowania. Niezależnie od oceny charakteru każdego z »zapożyczeń« nie budzi wątpliwości, że dokonanie takich zabiegów bez uzyskania wymaganej zgody w każdym przypadku będzie stanowić naruszenie praw autorskich przez wydawcę książki”. I dalej: „W mojej opinii w tym przypadku można mówić o naruszeniu co najmniej osobistych praw autorskich autora tekstu, a najprawdopodobniej także majątkowych praw autorskich »Tygodnika Powszechnego«, a ponadto o naruszeniu dóbr osobistych autora tekstu”.