Piwo jasne, skłaniające

Woodstock jest jak wentyl, którym upuszcza się ciśnienie nagromadzone u młodych przez cały rok. Trudno o lepsze miejsce do ewangelizacji.

05.08.2013

Czyta się kilka minut

Na 19. Przystanku Woodstock (1–3 sierpnia) bawiło się około pół miliona ludzi / Fot. Krystian Dobuszyński / REPORTER
Na 19. Przystanku Woodstock (1–3 sierpnia) bawiło się około pół miliona ludzi / Fot. Krystian Dobuszyński / REPORTER

Czasem żartują: – Spójrzcie do góry, podobno tam jest.

Albo rozkładają ręce: – Źle trafiliście, nie moje klimaty, nie wiem.

Bywa, że coś tam kojarzą: – Tam jest Wioska Kryszny. Może to obok?

A czasem po prostu wiedzą: – Trzeba dojść do Lidla, Przystanek Jezus jest tuż za.

Fala tysięcy półnagich (w słońcu – czterdzieści stopni) młodych ludzi przewala się z campingu na drugi koniec festiwalowego pola. Z łąki pod sceną szerokie przejście prowadzi na wzgórze z namiotem Akademii Sztuk Przepięknych. Za chwilę zacznie się tam spotkanie z Kubą Wojewódzkim. Dziś i jutro do wyboru będą jeszcze m.in. warsztaty psychologiczne i historyczne, nauka tańca i grupowa joga. Oraz, oczywiście, koncerty. Od trzeciej po południu do trzeciej nad ranem.

W Kostrzynie nad Odrą jest piątek przed południem, rozpoczyna się drugi dzień 19. Przystanku Woodstock. Razem z nim – kolejnego Przystanku Jezus, „inicjatywy ewangelizacyjnej skierowanej do ludzi młodych i zbuntowanych”.

Czy wszyscy wiedzą, co to właściwie znaczy?

Niektórzy tak: – Czekają tam księża, można porozmawiać, wyspowiadać się.

Inni tak sobie: – Kiedyś tańczyli jakieś waka-waka. A w tym roku? Nie wiem.

Coś kojarzą: – Bo oni czasem przechodzą główną alejką z procesjami.

Często jednak tylko się śmieją: – Jezus? A to nie ma z kim innym porozmawiać?

PODŚWIETLENI

Do Kostrzyna docieramy przed północą. To nawet dobrze. Nowe miejsca najlepiej odkrywa się nocą – wtedy to, co najważniejsze, jest podświetlone. Im lepsza iluminacja, tym większe znaczenie. Im więcej światła, tym poważniej.

Na Woodstocku najlepiej oświetleni są ludzie. Reflektory są wszędzie. Wydobywają z mroku każdą alejkę, utrudniają zasypianie na polach namiotowych, towarzyszą długim kolejkom do biało-niebieskich toi toiów. Dzięki światłu widać najmniejsze szczegóły stroju i fryzury, barwy tatuaży.

Organizowany od 19 lat przez Fundację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy i firmowany twarzą Jurka Owsiaka festiwal Woodstock jest największą tego typu imprezą w Europie. Tegoroczna edycja zgromadziła około pół miliona osób z całej Polski i wielu krajów świata. Szczególnie dużo jest Niemców – impreza odbywa się dwa kilometry od granicy.

Woodstock to głównie festiwal rockowy. Ale nie tylko – to również wielki kiermasz. Z warsztatami z blogerem rysunkowym, który opowiada, dlaczego „warto rysować cichaczem osoby siedzące obok nas i popijające kawę”. Z biciem rekordu Guinnessa w graniu na bębnie (udało się: 263 osoby zagrały „We Will Rock You” Queen). Z profikaktyką antynarkotykową, spotkaniami z policją („Stop narkotykom” i „Stop przemocy” to jedne z haseł festiwalu), zajęciami na temat Powstania Warszawskiego... A także: własnym szpitalem i służbą porządkową, tzw. Pokojowym Patrolem.

To właśnie wolontariusze doprowadzają nas na miejsce, pod wysoki, drewniany krzyż z białej kory. Tam, w cieniu, pod namiotem odpoczywa kilkadziesiąt osób. Co rusz do kogoś dosiada się ksiądz lub kleryk: „Cześć, możemy pogadać?”.

OTWARTE DZIEŃ I NOC

Organizatorzy Przystanku Jezus mówią, że w tym roku mieli wyjątkowo trudno. Ich namiot przeniesiono na woodstockowe opłotki: niewielkie pole między supermarketem a obozem motocyklistów. Podobno dlatego, że, w odróżnieniu od sponsorów, nie przynoszą festiwalowi dochodu. – Trochę przykro, że nasza praca wychowawcza jest mniej ważna od pieniędzy sponsorów – mówi Robert Kościuszko, rzecznik prasowy inicjatywy.

Rok temu był telebim, ze sceny grała na żywo muzyka. Teraz można było tylko rozłożyć namiot, ustawić niewielki podest, za nim wywiesić podobiznę Chrystusa. Przeniesienie na margines festiwalowego życia sprawiło, że 789 ewangelizatorów Przystanku Jezus (w tym 544 świeckich) musiało zmienić taktykę. Zamiast czekać na ludzi – zaczęli do nich wychodzić.

– Na polu woodstockowym jest nas pełno – wyjaśnia Kościuszko. – Nasi ludzie rozmawiają tam z młodymi, a tych, którzy chcą, przyprowadzają na spowiedź. To są fajne rozmowy, z ludźmi, którzy, jeżeli już się zatrzymują, są bardzo otwarci.

Przychodzących traktuje się tolerancyjnie. – Był pomysł, aby teren zamykać na noc, ale zwyciężyła idea, aby nawet w ten sposób pozostać otwartymi – tłumaczy jeden z wolontariuszy.

ZAGNIJ KSIĘDZA

Na Przystanku Woodstock piwa dzieli się na jasne i ciemne; ciepłe i zimne.

Na Przystanku Jezus: na ciche i głośne; upajające i skłaniające.

– Gdy ktoś przyjdzie do nas w nocy z arbuzem i cichym piwem, i nikomu nie będzie przeszkadzał, pozwalamy mu zostać – mówi wolontariusz. Ale kiedy piwo jest głośne, a woodstockowicze nie dają spać innym, interweniuje ochrona. Tak było w tym roku, gdy kilku chciało urządzić pod krzyżem imprezę.

A co, gdy ktoś po piwie oświadcza, że chce się wyspowiadać? Wtedy księża z reguły odsyłają, proszą o przyjście za kilka godzin. Ale nie zawsze: czasem małe piwo rozwiązuje język, pojawia się chęć rozmowy. Wtedy, po wstępnym rozeznaniu i diagnozie: piwo skłaniające – spowiedź bywa możliwa.

Na miejscu, oprócz możliwości rozmowy, wspólnej modlitwy lub spowiedzi, organizatorzy Przystanku Jezus zapraszają popołudniami na dyskusje z socjologiem, z którym można porozmawiać „o Polsce i potrzebach młodych”. Ale hitem każdego popołudnia są spotkania z cyklu „Zagnij księdza”. Trzech duchownych siada na scenie, a woodstockowicze zadają im „trudne pytania”. Chodzi o to, aby księży zapędzić w kozi róg.

Kościuszko mówi, że choć wolontariusze z Przystanku Jezus są zasmuceni „zagubieniem wielu młodych ludzi”, z drugiej strony cieszy ich to, że czasem „biegają za księżmi”: – Tutaj często, na chwilę, otwierają się im oczy.

Czy Woodstock przynosi więcej szkody, czy pożytku? – Jest jak wentyl, którym upuszcza się ciśnienie nagromadzone w młodych przez cały rok – tłumaczy. – Patrzymy na to jak na coś naturalnego. To tak, jakby mówić o tym, czy młodzież jest dobra czy zła – ona po prostu jest. Woodstock też po prostu jest.

PROFANACJA, EDUKACJA

Ale dla prasy konserwatywnej Przystanek Woodstock jest przedostatnim – na trasie, która zmierza prosto do piekła.

„Lewacka ideologia pacyfistyczna, z którą obnoszą się organizatorzy festiwalu, hasła tolerancji i pojednania (...) – mają się nijak do tego, co naprawdę dzieje się podczas imprezy” – pisała w festiwalowy weekend „Gazeta Polska Codziennie”. Autorzy relacji z Kostrzyna donosili m.in. o agresji przeciwko wierze na Woodstocku. „Profanują krzyż” – krzyczał tytuł na pierwszej stronie. Czy rzeczywiście?

– Faktycznie, musimy ochraniać krzyż przed fantazjami podchmielonych, młodych ludzi. Ale nie nazywamy tego profanacją – uspokaja Kościuszko. Jego zdaniem, trzeba uświadamiać innym świętość tego znaku: – To bardziej praca wychowawcza niż obrona krzyża. Kościół ma uczyć, a nie stawiać zasieki. Ci, z którymi zaczynamy pod krzyżem rozmawiać, z reguły przyznają nam rację.

Piątek, południe. Na terenie Przystanku Jezus zjawia się chłopak w biskupim birecie i puszką piwa. Od razu podchodzą wolontariusze, zaczyna się rozmowa. Pięć minut później chłopak wchodzi pod namiot Przystanku Jezus. Z piwem i biretem – ale już w dłoni.

– Jeśli pod krzyż przychodzi w sutannie chłopak, który nie jest księdzem, znaczy, że się chłop po prostu w życiu zagubił. Taki człowiek potrzebuje rozmowy – słyszymy na Przystanku Jezus.

W okolicy kręcą są też księża egzorcyści. Podobno mają co robić: – Ale nie czynimy z tego widowiska, nie wchodzimy w konfrontację z duchami.

PRZYSTANEK BONIECKI

Po Kubie Wojewódzkim do namiotu Akademii Sztuk Przepięknych wchodzi ks. Adam Boniecki. Spotkanie z nim przyciąga blisko półtora tysiąca woodstockowiczów. Po turecku albo z podgiętymi nogami. W strojach kąpielowych, ale też z zaschłym gdzieniegdzie błotem. Z colą w ręku – albo z wygazowanym piwem. Wszyscy wyluzowani – ale skupieni.

– Co mógłby ksiądz zaoferować siedzącym tu młodym ludziom? – pyta prowadząca spotkanie Anna Wacławik-Orpik z TOK FM.

– Nie jestem komiwojażerem. Nie przyjechałem nic oferować. Oferuję siebie, swoje doświadczenie – odpowiada ks. Boniecki. I dodaje: ci, którzy chcą, skorzystają z danej im możliwości. Uprzedza: niektórym może to zaszkodzić. A wybór pozostawia młodym: – Róbta, co chceta!

– Nie żałuje ksiądz obrony Nergala?

– Nie żałuję niczego – odpowiada ks. Boniecki, wyjaśniając, że Kościół zaczął egzorcyzmować show-biznes, a to, jego zdaniem, wielkie nieporozumienie: – Diabelskość Nergala to diabelskość z jasełek. Nie ma w nim nic diabolicznego. To miły, spokojny, mądry człowiek. A darcie Biblii to sprawa kultury.

– Nie można było uciszyć muzyka. Czy dlatego uciszono broniącego go duchownego?

– Wybierając swoją drogę, podjąłem się posłuszeństwa – wyjaśnia ks. Boniecki. I tłumaczy, że jeśli nawet uważa decyzję za błędną, w żaden sposób nie dyskwalifikuje ona Kościoła.

Takie odpowiedzi nie wystarczają jednak wszystkim. Jeszcze tego samego dnia w prawicowym internecie zawrzało.

Fronda.pl: „Najbardziej porażająca była jednak odpowiedź ks. Bonieckiego na pytanie o ofertę, z jaką przyjechał do Kostrzyna. »Nic nie przyjechałem oferować. Róbta, co chceta!« – zakrzyknął duchowny”.

Niezalezna.pl: „Ks. Boniecki o Nergalu: »to miły, spokojny, mądry człowiek. Zostawcie go w spokoju«”.

Pch24.pl: „Ks. Boniecki na Woodstocku chwali... »Nergala« i nawołuje: »róbta, co chceta!«”.

RZECZNIK KOŚCIOŁA

„Kościół zamiast księdza zagłuszać, powinien dać księdzu stanowisko rzecznika” – słyszy jeszcze od woodstockowiczów ks. Boniecki. Młodych ciekawi, dlaczego religia powoduje w Polsce takie emocje, a kompromisy są tak trudne („Kościół nie kłóci się o wiarę, tylko o jej opakowanie” – brzmi odpowiedź), a także stosunek biskupów do tzw. Kościoła otwartego.

Dopytują też o wierzących i niepraktykujących. Ks. Boniecki przyznaje: „Źródło wątpliwości jest tak różnorodne, że trudno je wrzucić do jednego worka. To są ludzie, którzy stawiają pytania, na które nie potrafią znaleźć odpowiedzi. Jeśli nie zatrzymają się na etapie negacji, mogą tą drogą zbliżyć się do Boga. Mówiąc za papieżem Franciszkiem: obowiązkiem księży jest towarzyszyć takim ludziom i być ich przyjacielem”.

Zapytany o bulwersującą, zdaniem jednego z uczestników (który wystąpił w koszulce oskarżanego przez niektórych księży o satanizm zespołu Kat), sprawę obrazy uczuć religijnych, ks. Boniecki przyznaje, że środki prawne są ostatecznością: „Były czasy, że za kradzież ucinano ręce. Był taki papież, który złodziejom rzymskim kazał ucinać głowy. Ale to było skuteczne tylko na krótką metę. Potem złodzieje do Rzymu wrócili. To jest sprawa wychowania ludzi do szacunku dla innych. Jeśli ktoś pisze »Żydzi do gazu« lub obraża uczucia chrześcijan to jest to bardziej sprawa kultury, a nie prawa”.

JESZCZE CZYSTA

Przejście ze wzniesienia, gdzie rozłożony jest namiot Akademii Sztuk Przepięknych, na pole namiotowe, zajmuje kilkanaście minut. Spacerujących wabią stoiska z koszulkami i woodstockowymi gadżetami, zawsze pełne punkty z jedzeniem i piwem (piwo kosztuje tyle samo, co woda), czy co rusz rozstawione namioty organizatorów i sponsorów festiwalu.

Są też miejsca uczęszczane w określonych porach dnia. Od siódmej do dziewiątej najtrudniej przebić się w okolicach toalet, do których ustawiają się długie kolejki. Do jedenastej największy tłok panuje przy prysznicach. Na niestrzeżonym polu namiotowym, gdzie zamiast kabin ustawiono hydranty, setki uczestników festiwalu (zwykle w bieliźnie lub w strojach kąpielowych) zmywa z siebie poprzedni dzień. Wystarczy chwila i fani słynnych kąpieli w błocie rozpoczynają ucztę. Z minuty na minutę zabawa się rozkręca. – O, jeszcze czysta! – słyszymy za plecami głos młodego, niezbyt gniewnego człowieka.

Obok, na krawężniku, siedzi chłopak z zawieszoną na piersi karteczką: „Jezus, nasza ostatnia nadzieja”.

Dwa dni później, podczas homilii w czasie Mszy św. podsumowującej tegoroczny Przystanek Jezus, jeden z jego organizatorów, ks. Artur Gondarski, powie: „Mam wewnętrzne przeczucie, że nie mogliśmy w Roku Wiary zrobić nic lepszego, jak przyjechać na ewengelizację taką jak tu. Nie chodzi o wystawienie katechizmu czy dokumentów soborowych w kościołach. Chodzi o takie »podgrzanie wiary« w czasie modlitwy, by nie móc wytrzymać w kościele i by jak Jezus wychodzić na spotkanie ludzi. Tam, gdzie są”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka i redaktorka „Tygodnika Powszechnego”. Doktorantka na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Do 2012 r. dziennikarka krakowskiej redakcji „Gazety Wyborczej”. Laureatka VI edycji Konkursu Stypendialnego im. Ryszarda Kapuścińskiego (… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2013