Kochaj i rób, co chcesz

Opowiedziałem wam o mojej wierze, o Bogu. Teraz wy, młodzi przyjaciele. Wasz wybór, wasza decyzja, wasza wolność. „Róbta, co chceta” – powiedziałem, wiedząc, że za to jeszcze oberwę.

06.08.2013

Czyta się kilka minut

 /
/

Byłem na Woodstocku. Nie zamierzam odpowiadać tym, którzy mnie pytali, dlaczego w ogóle to zaproszenie przyjąłem. I tak ich nie odwiodę od przekonania, że jedyną dopuszczalną formą uczestnictwa w imprezie jest „Przystanek Jezus” (z całym szacunkiem i podziwem dla „Przystanku Jezus”), niech więc pozostaną przy swoich przekonaniach, a mnie niech pozwolą mieć własne zdanie.

Odpowiedzią na pytanie, czy organizowany przez Jurka Owsiaka Woodstock jest potrzebny, jest masowy udział w festiwalu młodzieży. Jestem wdzięczny błogosławionemu Janowi Pawłowi II za Światowe Dni Młodzieży, tym z „Przystanku Jezus” za obecność, ojcu Janowi Górze za Lednicę i wszystko, co robi, a szczególnie pionierom tego rodzaju zgromadzeń, braciom z Taizé, że to zapotrzebowanie odkryli i umieli na nie odpowiedzieć. Ale, cóż, nie tylko Światowe Dni Młodzieży, nie tylko Lednica, ale także Woodstock są odpowiedzią na jakieś zapotrzebowanie. Polski Woodstock pozostaje wielkim, społecznym fenomenem.

Filmiki, które po ogłoszeniu, że tam jadę, nadsyłali mi przyjaciele, nie są porywające. Ludzie taplają się w błocie, wrzeszczą, niezbyt obyczajnie tulą się do siebie... Nie uczestniczyłem w imprezach festiwalowych, więc o nich się nie wypowiadam. Filmy nie wystarczą do bezstronnej oceny. Na żadnym z nich np. nie widziałem dawców krwi, których jest – jak mówił mi Jurek Owsiak – bardzo wielu, co pośrednio dowodzi, że bardzo wielu nie jest „pod wpływem”.


Zaproszono mnie na spotkanie w programie Akademii Sztuk Przepięknych. Przede mną był Kuba Wojewódzki. Mistrzostwa w prowadzeniu takich spotkań można mu tylko pozazdrościć. Miał świetny kontakt z publicznością. Zaprezentował się jako ateista, ale o religii („wymyślili ją ludzie dla ludzi”) mówił z szacunkiem i umiarem. Krótka przerwa i moja kolej. Myślałem, że wielki namiot (dusznawy) opustoszeje do połowy. Woodstock... Wojewódzki... i z natury rzeczy przewidywalny księżyna. Tymczasem namiot był wypełniony po brzegi i poza brzegi, bo stali i przy telebimach na zewnątrz. Przyszli i wytrwali w tym (dusznawym) namiocie półtorej godziny.

Nie zamierzam dyskutować z rozwścieczonymi komentatorami fragmentów tego, co mówiłem. Już nie chce mi się polemizować z obrońcami wiary, którzy uparcie wmawiają, że pochwalam darcie Biblii z komentarzem „jedzcie to g...”.


Spotkanie przebiegało w klimacie skupienia i powagi, pytania dotyczyły rzeczywistych problemów. Były krytyczne wobec Kościoła, ale nie było agresji. Na końcu zapytano mnie (to było dobre pytanie), z jaką przychodzę ofertą. Wiem, że prawidłowa odpowiedź brzmi: „Bóg cię kocha”. Ale mnie zastanowiło słowo „oferta”. Słowa sąsiadujące to „promocja”, „reklama” itp. Nie chcę – pomyślałem – być postrzegany jako komiwojażer, który przyszedł z ofertą: „przyjdź do nas, a nie będziesz sam”, „sens życia dostarczamy do domu”, „odpuszczenie grzechów gwarantowane”, „zbawienie wieczne zapewniamy”. Przyszedł taki – tak mnie postrzegają, myślałem – żeby nas złowić, nawrócić, przywabić. O, nie – pomyślałem. Owszem, przyszedłem podzielić się z wami tym, czym sam żyję, odpowiedzieć na wasze pytania. Ale nie z „ofertą”. Czy Bóg, czy Jezus Chrystus jest ofertą? Jest miłością. Czy miłość jest „ofertą”? Powiedziałem wam, co myślę – pomyślałem – powiedziałem wam, w co wierzę. A teraz kolej na was. Na każdego z osobna. Kto chce... „Jeśli ktoś chce iść za Mną” – mówił Jezus. „A może i wy chcecie odejść?” – pytał spłoszonych nową nauką uczniów. Powiedziałem wam o mojej wierze, o Bogu. Teraz wy, młodzi przyjaciele. Wasz wybór, wasza decyzja, wasza wolność. „Róbta, co chceta” – powiedziałem, wiedząc, że za to jeszcze oberwę.


Post scriptum. Czytałem, że ktoś puszkami po piwie obrzucił krzyż ustawiony przed namiotem „Przystanek Jezus”. To przykre i ewidentne chamstwo. Na festiwalu piosenki religijnej nikt by czegoś podobnego nie zrobił. Ale kiedy idziemy do ludzi, którzy się nie deklarują jako przyjaciele Kościoła, a czasem wprost przeciwnie, i takich reakcji należy się spodziewać. Misjonarzy, którzy podważali tradycyjne wierzenia i na ich miejsce chcieli wprowadzić chrześcijaństwo – zabijano, świadków wiary, którzy opierali się urzędowej sowieckiej ateizacji mordowano lub pakowano do gułagów... Panowie, zachowajmy proporcje.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2013