Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Prezydencka propozycja przywrócenia jednej z przesłanek legalnej aborcji to mniej więcej takie ustępstwo, jak kiedy ktoś, kto wyniósł dwa obrazy z muzeum, kompromisowo proponuje oddanie jednego, bo i tak mu się nie podoba. To miałoby sens, gdyby tych obrazów nie dało się odzyskać innymi metodami. Tymczasem potwierdzany w kolejnych sondażach zjazd poparcia dla PiS zapowiada, że najpóźniej po kolejnych wyborach wszystko trzeba będzie oddać, kto wie, czy nie z nawiązką. Pozycja negocjacyjna obozu rządzącego jest bardzo słaba, a przeczekiwanie nie rokuje. Wygląda na to, że elektorat PiS jest dziś skonfundowany i podzielony, natomiast przeciwnicy są pobudzeni jak nigdy dotąd. Dokładnie odwrotnie niż w ostatnich wyborach. Jeśli stutysięczna manifestacja w Warszawie nie robi na rządzących wrażenia, to mogą przeliczyć sobie, co oznacza 700 osób, które zgromadziło się na rynku w Miechowie już w poprzednią środę. W stosunku do liczby mieszkańców to więcej niż 100 tys. w stolicy. W lipcu prezydent był tam popierany przez prawie dwie trzecie głosujących.
Nie wiemy, czy skala wywołanych problemów umyka liderom PiS, podobnie jak to było z majowymi wyborami i „Piątką dla zwierząt”. Lecz w obu tych przypadkach ani uspokajające tony, ani groźne miny nie zmieniły faktu, że z zapałem ogłaszany zamiar nie przeżył konfrontacji z rzeczywistością. W przypadku werdyktu TK zapału nie było od początku. Tym dziwniejszy jest upór, by na sprawie coś jednak ugrać, zamiast tego, by pożar zgasić jak najszybciej. Jedyny rozsądny kompromis pomiędzy zwolennikami zmian w przeciwne strony to pozostawienie wszystkiego po staremu. To się dziś obu stronom sporu wydaje nie do zniesienia. Lecz historia dostarcza tu wielu przykładów: to, że ktoś nie wyobraża sobie swojej klęski, może być przyczyną klęski niewyobrażalnej. ©
CZYTAJ TAKŻE
ANDRZEJ STANKIEWICZ: Tuż po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego prezydent się z niego otwarcie cieszył. Pod wpływem żony i córki – i ulicznych protestów – zmienił zdanie >>>