PIN za Bóg zapłać

W czasie pandemii załamały się finanse parafii. Czy zmiana w podejściu do zbierania pieniędzy w Kościele uratuje sytuację?

12.07.2021

Czyta się kilka minut

Składka w czasie mszy ze święceniem zwierząt w Dniu św. Franciszka z Asyżu. Choroszcz 2016 r. / MICHAŁ KOŚĆ / FORUM
Składka w czasie mszy ze święceniem zwierząt w Dniu św. Franciszka z Asyżu. Choroszcz 2016 r. / MICHAŁ KOŚĆ / FORUM

Białe Błota koło Bydgoszczy. Osiedle domków jednorodzinnych, cicha, spokojna okolica. Niedaleko restauracja, kawiarnia, sklepy. Blisko do szosy ekspresowej i lotniska. W centrum nowoczesny kościół. Wokół schludne alejki, starannie przystrzyżony trawnik, ładnie wykończona plebania.

Jest dzień powszedni, środek tygodnia. Kościół jest pusty. Do przedsionka można wejść, ale drzwi do nawy głównej zamknięte. Do środka można zajrzeć przez wysokie przeszklenie.

Po lewej stronie, tuż za rzędem ławek stoi ofiaromat. Przypomina trybunę do wystąpień, z jasno oświetlonym ekranem dotykowym zamiast pulpitu. Wyglądem wpisuje się w estetykę świątyni.

– Raz daję na tacę, raz wpłacam przez ofiaromat. Od czasu do czasu przelewam na konto parafii. Świat się zmienia, technologia idzie do przodu. I bardzo się cieszę, że nasz proboszcz za nią nadąża – mówi parafianka, którą spotykam obok kościoła. Opowiada, że kiedy ks. Edward Wasilewski, proboszcz parafii pw. Chrystusa Dobrego Pasterza w Białych Błotach, ogłosił, że w kościele stanie ofiaromat, w ławkach rozległy się gromkie brawa. Sukces był tak duży, że z czasem w parafii zrezygnowano z tradycyjnej tacy.

Według firmy, która jako pierwsza wprowadziła na rynek ofiaromaty, początkowo urządzenie spotykało się z nieufnością księży i wiernych. Ale wieść ­­ o e-tacy rozchodziła się pocztą pantoflową i decydowało się na nią coraz więcej parafii. Dziś ofiaromaty działają w większości diecezji w Polsce. Najwięcej jest ich w archidiecezjach warszawskiej, krakowskiej i wrocławskiej.

Czy ich błyskawiczna kariera to tylko efekt pandemii? A może ofiaromaty to odpowiedź na jakąś głębszą potrzebę, która przy okazji się ujawniła? Jedno jest pewne: w kwestii kościelnej tacy zachodzą gwałtowne i być może nieodwracalne zmiany.

Taca po pandemii

Ich katalizatorem stała się bez wątpienia pandemia koronawirusa. Już w marcu 2020 r. pisaliśmy w „Tygodniku”, że skutki zamrożenia życia gospodarczego i społecznego dotyczą także pustych kościołów.

W ponad 10,3 tys. parafii, w których posługuje 24,7 tys. księży (dane Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego za 2019 r.), pandemiczny kryzys było widać jak na dłoni. W podreperowaniu finansów nie pomogła kolęda, bo w pandemii po prostu się nie odbyła. Nie pomogły nawoływania do przelewów na konta parafii, a kroplą w morzu potrzeb były – otrzymywane przez część parafii – dotacje na grunty rolne, dzierżawy tegoż gruntu, prowadzone przez niektóre parafie wynajmy nieruchomości czy administrowanie cmentarzami. W pewnych okresach księża udzielali sakramentów, za które otrzymywali ofiary, ale wielu wiernych odwoływało śluby i chrzty najpierw w obawie przed zakażeniem, potem w obawie przed grzywną.

Sytuacja wymusiła konkretne rozwiązania. Przykład szedł z góry: to papież Franciszek zmniejszył wynagrodzenia kardynałów o 10 proc. W Polsce w 2020 r. bp Ignacy Dec – wtedy jeszcze ordynariusz świdnicki, dziś emeryt – wydał w sprawach finansów kościelnych dwa dekrety. Pierwszy traktował o odroczeniu płatności, jakie cyklicznie składają proboszczowie do kasy kurii, drugi zobowiązywał wikariuszy otrzymujących wynagrodzenie katechetów „z tytułu zatrudnienia na stanowiskach nauczyciela religii w szkołach, przedszkolach, innych instytucjach państwowych” do „wniesienia opłaty w wysokości 25 proc. od otrzymywanych dochodów bądź 1000 zł i wpłacenia do kasy parafialnej”. W ten sposób Kościół przynajmniej tymczasowo ratował się pieniędzmi wypłacanymi katechetom przez państwo (a raczej: podatników).

Dziś, kiedy pandemia wyhamowała i kiedy wierni mogą przychodzić do kościołów w większej liczbie, rzeczywistość domaga się nowych rozwiązań. Kasa kościołów to przede wszystkim taca – według wyliczeń Katolickiej Agencji Informacynej stanowi 80 proc. źródeł utrzymania parafii. Tymczasem trwająca miesiącami niepewność sprawiła, że jesteśmy mniej skłonni sięgać do kieszeni, bez względu na to, jaki jest cel wydatków. Pieniądze liczymy bardziej skrupulatnie i częściej myślimy o odłożeniu na tzw. czarną godzinę. A wiele osób kryzys dotknął bezpośrednio: straciły źródła utrzymania i ostatnimi oszczędnościami nie mają zamiaru dzielić się z proboszczem.


CZYTAJ TAKŻE

NOWY ZASIĘG KOŚCIOŁA - raport Piotra Sikory


Taca stała się skromniejsza – to teza wywiedziona przede wszystkim z obserwacji księży, badaczy Kościoła i wiernych, bo oficjalnych kościelnych statystyk próżno szukać. ISKK jej nie ma, Konferencja Episkopatu – jak słyszmy w biurze prasowym – takich danych nie gromadzi, trzeba pytać w diecezjach. Tu odpowiedź jest podobna: informacje finansowe posiada każda parafia z osobna.

Pytani przez nas księża przyznają: dochody z tacy wyraźnie spadły. Czasem o 20 proc., czasem nawet 40-60. – Przed pandemią do naszego kościoła przychodziło ok. 650 osób, co stanowi 9 proc. ­parafian – mówi wikariusz z dużej parafii na zachodzie Polski. Teraz przychodzi 300--400. Frekwencja przekłada się na datki.

Nowe narzędzie

Ksiądz tłumaczy: taca nie tylko się zmniejszyła, ale przede wszystkim zmieniła. Dziś swoje pieniądze chcą oddawać parafiom przede wszystkim najsilniej zaangażowani. A ci bywają hojniejsi. – Z moich obserwacji wynika, że ci, którzy dawali na tacę dwa złote, teraz dają pięć, dziesięć. Są z całą pewnością tacy, którzy zdają sobie sprawę, że świątynie naszej parafii utrzymywane są z ofiar, więc tym chętniej się do tego dokładają – mówi wikary.

Proboszcz z niewielkiej parafii w Wielkopolsce widzi wyraźny spadek ofiar na tacę. – I to nie tylko w pandemii, która oczywiście była pod tym względem dramatyczna – mówi. – Jeszcze przed pandemią ludzie zaczęli dawać mniej. Mniejsze były wpływy z kolędy. Mniej są w stanie dawać za sakramenty, chociaż ja wychodzę z założenia, że za pogrzeb i ślub co łaska, za chrzest wspólnie negocjujemy i nie są to stawki wygórowane. Ludzie jeszcze masowo nie odchodzą z Kościoła, ale są coraz bardziej nieufni. Powiedziałbym wręcz: wkurzeni. Dlatego pieniędzmi też dzielą się niechętnie.

– Rzeczywiście, wiele parafii odczuwa znaczny spadek wsparcia finansowego ze strony wiernych. Z drugiej strony znam wiele miejsc, gdzie pandemia spowodowała większą mobilizację darczyńców. To zgromadzenia, które od lat dbają o swoich przyjaciół. W chwili kryzysu miały kogo poprosić o pomoc i tę pomoc otrzymały – mówi Anna Anioł, autorka książki „Fund­raising dla ludzi Kościoła”.

Jednym ze sposobów na nadrobienie strat stały się dla wielu parafii ofiaromaty. Ich działanie jest proste. Na ekranie dotykowym wybieramy kwotę lub ustalamy ją indywidualnie. Płacić możemy jak w parkomacie – zbliżając kartę, telefon lub zegarek. Po przelewie na ekranie wyświetla się napis: „Dziękuję”.

W Mistrzejowicach, w kościele, w którym stanął pierwszy ofiaromat, ustawiły się do niego kolejki. – Jeden z proboszczów zamówił ofiaromat tuż przed wybuchem pandemii. Kilka miesięcy później zadzwonił do nas z podziękowaniem, że e-taca uratowała jego parafię przed finansową zapaścią – mówi Jakub Gliński z katolickiej wspólnoty Głos na Pustyni z Krakowa, w której powstał pomysł ofiaromatów. Reprezentuje jednocześnie firmę 2BG, która e-tacę zaprojektowała i spopularyzowała w parafiach jako pierwsza. Podkreśla: – W parafiach, w których ofiaromaty się pojawiły, wyraźnie wzrosły przychody z datków. Mowa tu o wzroście z listopada i grudnia 2020 r., w stosunku do pierwszego półrocza pandemii.


WEŹ, SŁUCHAJ 

PODKAST POWSZECHNY: Kościół w pandemii, w sieci, w kryzysie


Gliński tłumaczy, że początkowo to księża byli wobec urządzenia nieufni. Co zdecydowało, że tak wielu się do niego przekonało? Najpierw wymienia czynniki techniczno-praktyczne: coraz więcej Polaków nie nosi przy sobie gotówki, woli płatności mobilne. Ofiara składana kartą, telefonem lub zegarkiem dla wielu jest prosta, bo naturalna. Jak zapłata za zakupy.

To kolejne wytłumaczenie fenomenu e-tacy: wynika on z ogólnego trendu dotyczącego preferencji płatniczych Polaków. Jak pokazują badania dr. hab. Michała Polasika z UMK w Toruniu z 2020 r. (wykonane na zlecenie fundacji Polska Bezgotówkowa), udział płatności bezgotówkowych w Polsce to prawie 50 proc., podczas gdy jeszcze pięć lat temu wynosił 30 proc. W płatnościach kartą Polacy cenią sobie przede wszystkim wygodę, szybkość i bezpieczeństwo. Co ciekawe, kościelne ofiaromaty to niemal awangarda, bo – jak czytamy w raporcie z badań – w większości branż Polacy wciąż spotykają się z poważnymi ograniczeniami w zakresie dostępności płatności bezgotówkowej. Tymczasem Kościół te ograniczenia znosi.

Technologia płacenia to jedno. Drugie to ludzkie potrzeby. – Ogromne znaczenie, jeśli chodzi o hojność wiernych, ma relacja parafian z Kościołem. W ofiaromatach wprowadziliśmy opcję wpisania swojego numeru telefonu, na który później przysyłane są podziękowania za ofiarę. To bardzo istotny element tworzenia więzi ofiarodawcy z proboszczem. Widać, że ludzie potrzebują silnej, autentycznej relacji z Kościołem. Przy tradycyjnej tacy nie zawsze usłyszą „dziękuję” – mówi Gliński.

Kłopotliwa innowacja?

Jednak nie każdy wita innowacje z taką samą otwartością. – Ofiaromaty to teoretycznie dobry pomysł: wyjście naprzeciw współczesności, kiedy większość ludzi przestawia się na płatności elektroniczne. W praktyce mogą okazać się kolejnym problemem – mówi ks. Łukasz Żołubak z parafii Matki Bożej Fatimskiej w Gubinie. – Mnie odstręczają od tego pomysłu opinie, że oto „księża znowu wyciągają rękę po pieniądze”. Kościół, który stara się nadążyć za światem, od razu staje się obiektem kpin, a co najmniej nieufności. Z jednej strony wymaga się od niego pójścia z duchem czasu, z drugiej nowinki technologiczne często są krytykowane jako zbyt nowatorskie. Gdy zarządca parafii daje wiernym możliwość wpłaty przez np. ofiaromat, jest to postrzegane jako kolejna próba „wyłudzenia”, „wyżebrania” pieniędzy od biednych owieczek.

Wikary podkreśla: proboszczowie, którzy muszą utrzymać kościół i budynki parafialne, skądś pieniądze na ich utrzymanie muszą wziąć. Dlatego e-taca może być po prostu koniecznością. – Rozumiem próbę wyjścia naprzeciw współczesności, w której za wszystko można zapłacić kartą czy blikiem. Jednocześnie może to być dużo bardziej przejrzysty sposób finansowania, bo wszystko księguje bank. Dużo prościej o przejrzystość finansową i rozliczenie. Może jest to szansa, by zmienić finansowe funkcjonowanie parafii? – zastanawia się ksiądz.

– Z punktu widzenia religijno-moralnego w e-tacy nie ma nic zdrożnego. Jeśli przyjmiemy, że taca jest czymś normalnym, elementem liturgii, częścią mszy, to forma, w jakiej będą zbierane pieniądze, pozostaje kwestią wtórną – mówi dr Tomasz Sobierajski, socjolog religii z Uniwersytetu Warszawskiego.


CZYTAJ TAKŻE

NASZE INNE KONFESJONAŁY - rozmowa z ks. Grzegorzem Strzelczykiem


Proboszcz z Wielkopolski przytacza obrazek ze swojego kościoła: małżeństwo w podeszłym wieku stoi przed ofiaromatem. Przyglądają się dłuższą chwilę, kręcą głowami z zakłopotaniem. Wydaje się, że za chwilę odejdą zdezorientowani. Ale jest inaczej: robią wpłatę, a po mszy przychodzą do proboszcza i zachwalają: „Ach, to cudowne, czego to ludzie nie wymyślą!”.

W sensie kulturowym, tłumaczy socjolog z UW, ofiaromaty to wyraźny krok do przodu. Ukłon w stronę młodszych i tych, którzy są bliscy odejścia z Kościoła. To zmiana szczególnie odczuwalna w dużych miastach, wszędzie tam, gdzie postępuje laicyzacja.

– Z kolei tam, gdzie więzi z Kościołem ciągle są tradycyjnie silne, e-taca zdejmuje z wiernych pewien przymus społeczny. W mniejszych społecznościach tradycyjna taca pełni rolę „sprawdzianu”: kto dał, kto nie dał, a dla tych z sokolim wzrokiem: ile dał. Nikt nie chce być tym, kto nie daje – mówi Sobierajski.

Ofiaromat tę presję nieco redukuje. Nikt raczej nie zagląda sąsiadowi przez ramię, by podejrzeć, ile wpłacił. – Osoby, które na tradycyjną tacę dają niewiele, mogą z tego powodu odczuwać wstyd, zażenowanie. Z kolei osoby, które w swoim mniemaniu dają dużo, mogą czuć satysfakcję i wyższość wobec tych, którzy na tacy kładą mniej. W ich przypadku, przy braku tradycyjnej tacy, ta potrzeba poczucia wyższości może być nie do zrekompensowania – mówi dr hab. Agata Gąsiorowska, prof. Uniwersytetu SWPS, zajmująca się psychologią ekonomiczną, zachowaniami konsumenckimi i psychologicznymi funkcjami pieniądza.

Bezgotówkowa ofiara wiąże się z zupełnie innymi mechanizmami psychicznymi. – W psychologii znane jest zjawisko cash pain, czyli uczucia porównywalnego z bólem w momencie płacenia za towary lub usługi gotówką – mówi Agata Gąsiorowska. – Taki „ból” nie towarzyszy nam jednak w przypadku transakcji kartą, zwłaszcza kredytową, ponieważ nie widzimy oddawanej gotówki, nie odczuwamy jej materialnie. Osoby o głębokiej duchowości mogą odczuwać ofiarę składaną wirtualnie jako niewypełnienie pewnej powinności. Jako niewystarczające poświęcenie na rzecz Kościoła.

Transparentność tacy

Jest jeszcze kwestia jawności. Wyzwanie stojące przede wszystkim przed księżmi. – E-taca, ewidencjonowana przelewami bankowymi, wymusi na parafiach dużo większą przejrzystość finansową – uważa Tomasz Sobierajski.

– Ludzie nie wiedzą, co się dzieje z ich pieniędzmi, czy są dobrze zarządzane i wydatkowane. I to przede wszystkim powinno się zmienić w podejściu do finansów Kościoła – mówi Szczepan Kasiński, specjalista od fundraisingu doradzający m.in. duchownym. – Brakuje rad ekonomicznych przy parafiach, systemu kontroli wydatków. Stąd mity o olbrzymim bogactwie księży, mniejsza hojność wiernych czy po prostu brak zaufania. Tam, gdzie w parafii księża składają sprawozdanie wspólnocie, tam rośnie hojność. Tam, gdzie jest nimb tajemnicy – spada.

Dodajmy, że zgodnie z prawem kanonicznym powołanie parafialnej rady ekonomicznej jest obowiązkowe.

Coraz krytyczniej patrzymy na system finansowania Kościoła w Polsce. W sondażu Ipsos dla portalu OKO.press z marca tego roku 56 proc. ankietowanych jako „zdecydowanie za dużą” oceniało „pomoc finansową, jaką Kościół otrzymuje od państwa”. W domyśle: przywileje podatkowe i bezpośrednie wsparcie z budżetu np. dla kościelnych organizacji.

Według Szczepana Kasińskiego Kościół swoje finanse powinien budować przede wszystkim na dobrowolnych wpłatach. – Oparcie na darowiznach pozwala zachować niezależność, choć kusić mogą pieniądze z rozmaitych grantów – mówi. – Czuję opór przed sięganiem przez Kościół, rozumiany jako wspólnota wiernych, po środki publiczne, których z definicji jest mało, więc toczy się o nie zaciekła batalia, co powoduje insynuacje o sojuszu ołtarza z tronem, zakulisowych rozmowach i niejasnych powiązaniach. Po prostu pojawia się wrogość, a chyba nie o to nam chodzi.

Fundraiser podpowiada: ważna i przyszłościowa jest dywersyfikacja źródeł utrzymania. – Dziś nie wystarcza ta mityczna taca, czas wejść w nowe narzędzia: kampanie zbiórkowe w internecie, dbanie o darczyńców, wysyłanie do nich listów z podziękowaniem i przedstawieniem sposobu wykorzystania otrzymanych środków – mówi Kasiński. – Tu chlubnym przykładem jest budujący się kościół w Radzyminie, gdzie proboszcz regularnie pisze do darczyńców, pokazując efekty, dziękując za zaangażowanie.

Może więc sposobem na odrabianie strat jest nie tylko e-taca, ale profesjonalny, znany z trzeciego sektora fund­raising? – Jego kluczem jest zapraszanie ludzi do zmiany świata. Bez względu na to, czy jest to nowe dormitorium dla dziewczynek w Kenii, budowa kościoła czy ufundowanie wyjazdu na oazę parafialną dzieciom z uboższych rodzin – mówi Szczepan Kasiński. – Fundraising to tylko nazwa procesu. To nie żebractwo (w sutannie, habicie czy garniturze), tylko proponowanie udziału w czymś dobrym. Korzyści? Zbudowanie grona tysięcy darczyńców, dla których to, co robimy, jest ważne i potrzebne. Przeszkody, ograniczenia? Jeśli istnieją, to wyłącznie w naszych głowach.©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, z „Tygodnikiem” związany od 2011 r. Autor książki reporterskiej „Ludzie i gady” (Wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w polskich więzieniach i zbioru opowieści biograficznych „Himalaistki” (Wyd. Znak, 2017) o wspinających się Polkach.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 29/2021