Pij mleko, będziesz wolny

W szkole podstawowej zrozumiałem istotę egalitaryzmu: wszyscy piją to samo świństwo, ale niektórzy trzymają w ustach kawałek czekolady.

31.05.2011

Czyta się kilka minut

Szkoła Podstawowa nr 72, Szczecin, listopad 1984 r. / fot. Jerzy Undro / CAF / PAP /
Szkoła Podstawowa nr 72, Szczecin, listopad 1984 r. / fot. Jerzy Undro / CAF / PAP /

Pani dyrektor nosiła niebieskie sweterki. "Robi się na Santorkę" - ze znawstwem objaśnił mi kolega Kropka. Może dlatego, choć szkoła nosiła imię wielkiego rewolucyjnego poety, to dyrekcja wolała określenie "Różana szkółka".

Trudno opisać, jakim poniżeniem były dla nas występy w widowisku słowno-muzycznym pt. "Jaskółki z Różanej Szkółki". Zwłaszcza w późniejszych latach, kiedy wielu kolegów miało już pewne doświadczenie w takich dziedzinach jak włamania, kradzieże i rozboje.

A jak tam było brzydko! Jeśli ktoś obejrzał wystawę "Chcemy być nowocześni" i wyobraża sobie PRL jako kraj subtelnych designerów, to powinien zobaczyć tę szkołę - królestwo ławek z Cezeksu, stolików z czarnymi prętami zamiast nóg i ozdobnej stylonowej żyłki (poprzepalanej papierosami). Jednak najgorsze było mleko.

Wprawdzie akcję "Kropla mleka" wymyślił Boy-Żeleński przed wojną, ale komuniści niecnie ukradli tę ideę. Na propagandowych zdjęciach z lat pięćdziesiątych można zobaczyć baterie białych butelek, nad nimi roześmianą dziatwę, a w tle - strzelające w górę krzywe zdrowotności. Trzydzieści lat później ustrój już się walił, ale na głowę statystycznego ucznia wciąż jeszcze chlustał prawdziwy Ob z Irtyszem przetworów mlecznych.

Na dużej przerwie

"Biała rzeka", o której tak chętnie opowiadali w telewizji, pochłaniała wszystko. Śmietana wdzierała się do wszystkich rodzajów zup (może z wyjątkiem rosołu). Ginęły w niej wiotkie liście sałaty wraz z małymi ślimaczkami. Tonęły wodniste ogórki, rozgotowane ziemniaki i pierogi ze skwarkami. Raz w roku, na wiosnę, serwowano makaron z truskawkami - sklejony kłąb klusek oblany wiadrem śmietany, w którym pływała jedna, szara i gumiasta truskawka. Szczęśliwiec, któremu udało się ją znaleźć, aż do wakacji chodził w glorii zwycięzcy.

Ale wszystko to drobiazg, w porównaniu z kubkiem mleka z dużej przer-

wy. Od świtu ciężki mleczny zapach pełzł szkolnymi korytarzami. Docierał wszędzie, a największe stężenie osiągał około dziesiątej rano. W stołówce czekały już rzędy porcelanowych kubków.

Jak na ironię, w domu mieliśmy identyczne, tyle że bez błękitnej obwódki. Był to rodzaj estetycznej części wspólnej pomiędzy dwoma światami.

Marna jednak pociecha, gdyż zawartość kubków była tak przerażająca, że nawet teraz nie podejmuję się jej opisać. Nie popadając w obrzydliwość, muszę zaznaczyć, że w białej cieczy pływały kożuchy. Niektóre grube na palec i możliwe do wyłowienia za pomocą aluminiowej łyżki. Inne - cienkie jak pajęczyna - i znacznie gorsze, bo zdradliwe. Ujawniały się niespodziewanie w czyimś gardle, czemu towarzyszył tak zwany efekt Moby Dicka.

Niezależni i bezmleczni

Krótko mówiąc - nie byłem w stanie przełknąć tego świństwa. Niestety, próby wylewania do fikusa były natychmiast udaremniane przez czujną panią Stołówkową, która mnie nie lubiła, szczególnie od czasu, gdy wdałem się w nią w dyskusję na temat domniemanego robaka w ryżu ("Nic tu nie ma! - A to? - Zwykłe ziarenko. - To dlaczego ma oczy?" itd).

W ten sposób sprawa mleka doprowadziła do pierwszej poważnej konfrontacji między szkołą a moimi rodzicami. Matka napisała specjalne usprawiedliwienie, w którym prosiła o zwolnienie mnie z Kropli Mleka. Zapewniła też, że codziennie rano piję w domu kakao. Pani Stołówkowa odrzuciła nasze postulaty ("A kto mi udowodni, że uczeń rzeczywiście pije?").

W początku lat osiemdziesiątych wszystko miało polityczny kontekst, więc rodzice uznali przymusowe picie mleka za przejaw opresji ze strony systemu. "Państwo opiekuńcze! Opiekuje się tobą od urodzenia do śmierci, czy tego chcesz, czy nie!" - wyrzekała matka i nawet nie podejrzewała, że właśnie tworzy społeczny grunt pod przyszłe reformy Leszka Balcerowicza.

Osobiście uważałem, że komuniści specjalnie mnie dręczą kożuchami. W tym poczuciu utwierdził mnie opis tortury mlecznej zawarty w książce "Porwanie w Tiutiurlistanie" Wojciecha Żukrowskiego:

"Pachołkowie podali katowi dzbanek mleka. Nagle Mysibratowi wydało się, że go duszą. Zadławił się, piana ukazała się w kącikach warg, parę kropel trysnęło nosem. Musiał łykać (...) miał już brzuch wzdęty jak balon, czuł każdy zakręt kiszek, jeszcze jeden łyk i pęknie fontanną znienawidzonego mleka. Ale znowu ciurkało w lejku".

Resztę cytatu wam daruję.

Kwiatek do kożucha

Mleko - Żukrowski - Jaruzelski... Tak, to miało sens. Niestety, w naszym rodzinnym froncie powstała poważna wyrwa. Babcia uważała, że zwolnienie z picia mleka byłoby niewychowawcze i niesprawiedliwe wobec innych dzieci. Świadczyłoby o mojej uprzywilejowanej pozycji. Dlatego zaproponowała rozwiązanie alternatywne. Miałem codziennie zabierać do szkoły po kawałku czekolady, na dużej przerwie dyskretnie kłaść go na język (dla smaku) i szybko wypijać wiadomą kroplę.

Na szczęście pomysł upadł (skąd zdobyć takie ilości czekolady?), ale przy okazji zrozumiałem istotę egalitaryzmu: wszyscy piją to samo świństwo, ale niektórzy trzymają w ustach kawałek czekolady.

Ostatecznie sprawa oparła się o panią dyrektor Santorkę i po długim boju uzyskałem jej dyspensę. Swoją drogą, kiedy kilka lat później Generał użył tego słowa ("dyspensa", nie "Santorka"), zostało to uznane za poważny sygnał nadchodzących zmian.

Kaszub rządzi

Wszyscy wiemy, co było potem, dlatego dalsze losy bohaterów naszkicuję w skrótowej formie.

Komunizm upadł. Ja wyrosłem na człowieka niskiego i cherlawego. W szkole moich dzieci podawany jest jogurt owocowy, serek Danio oraz Mlekoświeżynka ze słomką.

Z nas wszystkich wielką karierę zrobił jedynie stołówkowy kubek typu Kaszub, obtłuczony świadek moich cierpień. W ostatnich latach doczekał się należnego uznania, jako ikona polskiego designu. Wciąż jeszcze jest w produkcji. Znajdziecie go wpisując w Google’a "Kaszub kubek PRL".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodzony w 1972 roku. Grafik z wykształcenia, eseista i autor książek dla dzieci. Laureat Nagrody Literackiej „Nike” za książkę „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” (2018) oraz Paszportu Polityki w kategorii literatura (2017). Przez wiele lat autor cotygodniowych… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 23/2011