Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zaskakuje na przykład brak nieledwie pomnikowej i bardzo pewnej Evy Zavaro z Francji. Czy jednak inna lista dałaby faktycznie lepszy poziom „etapu prawdy”?
Poziom Konkursu, z bardzo nielicznymi wyjątkami, był zdecydowanie wyrównany – i obawiam się, że jakaś jedna czy druga zmiana nie zrobiłaby szczególnej różnicy. Zwłaszcza że teraz skrzypkowie muszą mierzyć się z tym, w czym jak jeden mąż grzęźli w poprzednim etapie. Z sonatą. Tym razem nie jedną jej częścią, ale z całością. Ile w pełni kompetentnych sonat, zbudowanych od A do Z, wczoraj – przez cały długi dzień – usłyszałem? Dzięki temu, że słucham na razie Konkursu online, na słuchawkach, dwie.
Z poznańskiej sali dochodzą mnie jednak głosy, że subtelne pianissima Hany Chang, które dzięki mikrofonom zmuszają mnie do wsłuchiwania się w szeptany głos artystki, w naturalnej akustyce po prostu stają się ledwie słyszalne – a wówczas po prostu nie ma się w co wsłuchiwać.
Szkoda, bo 19-letnia skrzypaczka ma ciekawe pomysły interpretacyjne, choć jednocześnie nie przekładają się one na budowę formy. Na dodatek na zakończenie swojego występu wybrała zupełnie niepasujący do jej osobowości czysto wirtuozowski – gorzej – sentymentalny popis: Melodię i Valse-Scherzo Czajkowskiego. To się nie mogło udać, choć w środkowej części Melodii próbowała pokazać jakieś zaburzenie w strumieniu słodkiego syropu, jakim jest ten utworek.
KONKURS WIENIAWSKIEGO: KOGO USŁYSZYMY W DRUGIM ETAPIE? >>>
Miałem wątpliwości, po co w ogóle potrzebny jest ponowny – bo mieliśmy to już w I etapie – zwrot ku utworom eksponującym wirtuozerię w programie skupionym na wartościach muzycznych. I ku mojemu zaskoczeniu okazał się to jednak istotny punkt programu, gdy bardzo pewna i rzetelna, zresztą już 29-letnia Meruert Karmenova z Kazachstanu (swoją drogą chyba jedyna przedstawicielka tzw. rosyjskiej szkoły na tym Konkursie), niespodziewanie ugrzęzła w Tzigane Ravela.
To co prawda utwór o jednak ogromnym potencjale – ale skrzypaczka robiła wrażenie zagubionej właśnie w tym jego bogactwie. Ostatecznie wypadł technicznie poprawnie, ale płasko, jednostronnie przerysowany, pozbawiony wpisanego weń szaleństwa i nawet samej zewnętrznej błyskotliwości.
Po całym dniu we wspomnieniach pozostaje zatem właściwie tylko Dayoon You. Koreańczyk, acz nie bez zastrzeżeń, podobał mi się już w I etapie – i teraz może nawet poprawił swoje notowania. Szczególnie ciekawie wypadła I Rapsodia Béli Bartóka – jej folkloryzm został podkreślony interpretacją konsekwentnie rustykalną, niemal pozbawioną wibrata, dziarską i krzepką, a w drugiej części taneczną i drapieżną. Ciekawe, czy zasiadający specjalista od Bartóka, Barnabas Kelemen, doceni to wcielenie Jenö Hubaya.
Również Driady i Pan, impresjonistyczny poemacik na skrzypce i fortepian Szymanowskiego, otrzymał u Koreańczyka swą najciekawszą wczoraj wersję – z mnogością barw i mikrodramaturgią, tworzoną, niestety tylko miejscowo, przez dbałość o artykulację. Można było jednak docenić nowatorski geniusz duetu Karol Szymanowski – Paweł Kochański, jako że kompozycje te powstawały w ścisłej współpracy z nadzwyczajnym skrzypkiem.
W Sonacie F-dur Griega tej samej dbałości artykulacyjnej wprawdzie trochę zabrakło (gdy nierozdzielane łuki tworzyły niekończące się zdanie legato), ale wiejskie weselisko w części II zabrzmiało całkiem przekonująco (pomógł znowu folkloryzm) i nawet brak kulminacji w części III nie zepsuł ogólnie pozytywnego wrażenia – choć zepsuł poczucie formy.