Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W powszechnym stereotypie tożsamość żydowską budowała przede wszystkim literatura. Sztuki piękne i architektura miały niewielkie znaczenie. Powody wydają się oczywiste: naród ten setki razy w swej historii przepędzany był z miejsca na miejsce, a łatwiej było zabrać ze sobą księgę (gdy wszystko wokół płonie, można po prostu zachować ją w pamięci) niż obraz czy budynek.
Najsłynniejsze nawet synagogi, te sefardyjskie, nie dorównują urodą średniowiecznym katedrom. A pewną nonszalancję Żydów wobec architektury zdają się potwierdzać zarejestrowane telewizyjnymi kamerami obrazy z ostatnich miesięcy: oto osadnicy ze Strefy Gazy konsekwentnie niszczą swoje domy, wiedząc, że - jak po wielekroć w przeszłości - nigdy już do nich nie powrócą.
Jak Księga
Myślenie to jest jednak uproszczone. By je obalić, wystarczy jeszcze raz sięgnąć do tradycji. Najświętszym symbolem - i to zarówno w kontekście religijnym, jak i narodowym - pozostaje przecież dla Żydów pamięć Świątyni, której materialnym śladem od niemal dwóch tysięcy lat pozostaje Ściana Zachodnia - a więc relikt architektury. Świątynia doczekała się opisu dokładniejszego niż jakikolwiek inny budynek świata starożytnego. Co więcej, stała się konstytutywnym elementem Biblii - tekstu świętego.
Pamięć i świętość - na tych właśnie pojęciach oparta jest działalność najznaczniejszych architektów współczesności, legitymujących się przywiązaniem do kultury żydowskiej. Architektura staje się dla nich lekcją tożsamości. Rozumieją ją tak jak Księgę: jako tekst, który - niosąc pierwotne, wpisane weń immanentnie treści - sam narzuca twórcy formę. To jakby dopełnienie zdania zanotowanego przez Edmonda Jabesa, sefardyjskiego pisarza tworzącego w języku francuskim: "Świat istnieje, bo istnieje Księga".
Literacka intuicja zmarłego w 1991 roku pisarza odpowiada współczesnej żydowskiej architekturze. Bo to właśnie ona stała się językiem najważniejszej dziś być może debaty o poszukiwaniu tożsamości. Wystawa w warszawskim Zamku Ujazdowskim - powstała z inicjatywy Żydowskiego Muzeum Historycznego w Amsterdamie, zorganizowana we współpracy z Muzeum Historii Żydów Polskich - zdaje się to potwierdzać.
Przedstawiono na niej siedemnaście projektów architektonicznych: zrealizowanych lub czekających na realizację. Wszystkie powstały na przełomie XX i XXI wieku; wszystkie związane są z różnego rodzaju instytucjami żydowskimi: muzeami, synagogami, szkołami; wszystkie rodziły się w biurach architektów o światowej sławie; wszystkie weszły już do klasyki architektury nowoczesnej. Przeglądowi towarzyszy prezentacja wyników międzynarodowego konkursu na budynek Muzeum Historii Żydów Polskich w Warszawie.
Tożsamość miejsca
Po obejrzeniu tych propozycji można dojść do wniosku, że o architektonicznym wyrazie budynku - bez względu na to, jaką ma pełnić funkcję - decyduje raczej tożsamość miejsca niż tożsamość autora. Inaczej buduje się instytucje żydowskie w Europie, inaczej w Stanach Zjednoczonych czy Izraelu. Nie chodzi przy tym o uwarunkowania krajobrazowe czy klimatyczne, ale, rzec by można: ideowe.
Budowle powstałe w Stanach Zjednoczonych cechuje często pewna dosłowność (znacznie przesunięta w czasie wobec myślenia europejskiego, które tej dosłowności potrzebowało krótko po zakończeniu wojny). Najlepszym tego przykładem jest Muzeum Holokaustu w Houston (Teksas), zrealizowane w latach 1993-96 według projektu Ralpha Appelbauma, architekta urodzonego w Nowym Jorku w roku 1942, specjalizującego się w muzealnictwie i wystawiennictwie.
Stosunkowo niewielki budynek ma formę klarowną i przejrzystą - w sposób niemal przerażający. Odnosi się bowiem bezpośrednio - począwszy od planu ogólnego aż do detalu - do architektury obozów koncentracyjnych. Główne wejście przypomina wieżę strażniczą albo wejście do krematorium, jest też siatka ogrodzenia i betonowe słupy - jakby prosto z Birkenau.
Z perspektywy Europejczyka jest w tym coś dwuznacznego. Czy na taką dosłowność wolno sobie pozwolić? O wiele więcej mówi przecież metafora. A ta w bryle Muzeum użyta została tylko jeden raz. Na pustym, wyłożonym dużymi, kwadratowymi płytami dachu--tarasie pojawiają się gdzieniegdzie nazwy wymordowanych podczas Zagłady gmin żydowskich. To one zostają w pamięci.
Architektura Nieobecności
Pojęciem podstawowym dla europejskiej architektury żydowskiej wydaje się pustka, rozumiana jednak w szczególny, metafizyczny sposób. Cytowany już wcześniej Edmond Jabes tłumaczył, dlaczego - deklarując się jako ateista - w odniesieniu do Boga konsekwentnie używa wielkiej litery: "Zderzałem się z nieobecnością Boga wielką literą, a nie z pojęciem Boga. Ta nieobecność zmieniała się pomału w NIEOBECNOŚĆ, w naszą nieobecność w nas samych, nieobecność pierworodną, na której zasadza się wszelka kreacja. W sumie otchłań". Wypowiedź pisarza doskonale mogłaby się odnosić do europejskiej architektury Daniela Libeskinda, zwłaszcza do Muzeum Żydowskiego w Berlinie - tak mocno niosącego w sobie doświadczenie pustki, że niezdolnego niemal do sprostania funkcji wystawienniczej.
I wreszcie Izrael. Tu tkwiąca w pustynno-kamiennej przestrzeni siła żydowskiej historii, wola trwania i przetrwania, najmocniej wpisuje się w architekturę, obdarzając ją optymizmem, wiarą w siebie i dynamiką.
Dlatego może jedną z najpiękniejszych synagog zbudował tutaj architekt nieżydowski. Mario Botta, urodzony w Ticino - włoskojęzycznym kantonie Szwajcarii - nie był podobno nigdy w synagodze. Aż do momentu, w którym przyszło mu zaprojektować Synagogę Cymbalista w Tel Awiwie (1996-98). Powstała budowla ciepła, stabilna, słoneczna. Złoto-różowy kamień jest w tej przestrzeni naturalny; dwie niskie, cylindryczne wieże w równym stopniu przywodzą na myśl tradycyjną chupę (baldachim rozwieszany nad głowami nowożeńców) i nowoczesne baterie słoneczne, widoczne na dachu każdego niemal izraelskiego domu.
Może się też okazać, że architekt żydowski nie zrozumie przestrzeni Izraela. Tak stało się w przypadku Franka Gehry’ego. Jego Muzeum Tolerancji - Centrum Szymona Wiesenthala, które miało stanąć w Jerozolimie, wzbudziło tylko emocje i kontrowersje. Architektura tytanu i przemysłowych turbin, która tak doskonale sprawdziła się w hiszpańskim Bilbao, nie mogła znaleźć sobie miejsca w kontekście jerozolimskiego Starego Miasta.
Eksperyment trwa
Jedną z kilku możliwości, które Daniel Libeskind dał zwiedzającym w swoim berlińskim Muzeum, jest "ścieżka kontynuacji". Jednak krocząc nią, dajemy się tylko uwieść złudzeniu: w końcu i tak dochodzimy do ściany. Wyrażona metaforą ocena najsłynniejszego "architekta pamięci" jest pesymistyczna: życie żydowskie nigdy się już nie odrodzi, przynajmniej w Europie.
Ale może Libeskind nie ma racji? Pomylił się nie tyle w przesłaniu etycznym (o wartości estetycznej jego projektu nie ma nawet co dyskutować - to arcydzieło), ile w analizie rzeczywistości. Bo przecież żydowskie życie - w lepszej lub gorszej, nierzadko ułomnej, a nawet zwyrodniałej formie (co doskonale opisała Ruth Gruber) - mimo wszystko próbuje się odrodzić. Ten eksperyment trwa i trudno dziś przewidzieć, czym się zakończy.
Architektonicznym zapisem tego procesu może być szkoła im. Heinza Galińskiego w Berlinie (zrealizowana w latach 1990-95). Autorem projektu jest Zwi Hecker, Izraelczyk urodzony w 1931 roku w Krakowie. Dynamiczny zespół budynków połączonych przejściami i mikroskopijnymi podwórkami wbija się ostrymi klinami w pustą przestrzeń dziedzińca. Widziany z lotu ptaka przypomina otwartą, przeglądaną szybko księgę albo gwałtownie rozkwitający kwiat. Do motywu Księgi - a właściwie Pięcioksięgu - nawiązuje też inna realizacja Heckera: Żydowskie Centrum Kulturalne w niemieckim Duisburgu. Czyżby ten "powrót do Księgi" miał być wezwaniem do kontynuacji?
Jakże inny od Muzeum Żydowskiego w Berlinie jest też młodszy zaledwie o sześć lat projekt podobnej instytucji, która ma stanąć w Warszawie. Młodzi Finowie Reiner Mahlamäki i Ilmari Lahdelma zaproponowali metaforę przejścia przez Morze Czerwone - a więc właśnie zapowiedź kontynuacji. Być może w przyszłości ich diagnoza także okaże się pomyłką. Ale niewątpliwie dwójka nagrodzonych niedawno w Warszawie Finów odważnie dotyka najgorętszego dziś wątku żydowskiej debaty o tożsamości.
"YIBANECH!" [hebr.: "Budujmy!"]. Tożsamość żydowska we współczesnej architekturze"; Warszawa, Zamek Ujazdowski; kuratorzy: Angela Sachs i Edward van Vollen; współpraca: Agnieszka Rudzińska i Michał Jachuła; wystawa prezentowana była w Amsterdamie, Osnabrück, Berlinie i Wiedniu; wkrótce pokazana zostanie w Monachium i Tel Awiwie.