Pamięć o złu

Granica między wiarą w odmieniającą moc sztuki a wiarą w jej inżynierię społeczną pozostaje nieuchwytna. I zawsze trzeba się obawiać, czy równowaga zostanie zachowana.

01.09.2009

Czyta się kilka minut

Sala Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach: Mirosław Bałka „It was 4 in it” / fot. Radosław Kaźmierczak /
Sala Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach: Mirosław Bałka „It was 4 in it” / fot. Radosław Kaźmierczak /

Skrupulatne obejrzenie wszystkich projekcji wideo, które złożyły się na międzynarodową wystawę "Labirynt pamięci. Oblicza zła 1939-2009", zajęłoby mniej więcej 70 godzin. Jednak wystarczy tylko 16 minut i 20 sekund, by doświadczyć czegoś, co daleko przekracza "galeryjny" odbiór sztuki. By przeżyć coś, co może bywało niegdyś udziałem uczestników teatru starogreckiego: katharsis - oczyszczenie poprzez odkrycie, że godność, nawet wbrew bogom, naprawdę jest niezbywalna. Albo wręcz przeciwnie, by przeczuć, czym jest stan całkowitego, bezwzględnego opuszczenia przez Absolut.

Tylko nieco ponad 16 minut ogląda się dwie prace wideo urodzonej w Belgradzie Dragany Žarevac. "Żałoba" (1996) i "Most" (2000) wydają się bardzo lakoniczne w porównaniu z innymi zebranymi na katowickiej prezentacji. Pierwsza wykorzystuje dokumentalny materiał filmowy zrealizowany w 1991 r. w Jugosławii przez anonimowego autora - świadka (a może i uczestnika) toczącej się tam wówczas wojny. Kamera przymusza nas do oglądania zwłok pięknie zbudowanego mężczyzny w sile wieku, umieszczonych w skleconej naprędce, otwartej trumnie. Pomału przesuwa się po jego czerniejącym ciele, zatrzymuje na okaleczeniach. Wzrok chciałby uciec od przerażającego widoku gnicia i rozkładu - nie może, jakby ktoś trzymał widza za kark i wskazywał: "Patrz, tak to naprawdę wygląda". Obok ubrane na czarno kobiety opłakujące zamordowanego. Ich żałoba nie jest histeryczna, jednak poddana teatralnym regułom rytuału wydaje się jeszcze bardziej nieogarniona. "Most" to jakby ciąg dalszy "Żałoby". Okazuje się, że po średniowiecznym moście w Mostarze, który w 1993 r. zniszczyły działania wojenne, nadal chodzą ludzie. Żyją tak, jakby istniał w swej pierwotnej postaci.

Pamięć o XX-wiecznym złu to częsty - i najważniejszy chyba dzisiaj - temat sztuk nie tylko wizualnych (przede wszystkim w Europie, choć nie tylko). Świadczy o tym skala katowickiej wystawy, którą zrealizowano aż w dwóch miejscach (BWA i Rondo Sztuki). Jednak nie znam dzieła, które dałoby się porównać z krótkimi filmami artystki z Bałkan.

Zazwyczaj twórcy koncentrują się bowiem na społeczno-polityczno-psychologicznym aspekcie szaleństwa mordów i jego źródeł. Dobrym przykładem jest tu, od lat konsekwentny, Artur Żmijewski. W Katowicach oglądamy "Berka" (1999), jeden z najgłośniejszych filmów artysty związanego obecnie z "Krytyką Polityczną". Żmijewski poprosił uczestników tego projektu, by nadzy - w dawnej komorze gazowej - zagrali w berka. Zawstydzeni początkowo propozycją, stopniowo zaczęli znajdywać przyjemność w zabawie, która w tym miejscu traciła dziecięcą niewinność. Tak charakteryzuje to Katarzyna Bojarska: "Artysta penetruje ekstremalne stany egzystencjalne i ryzykowne sytuacje społeczne z bezpośredniością, która bywa dla widza trudna do przyjęcia i zaakceptowania. Strategia artystyczna Żmijewskiego sytuuje się w przestrzeni między w pełni zaaranżowaną i zagraną przez aktorów fabułą a surowym dokumentem (dokumentem filozoficznym, jak sam mówi). Artysta prowokuje pewne sytuacje, wymyśla wstęp do niecodziennych okoliczności i śledzi z kamerą to, co się wydarza. Idea tych przedsięwzięć łączy reportaż, eksperyment psychologiczny, akcję społeczną czy wreszcie nowelę".

Rzeczywiście, każda niemal praca Żmijewskiego jest eksperymentem, sprawdzaniem, kim jest człowiek, grupa, społeczność (naród?). W tym tkwi zarówno siła, jak i niebezpieczeństwo tej twórczości. Bo granica między wiarą w odmieniającą moc sztuki a wiarą w jej inżynierię społeczną pozostaje nieuchwytna. I zawsze trzeba się obawiać, czy ten balans zostanie zachowany.

Innym sposobem pamiętania o złu jest "kontemplacyjny konceptualizm", który od lat kontynuuje Mirosław Bałka (dla mnie prywatnie artysta arcyważny, wyprowadzający fenomen zła poza politykę, zmuszający do równie intymnej co bezwzględnej autorefleksji, do świeckich "rekolekcji"). W Katowicach oglądamy jego projekcję pt. "I knew it had 4 in it", zrealizowaną w ubiegłym roku. Tytuł to cytat z rozmowy, którą Claude Lanzmann przeprowadził z Marthą Michelsohn, żoną komendanta obozu koncentracyjnego (nota bene, warto by prześledzić wpływ filmu "Shoah" na współczesną sztukę polską). "Wiesz, ilu Żydów tu stracono?" - pyta reżyser. "Cztery coś... 400 tys..., 40 tys." - pada odpowiedź. "400 tys." "400 tys., tak. Wiedziałam, że była w tym czwórka". Na ekranie oglądamy wydrukowaną na papierze cyfrę "4". Zanikającą albo powiększaną. Pulsującą albo odwracaną w różnych kierunkach. Manipulowaną. Tak, jakby rzeczywiście było wszystko jedno.

O tym, że nie jest wszystko jedno, świadczy (to prawda, 30-minutowy, a więc zbyt długi, by oddziaływać w świecie nadinformacyjnym) film Ormianina Tigrana Xmaliana pt. "Armin T. Wegner. The Genocide Photographer". Tytułowy bohater tej pracy był prawnikiem i artystą, którego fotografie dokumentowały obozy ormiańskich uchodźców z Turcji w latach 1915-16. Kiedy ogląda się ten film, przypominają się kserografie wycinków gazet sprzed prawie stu lat, rozlepiane dziś - ciągle jakby wstydliwie - na murach dzielnicy ormiańskiej w Starej Jerozolimie. Na jednym ze zdjęć widać żołnierzy tureckich prężących muskuły po bokach sporego stosu zbudowanego z obciętych ludzkich głów. Niezdarne, nie operujące ani lobbingiem ani marketingiem politycznym odbitki, nie mają szans, by przebić się do powszechnej świadomości.

I jeszcze jedno. Wystawa na "Rondzie Sztuki" pokazuje, jak pamięć rzutowana jest na teraźniejszość. Niekoniecznie polityczną. Najlepszym tego przykładem jest 5-minutowa projekcja "Angel’s Gate" Billa Violi, klasyka sztuki wideo. Szybko zmieniające się kadry: uwięzienie i lenistwo, dramat i znużenie, rzeźnia zwierząt i narodziny człowieka. Bardzo podobne wizualnie.

Tym sposobem wracamy do jugosłowiańskich filmów Dragany Žarevac. Ich wyjątkowość - sprawiająca, że po obejrzeniu dwóch krótkich filmów natychmiast trzeba wyjść na zewnątrz, by złapać oddech - ma kilka powodów. Po pierwsze, przekaz nie jest zapośredniczony. Świadczy o czasach dostępnych większości z nas, które trudno by nazwać tak po prostu - coraz bardziej akademicko: "przeszłością totalitarną". Tym samym nie da się ich "wyabstrahować" od czegokolwiek (ostrzelane domy w Chorwacji czy Bośni nadal stanowią kulisy dla naszych wakacji). Po drugie, obydwa filmy wychodzą poza kategorie psychologiczno-polityczno-społeczne (konieczne, ale czy do końca skuteczne?). Wprowadzają - jakże istotną w czasach, gdy wszystkich nas obowiązuje hałaśliwie optymistyczne hasło: "Życie jest projektem" - niechcianą kategorię losu. Świadomość, że pozostajemy na granicy pragnień, naszych działań i tego, co nas spotyka. Kiedy ogląda się "Żałobę", gdzieś w tyle głowy zaczyna pobrzmiewać stara, zapominana pomału pieśń: "Od powietrza, głodu, ognia i wojny..." Prace Dragany Žarevac budzą lęk. A lęk - zarówno przed samym sobą, jak i przed własną bezradnością - jest niezbędny.

LABIRYNT PAMIĘCI. OBLICZA ZŁA 1939-2009; organizator: Ars Cameralis Silesiae Superioris przy współudziale Biura Wystaw Artystycznych i Ronda Sztuki; kurator: Marek Zieliński, Katowice, Galeria Sztuki Współczesnej BWA i Rondo Sztuki. Wystawa czynna do 12 września 2009 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 36/2009