Premiera "Powtórzenia"

Artur Żmijewski przygotował na tegoroczne weneckie Biennale filmową wersję socjologicznego eksperymentu sprzed lat. Stanfordzki eksperyment prof. Philipa Zimbarda pozostaje wciąż jednym z wyznaczników współczesnego myślenia o człowieku.

26.06.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Pomysł był prosty. Jak pisze w katalogu weneckiej wystawy Sebastian Cichocki: “Zimbardo postanowił stworzyć symulację więziennych relacji. Do eksperymentu dopuszczonych zostało dwudziestu czterech uczestników, studentów wybranych na podstawie testów i rozmowy z psychologiem. Czas spędzony w więzieniu miał się wahać od pięciu dni do dwóch tygodni, w zależności od »wyroku«. Losowo przydzielono studentom rolę więźniów bądź strażników. Więzienie, nazwane Stanford County Jail, zaaranżowano na korytarzu budynku Uniwersytetu w Stanford. (...) Uczestnicy eksperymentu musieli dostosować się do bardzo ścisłego regulaminu".

Przebieg eksperymentu wykazał znaczną podatność ludzi na przydzielone im role. Strażnicy stawali się gwałtowni w swoich reakcjach, a więźniowie wykazywali wszelkie cechy ofiar. “Eksperyment, który miał trwać dwa tygodnie, został przerwany po sześciu dniach. W obu grupach pojawiły się zachowania, które w normalnych społecznościach uchodzą za patologiczne".

Artur Żmijewski do tej pory znany był raczej z prostych filmowych rejestracji, których największa siła tkwiła w wyborze osób, tematu czy zaskakujących miejsc. Tym razem postanowił niczego nie zostawić przypadkowi. Filmowe realia bardzo upodobniły się do tych, które były u Zimbarda, i w tym wykreowanym świecie doszło do realizacji “Powtórzenia". Żmijewski porzucił patrzenie-podpatrywanie i słuchanie-podsłuchiwanie, którymi do tej pory tak sprawnie operował, na rzecz reżyserowania. Łatwo to zrozumieć, bo pełnia panowania wydaje się czymś niepomiernie więcej obiecującym od jej braku przy rejestrowaniu. Poważna wystawa, poważny cel i do tego najpoważniejszy z możliwych przedmiot oglądu i namysłu - ludzka natura, jej ograniczenia, jej ułomności i przywary, jej pęknięcia, jej najbardziej podstawowe, pierwotne i mroczne cechy.

Trudno zaprzeczać, że warunki zewnętrzne potrafią określić nasze zachowania. Specyficzne sytuacje odosobnienia, wrzucenia w obce otoczenie wywołują ostre reakcje obronne lub adaptacyjne. Poddać się czy walczyć, trwać przy swoim czy wręcz przeciwnie: szybko zrezygnować i przystosować się do zaistniałej sytuacji? Role zdają się rozdzielone, do wypełnienia pozostała tylko owa ludzka partytura, starannie przygotowana. Opresorzy i opresjonowani zajmują swoje miejsca i zdają się sprawnie wchodzić w role (celowo nie piszę o katach i ofiarach, bo z nimi z całą pewnością nie mamy tutaj do czynienia). Problem w tym, że nikt chyba do końca tych ról nie przyjął, nikt się tak naprawdę eksperymentem nie przejął.

W pewnym momencie dochodzi do tego, że obie strony, strażnicy i więźniowie podają sobie ręce. Przypadkowi ludzie, przypadkowe zakończenie? Nie wiem, czy słusznie, ale korci mnie myśl o jakiejś polskiej specyfice, gdzie role zdają się nigdy nie rozpisane ostatecznie, a już wręcz niemożliwe do pomyślenia jest, by ktoś w nie wszedł do końca. Trochę tak, jakby nasze struktury społeczne nie były ostatecznie uformowane i mogły się zmieniać. Wczoraj kryminalista - dziś poseł, dziś poseł - jutro więzień; to scenariusze, które znamy aż nazbyt dobrze. Najpewniej nie tego oczekiwał Żmijewski, który lubi przekraczać rozmaite tabu. Zapewne miało być ponownie jak u Zimbarda, czyli patologicznie i ostro, ale tak się nie stało.

W tym pęknięciu, w którym wszyscy upatrują największą słabość realizacji Żmijewskiego, można z łatwością dostrzec jej największy walor. Całe zamierzenie pozostaje w zawieszeniu. Role nie zostały dobrze odegrane i to właśnie wydaje się najbardziej pociągające. Żmijewski poważnie przecież potraktował swoje dzieło. Niczego nie chciał zostawić przypadkowi: zbudowano więzienną scenografię, wybrano ludzi, stworzono odpowiednie warunki. Zachowania uczestników były przez autora obserwowane i reżyserowane, a jednak potoczyły się własnym nieoczekiwanym torem.

O powadze przedsięwzięcia upewnia widzów sposób jego prezentacji. Wnętrze pawilonu polskiego przemienione zostało w salę kinową. Widzowie wpuszczani są tylko w wyznaczonych, okrągłych godzinach. Mogą salę opuścić przed czasem, ale nie mogą się po niej snuć, jak czyni to znakomita większość weneckiej publiki. Ten rygor, znacznie wydłużający zwiedzanie, bo dzieje się tak nie tylko w pawilonie polskim, jest czymś potrzebnym. Film trwa trzydzieści dziewięć minut i można oczekiwać, że widz mu je poświęci.

“Obiekt sztuki nie jest produktem finalnym" - napisał Artur Żmijewski w swojej pracy magisterskiej pt. “Moja ulubiona teoria sztuki". Jest to wyjątkowo proste zdanie. Jest to zdanie wyjątkowo przemyślane. Co więcej, wydaje mi się nad wyraz użyteczne także w odbiorze tego, co robi jego autor. Finał ma się nieodmiennie rozgrywać w nas, tylko że my powinniśmy być na tę swoistą wewnętrzną “dogrywkę" otwarci. A czy jesteśmy? Chyba bardzo rzadko, rzadko więc mogą się w nas dokonywać cuda przemiany.

Jedną z przeszkód mogła być drastyczność tematów podejmowanych przez Żmijewskiego w poprzednich jego realizacjach. W “Powtórzeniu" zrywa z typowym dla siebie zatrzymywaniem się nad ułomnościami ciała. Tym razem przedmiotem analizy miała być ułomność ludzkiej natury czy, jakby powiedzieli inni, duszy. Dyskurs otwarty przez ten film może być o wiele bardziej uogólniony, abstrakcyjny. Tracąc ważny moment współczucia, grania na wspólnych odniesieniach, “Powtórzenie" zyskuje na sile uogólniającej metafory.

Artur Żmijewski, “Powtórzenie". Biennale w Wenecji, Pawilon Polski, 12 czerwca 2005 - 6 listopada 2005. Kurator: Joanna Mytkowska.

Artur Żmijewski (ur. 1966) jest autorem obiektów fotograficznych, fotografii i filmów wideo, a także krytykiem sztuki i niezależnym kuratorem. W latach 1990-1995 studiował na Wydziale Rzeźby ASP w Warszawie. W swojej poruszającej i budzącej kontrowersje twórczości powraca do problemów związanych z cielesnością człowieka, uwarunkowanego funkcjami biologicznymi. Interesuje go odmienność wynikająca z choroby. Fizyczność stanowi metaforę wszelkich relacji międzyludzkich. Praca dyplomowa “40 szuflad" to cykl fotografii przedstawiających mężczyznę i kobietę, którzy nawzajem ugniatają swoje ciała. W 1998 roku artysta zrealizował projekt “Oko za oko" (zestaw wielkoformatowych fotografii oraz film wideo), w którym pokazał ludzi z amputowanymi kończynami i ludzi zdrowych, pożyczających im brakujące członki. W 2000 powstał film “KR WP", w którym wystąpili żołnierze Kompanii Reprezentacyjnej WP: ćwiczą musztrę w sali baletowej, wyposażeni jedynie w karabiny, buty i czapki.

10 czerwca podczas otwarcia pawilonu polskiego na 51. Biennale Sztuki w Wenecji odbyła się premiera filmu Żmijewskiego “Powtórzenie".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2005