Owsiak pomógł nam zobaczyć siebie na nowo

RÓŻA RZEPLIŃSKA, działaczka pozarządowa: Przez lata byliśmy beneficjentami pomocy, otwierając zagraniczne paczki z pomarańczami i rajstopami. Aż tu nagle ktoś mówi: hej, stoicie już na nogach, wy też możecie dawać.

21.01.2023

Czyta się kilka minut

Załadunek darów przez wolontariuszy WOŚP do karetki, która pojedzie do Charkowa. Warszawa, 10 listopada 2022 r.  / JOANNA SKŁADANEK / FORUM
Załadunek darów przez wolontariuszy WOŚP do karetki, która pojedzie do Charkowa. Warszawa, 10 listopada 2022 r. / JOANNA SKŁADANEK / FORUM

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: W styczniu 1993 r. była Pani...

RÓŻA RZEPLIŃSKA: ...nastolatką, harcerką, dla której ten świat, mający na masową skalę narodzić się za sprawą Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, był czymś znanym. Kilka lat wcześniej chodziłam z ojcem [Andrzejem Rzeplińskim, do 2016 r. prezesem Trybunału Konstytucyjnego – red.] pakować ubrania dla pogrążonej pod koniec 1989 r. w kryzysie Rumunii. Niesamowite sceny: nadal biedni ludzie, czyli Polacy, układali góry ciuchów dla ludzi jeszcze biedniejszych.

Ówczesną Polskę pamiętam też ze swoich harcerskich podróży pociągami. Byliśmy wtedy bliżej siebie.

W jakim sensie?

Większego zaufania, ale też w bardziej dosłownym znaczeniu: większej liczby połączeń komunikacyjnych. Po prostu wszędzie było łatwiej, jeśli chodzi o transport publiczny, dojechać.

Ja się w tamtej Polsce czułam bardzo bezpiecznie, pomimo jej chaosu, biedy.

Biedy, ale też rozpędzającego się kapitalizmu.

Z mięsem sprzedawanym na ulicy, z zakupami na bazarach, indyjskimi ubraniami w halach pod Pałacem Kultury. Nieład, rozgrzebane budowy, błoto, a równocześnie poczucie, że znowu możemy być częścią świata.

A pierwsze telewizyjne migawki z działań Orkiestry?

Pamiętam góry banknotów na stole, worki, liczenie kasy na wizji (śmiech)... Tak wtedy wyglądało pomaganie: spontaniczne, oparte na zaufaniu. W odróżnieniu od dzisiejszego, w którym rządzi przejrzystość, ale też nadmiar biurokracji.

W zeszłym tygodniu słuchałem dyskusji redakcyjnych kolegów o tamtym czasie. „To się nie miało prawa udać” – mówił o początkach Orkiestry jeden z nich, wskazując właśnie na ubóstwo, brak filantropów-milionerów i społeczeństwa obywatelskiego. „To był idealny moment” – ripostowali inni, wspominając choćby głód solidarności w apogeum kapitalistycznych przemian.

Kupuję tę drugą historię. Głód solidarności był zresztą naszym zasobem z przeszłości. Nie byliśmy aż tak zsowietyzowanym społeczeństwem jak to, które w tamtym czasie widziałam, jeżdżąc na Białoruś. Myśmy jednak co jakiś czas powstawali, i nawet jeśli robiliśmy to w imieniu swojej grupy – studentów czy robotników – te zrywy nie były indywidualistyczne.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
KS. ADAM BONIECKI: Zwykle ex post ustala się granice epoki. Czasem myślę o nowej epoce chrześcijaństwa. Czy będzie miała jakiś nowy format? I wtedy zjawia się ks. Kaczkowski, zjawia się Owsiak >>>>


Choć na co dzień rzeczywiście byliśmy głównie beneficjentami pomocy. Dostawaliśmy pomarańcze i rajstopy w paczkach. Nawet organizacje pomocowe korzystały w dużej mierze z zachodnich pieniędzy.

Aż tu nagle...

To jest właśnie pytanie, czy nagle. Ale chyba jednak tak, bo nikt wcześniej nam na taką skalę nie powiedział: hej, stoicie już na nogach, wy też możecie dawać, bo dawanie jest poza wszystkim fajne, dowartościowujące, budujące. Owsiak pozwolił nam zobaczyć siebie na nowo. Zobaczyć w lustrze kogoś innego niż ubogiego kuzyna otwierającego paczkę z Ameryki.

Dlaczego akurat jemu się udało?

Przychodzi mi na myśl analogia z pierwszymi wyborami.

Dziewicze doświadczenie.

Nie tylko to. Chodzi o obecność ludzi na różnych poziomach, z jasno rozpisanymi rolami. Czuwający nad wszystkim frontman, który – niczym szef Państwowej Komisji Wyborczej – jest gwarantem uczciwości. Rada lekarzy, ekspertów, dająca – jak obserwatorzy czy mężowie zaufania – merytoryczne gwarancje. I obywatele, którzy muszą uwierzyć, że to „głosowanie” jest ich, bo jako członkowie komisji wyborczych je organizują.

Wszystko „kliknęło” w jednym momencie. Jasny cel, dobry moment i charyzma lidera, który porywa tłum, ale nie zagarnia show dla siebie – przekierowuje uwagę ludzi na cel.

Ważne też, że to wezwanie do działania było od początku dla każdego. Można było zagrać na scenie, będąc zespołem Maanam, ale też rockowym bandem z Parczewa; mieć swoją minutę na antenie, pracując jako prezenterka TVP, ale również małej, lokalnej telewizji; organizować sztab, będąc fryzjerką czy menedżerką. Tak zresztą jest do dziś.

I jeszcze jedno. Myśmy jeszcze wtedy nie mieli polityków z ambicjami i umiejętnościami zarządzania naszą wyobraźnią. Ktoś taki jak Owsiak miał większą przestrzeń, by wytworzyć społeczne emocje.

Jeśli wojna na górze, to bardziej autentyczna, a nie wypreparowana w gabinetach spin doktorów?

Byli już piarowcy, ale jeszcze bez tak wielkiego znaczenia. Przyjechał Tymiński, który jako pierwszy niemal skutecznie zagospodarował falę społecznego rozczarowania, ale to były ledwie początki.

Rok 2019, ćwierć wieku później. Widzi Pani Owsiaka nie w telewizorze, ale na scenie, gdzie razem odbieracie nagrodę Polskiej Rady Biznesu za działalność społeczną. Pani od kilkunastu lat jest prezeską Stowarzyszenia 61, działającego na rzecz świadomych wyborczych decyzji Polaków. A Owsiak ma za sobą dwadzieścia kilka lat Orkiestry. Nie tylko się postarzał. Jest też poobijany: konfliktami, atakami, presją...

Kilka miesięcy wcześniej chciał wszystko rzucić – były wściekłe ataki prawicy, TVP Info, potem śmierć prezydenta Adamowicza... Nie znam go prywatnie, ale myślę, że przeszedł długą drogę. Od entuzjazmu, przez konflikt z władzą, ale też czasami rozczarowanie współobywatelami, którzy za mało się według niego angażowali w sprawy publiczne, aż do przyjęcia strategii „róbmy swoje”. Nie patrzcie – mówił niedawno – czy i ile kradnie PiS-owska władza, skupcie się na tym, by sami działać uczciwie.

To teraz spójrzmy, jak my – społeczeństwo – zestarzeliśmy się razem z nim i Orkiestrą.

Jesteśmy bogatsi, to na pewno. I zwiększyła się w związku z tym skala naszej filantropii.


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Z atakami na nas było jak z pożyczaniem sekatora od sąsiada - mówił Jerzy Owsiak "Tygodnikowi" w 1997 r., kiedy redakcja przyznawała mu Medal św. Jerzego. Po 22 latach opowieść o jego życiu, motywacjach, także byciu ofiarą niesprawiedliwej krytyki wciąż brzmi aktualnie >>>>


Między 2006 r., od kiedy CBOS pyta w badaniu na temat aktywności i doświadczeń Polaków o działalność obywatelską, a przedpandemicznym rokiem 2019 odsetek Polaków, którzy przynajmniej raz w roku przeznaczyli środki na cel dobroczynny, wzrósł z 50 do ponad 70 proc.

I powiedzmy sobie uczciwie: duża część tej puli to datki na Orkiestrę. Choć warto też zauważyć, że ten wskaźnik może być zaniżony, bo nie wszystko kojarzy nam się z filantropią, nawet jeśli nią obiektywnie jest. Weźmy np. wrzucanie pieniędzy na tacę w kościele – nawet jeśli środki idą na jakiś dobroczynny cel, ten rytuał tak mocno wrył się w naszą świadomość, że stał się niemal przezroczysty.

W pandemii filantropia spadła znowu o 10 punktów procentowych.

To były obrazy dramatycznej walki lekarzy, niepewność budziła w nas lęk. W naturalny sposób wielu z nas skupiło się na zabezpieczeniu siebie i rodziny. Inni walczyli, by jako tako zadziałały instytucje publiczne – szkoły, urzędy, szpitale. W podgrupach szyliśmy maseczki. Być może nie znalazł się też nikt taki jak Owsiak w 1993 r. – wyrazisty lider, który przekonująco wykonałby ten call to ­action.

W lutym zeszłego roku też nie było lidera, a jednak ruszyliśmy do wpłat w sposób bezprecedensowy. Przez trzy pierwsze miesiące wojny na pomoc uchodźcom przekazaliśmy więcej niż na cele dobroczynne w całym 2021 r.

By wyjaśnić, dlaczego tak się stało, potrzebuję krótkiego wstępu. Są dwie szkoły komunikowania potrzeb, proszenia o pomoc. Jedna, na pewno reprezentowana m.in. przez WOŚP, to rzeczowe ich przedstawianie, bez epatowania dramatem ludzi. Druga, stosowana np. przez UNICEF, nie ucieka przed takimi formami przekazu. Widzimy głodne, wychudzone dziecko albo płaczącą, niepełnosprawną dziewczynkę.

Otóż w lutym 2022 r. zrealizował się – wyreżyserowany przez życie, a nie przez speców od marketingu – ten drugi scenariusz: krzywdy na naszych oczach. Z badań wiemy, że chętniej pomagały osoby wierzące niż niewierzące i częściej kobiety niż mężczyźni. To drugie jest łatwo wytłumaczalne: Polka zobaczyła przed sobą – często dosłownie: w progu własnego domu – skrzywdzoną kobietę z dziećmi na ręku. Czyli potencjalną siebie.

Takie okoliczności, jak kolejne edycje WOŚP czy wojna, pokazują, że łatwiej zmobilizować ludzi wokół konkretów: śpiworów, leków, respiratorów. Pani ma trudniej: będący dzieckiem Stowarzyszenia serwis MamPrawoWiedziec.pl, zbierający informacje o politykach, to na tym tle abstrakcja.

Jest trudniej, to prawda. Ale też nigdy nie przyszło mi do głowy, by mieć o to do społeczeństwa żal. Być może nie jesteśmy po prostu jeszcze jako zbiorowość na etapie, kiedy większość ludzi uznaje demokrację za wartość.

Jednak słyszę żal.

Nie, to jest zadanie do wykonania. Choć przyznam, że według mnie jesteśmy w dramatycznym momencie. Z jednej strony mamy agresywny marketing polityczny władzy. Z drugiej, jesteśmy my, obywatele, z których część ulega emocjom, a inna część się kompletnie wycofuje.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
OWSIAK-PAWŁOWICZ, CZYLI O CZYM TRZEBA MILCZEĆ >>>>


Choć jedyny wskaźnik zaangażowania społecznego, jaki wzrósł w ostatnich latach, to udział w strajkach lub demonstracjach. Czego nie da się powiedzieć o zaangażowaniu w wolontariat, które od lat pozostaje na poziomie kilku procent. Przynajmniej jeśli chodzi o wolontariat formalny.

To ważne zastrzeżenie. Nie sądzę, byśmy za wolontariat uznawali np. pomoc sąsiadce w czasie lockdownu czy działanie w Ochotniczej Straży Pożarnej, harcerstwie albo w kościele jako ministrant. To lekcja, której nie udało się przez trzy dekady odrobić – nie mamy uwspólnionego pojęcia wolontariatu. Nie dorobiliśmy się też opowieści o tym, co to jest dobro wspólne. Mówię to nie po to, by podważać wyniki badań, bo one generalnie odzwierciedlają prawdę o nas. Po prostu byłoby dla nas lepiej, gdyby matka angażująca się w trójkę klasową postrzegała siebie – zgodnie z prawdą – jako wolontariuszkę.

Co nie zmienia faktu, że stałe zaangażowanie jest w Polsce na niskim poziomie. Widzę to jako matka szkolnych dzieci, słysząca co i rusz od niektórych rodziców, że nie będą wchodzili w działania, „bo to jest zadanie szkoły”. W tej postawie da się czasami wyczuć nutkę przekonania, że nadmierne zaangażowanie to rodzaj frajerstwa. Nawet gdy mamy wewnętrzną potrzebę realizacji siebie jako aktywisty, to często za wstydliwe uważamy skrzykiwanie się. Wolimy, żeby ktoś nas skrzyknął.

Ćwiczymy to w Stowarzyszeniu, prosząc ludzi o to, by poszli do trzech swoich znajomych z informacją, jak mogą zostać wyborczymi obserwatorami społecznymi. „Mam iść do koleżanki?” – takie np. słyszymy pytania. Bywa, że boimy się społecznego „wyautowania”; tego, że ktoś nas uzna za zbyt zaangażowanych.

A co z 30-letnią lekcją Orkiestry? WOŚP skupia co roku ponad 100 tys. wolontariuszy.

To zaprocentuje. 12-latka, która potrafi wyjść ze swojej strefy komfortu i trochę wbrew sobie nawoływać obcych ludzi do wrzucania pieniędzy, stojąc w dodatku na mrozie, będzie kiedyś 30-latką. Może odwoła się do tego doświadczenia, gdy urodzą się jej dzieci?

To też część tego fenomenu: WOŚP działa ponad pokoleniami, mimo iż dowodzona jest przez coraz starszego i coraz bardziej siwego pana.

Który w dodatku, powiedzmy sobie szczerze, od dawna nie mówi językiem dzisiejszych młodych ludzi. Nawet to jego „siema” trąci chyba myszką (śmiech)...

Tyle że tu sprawdzają się lokalni liderzy, osoby identyfikujące się z Orkiestrą, choć niekoniecznie będące w jej strukturach. Ludzie już mogą nie widzieć Owsiaka, a nawet nie przepadać za jego boomerskim sposobem bycia i żółtą koszulą, ale zawsze się znajdzie ktoś, kto na tej lokalnej scenie mówi do nich ich językiem.

Zanim w 2019 r. zdarzyła się ta straszna tragedia, Paweł Adamowicz – jeden z owych lokalnych liderów identyfikujących się z ideą Owsiaka – opowiadał przecież ludziom ich opowieść: o nadziei, o światełku do nieba, o najpiękniejszym mieście świata.

Jak zestarzał się polski sektor NGO?

Dobrze się zestarzał – jego trzon stanowią organizacje z wieloletnim stażem, które zdążyły się już sprofesjonalizować, a równocześnie nie straciły jeszcze swojej zwinności. To było doskonale widać po lutym ubiegłego roku.

Rozmawiałem niedawno o kryzysach psychicznych młodych uchodźców z Maciejem Pileckim, szefem Oddziału Klinicznego Psychiatrii Dorosłych, Dzieci i Młodzieży CM UJ. Przyznał, że bezwład publicznej jednostki sprawił, iż nie udało mu się zatrudnić ukraińskiego psychiatry ani psychoterapeuty – zrobiły to natomiast stowarzyszenia i fundacje.

Dokładnie o tego rodzaju zwinności mówię. Choć mam też świadomość, że dla wielu centralnych, dużych organizacji ceną profesjonalizacji jest biurokracja. Chodzi o prawo pracy, przepisy skarbowe, RODO itd. Księgowość nie leży już w kartonach na podłodze, jak 30 lat temu, ale dużo pary idzie w gwizdek.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
Trzy dekady wystarczyły Jerzemu Owsiakowi, by zrewolucjonizować polską medycynę dziecięcą. I pokazać, czym jest solidarność ze słabszymi >>>>


Po 30 latach organizacje wciąż borykają się też z najbardziej prozaicznym problemem – brakiem stabilizacji. Nadal niewielki ich odsetek ma tzw. żelazny kapitał, który daje pełną niezależność.

A równocześnie pada zarzut, że za dużo pieniędzy wydają na marketing.

To akurat nie jest poważny zarzut, bo niby jak by miały opowiadać ludziom, co i dlaczego robią? Chyba że mówimy o sytuacji, a i takie się zdarzają, że wielka międzynarodowa organizacja zbiera 20 milionów, by tylko pięć wydać na deklarowany cel...

Ale generalnie jestem zwolenniczką patrzenia na skuteczność tego marketingu: czy dzięki niemu NGO-sy mogą realizować lepiej swoją misję? Jeśli tak, to nie widzę problemu.

Czy rozpoznawalne twarze frontmanów to walor, czy obciążenie?

Czasami walor, innym razem obciążenie.

A da się inaczej? Zna Pani jakąś powstałą po 1989 r. organizację, która – nie mając znanego lidera / liderki – jest rozpoznawalna przez większość Polaków?

(milczenie)... Tak, Fundację Dajemy Dzieciom Siłę... Ale gdybym miała podać więcej przykładów, byłoby ciężko. Model przyjęty przez WOŚP czy Fundację Anny Dymnej ma – przy wszystkich swoich zaletach – także wady. Najważniejszą jest obawa o sukcesję. Mówiąc wprost: te idee mają duże szanse upaść wraz z odejściem lidera czy liderki.

Jest też inne ryzyko silnego, jednoosobowego przywództwa. Objawiło się przy okazji podejrzeń o mobbing ks. Stryczka, szefa Stowarzyszenia Wiosna, czy nadużyć w fundacjach Kidprotect i Nie Lękajcie Się.

Organizacji są w Polsce tysiące, afer kilka... Ale zgadzam się, to realne ryzyko: jeśli daję wyrazistą ideę, ale nie ma koło mnie nikogo, kto w razie potrzeby ściągnie lejce i powie: „Hej, stary, wstrzymaj konie, nie tędy droga”, to może być różnie. Taką kontrolną funkcję powinien spełniać prawdziwy, silny zarząd organizacji, ale nie wszędzie ma on mocną pozycję.

A mniejsze organizacje często nie mają nawet pieniędzy na warsztaty antymobbingowe, bo cały zespół to pięć osób działających na haju idei. Domyślam się, że sporo przemocowych praktyk miało prawo zaistnieć w organizacjach pracujących przy dwóch kryzysach migracyjnych. Nie znam takich historii, ale nie zdziwiłabym się, gdyby się zdarzyły.

Znamy jednak dobrze podglebie dla takich historii: niskie płace, śmieciowe umowy itd.

To warunki, w których ratując jedną osobę, inną możemy zniszczyć. Przez 30 lat wiele organizacji się sprofesjonalizowało, ale niekoniecznie w tej sferze. To także pokłosie wspomnianego ubóstwa, ale też pokutującego w społeczeństwie absurdalnego przekonania, że „w organizacjach pozarządowych nie powinno się zarabiać”.


PRZECZYTAJ TAKŻE:
Dariusz Karłowicz: Oceniając wielkie kwesty w rodzaju Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wyłącznie przez ilość zebranych funduszy, dajemy świadectwo kompletnego niezrozumienia ich sensu >>>>


Kolejny problem, tym razem świeży: chyba nigdy sektor NGO nie był w tak silnym zwarciu z władzą.

Batalia trwa na wielu poziomach. To nękanie sędziów. To „wycinanie” NGO-sów ze szkół, bo choć Lex Czarnek nie weszło w życie, to efekt mrożący działa w najlepsze – dyrektorzy nie chcą zapraszać nikogo, kto by się z czymkolwiek „wrażym” kojarzył. To sprawdzanie działalności pracowników instytucji publicznych, np. pod względem aktywności na Facebooku.

To wszystko już się zdarzyło, teraz trwa faza kolejna.

Jaka?

Branie głodem jednych organizacji, a pompowanie środków w inne, te „nasze”. NGO-sy, które nie są pod skrzydłami obecnej władzy, muszą się albo rozwiązać, albo pogodzić z większymi lub mniejszymi szykanami. To jest atak na struktury i konkretne nazwiska, jak we wspomnianym przypadku Jerzego Owsiaka.

Mówi Pani też o sobie?

Gdzie Rzym, gdzie Krym... To zupełnie nieporównywalna skala.

 

W sierpniu 2016 r. TVP Info „doniosło”, że do kasy stowarzyszenia i do prywatnej kieszeni „córki prezesa TK” płyną pieniądze od milionera-filantropa George’a Sorosa.

Nie ma sensu do tego wracać, poza oczywistym wnioskiem, że chodziło o mojego ojca, o atak na sektor NGO, a w ostatniej kolejności o mnie. Jedyne, czego do dziś żałuję, to że nie oddałam sprawy do sądu. Naradzałyśmy się z koleżanką, z prawnikami. Ci drudzy mówili, że to było doniesienie niejasne, insynuacyjne, i nie bardzo jest się czego chwycić.

Bo też trudno doszukać się tu czegokolwiek poza próbą wytworzenia atmosfery niejasności i spisku.

A jednak należało przećwiczyć proces sądowy z TVP. Mistrzostwem tej władzy jest doprowadzenie do tego, że jej ofiara bierze na siebie emocje, a potem trudno oddzielić to, co jest atakiem osobistym, od tego, co jest zamachem na sprawę czy ideę.

Pani w mediach dawała do zrozumienia, że Panią to nie rusza.

Bo ja się takich ataków spodziewałam. Choć przyznaję: życie blisko taty, który dostawał wtedy regularne pogróżki, któremu odmawiano ochrony, a równocześnie uparcie jeździł na co dzień metrem, nie było łatwe...

A wracając do Owsiaka: gdy zdał sobie sprawę, że to coś więcej niż osobista rozgrywka, postanowił jednak walczyć.

A w ostatnich kilku latach przestał, paradoksalnie, funkcjonować jako dyżurny wróg prawicy.

Bo jej politycy zobaczyli, że to się zwyczajnie nie opłaca. Nie ma co atakować Owsiaka, bo jak przyjdzie co do czego, to sikawki z ochotniczych straży pożarnych i tak wyjadą na wsiach na cześć WOŚP, a panie z koła gospodyń wiejskich upieką kołacz. Tę Polskę trudno wywrócić.

A nawet można się o nią wywrócić. Orkiestrze, wedle badań Grupy IQS z grudnia 2020 r., ufa w różnym stopniu aż 84 proc. Polaków. Wychodzi więc na to, że w tym mitycznym woodstockowym błocie mogą się tarzać także wyborcy PiS.

W związku z czym lepiej Owsiaka ignorować, niż hejtować. Więc zwykle ignorują, hejtowanie pozostawiając – na szczęście pojedynczym – księżom.

Co musi się stać, by do czterdziestej rocznicy WOŚP polski sektor pozarządowy zrobił krok do przodu?

Musimy siebie nawzajem zobaczyć. Mówię o różnych organizacjach, pracujących pozornie na rzecz odrębnych dziedzin. Edukacji, klimatu, praworządności. Nie wykorzystujemy siły łączenia potencjałów – i nie mówię tu o żadnych formalnych związkach. Mamy duże, wspaniałe wyspy, między którymi brakuje połączeń i komunikacji.

Potrzebujemy też zmiany przekonań: żeby za dekadę nikt już nie uznawał wspólnego działania za frajerstwo. ©℗

RÓŻA RZEPLIŃSKA jest prezeską Stowarzyszenia 61, prowadzącego m.in. portal MamPrawoWiedziec.pl, serwis służący przybliżaniu poglądów polityków. Działa na rzecz świadomego udziału w wyborach. Z wykształcenia etnografka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 5/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Trudno wywrócić tę Polskę