Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Królestwo nie jest tu lub tam; Bóg nie jest "tym lub tamtym", gdyż jest Innym przez to, że nie dystansuje się, nie różni od żadnego stworzenia. Jeśli zatem mijamy się z Nim, gdy uznajemy, że jakaś określona ścieżka, praktyka, jakieś miejsce jest tym właśnie sposobem spotkania Go - czy jest w ogóle jakiś sens specyficznych praktyk religijnych? Po co modlitwa, kult (wychwalanie Boga), rytuały?
Jesteśmy wezwani, by wszystko czynić na chwałę Boga, zaproszeni do nieustannej modlitwy, a więc do określonego sposobu przeżywania całości egzystencji: do pozbawionej egocentryzmu i przywiązania uważności na Boski adwent - nieustannie przemijającą, lecz wciąż na nowo przychodzącą rzeczywistość. Trudno jednak żyć na sposób nieustannej modlitwy.
Boskie przeżywanie całości egzystencji jest ideałem, do którego trzeba dorastać i który nigdy w tym życiu nie będzie w pełni urzeczywistniony. To w Nowym Jeruzalem nie będzie Świątyni. Tu i teraz potrzebujemy pewnych specjalnych znaków, czasów, miejsc, ćwiczeń. Choć nie są one celem samym w sobie, pozwalają rozwijać wrażliwość na zawsze nadchodzące Królestwo.
Jak może wyglądać takie ćwiczenie, "adwentowa" medytacyjna modlitwa ciszy i uważności?
***
Dobrze jest usiąść w stabilnej pozycji, z wyprostowanym kręgosłupem. Na krześle, na medytacyjnej poduszce, gdziekolwiek. Taka postawa ciała pomaga utrzymać właściwy stan umysłu - czujne, uważne skupienie, ale... uznanie jakiegoś ułożenia ciała za to właściwe, bez którego nie można należycie medytować, to przywiązanie się do "sposobu". Człowiek przywiązany zaś - jak ostrzega Mistrz Eckhart - mija się z Bogiem, a znajduje tylko ów "sposób".
Pomaga koncentracja na oddechu, zwłaszcza gdy złączy się z jego rytmem wypowiadanie (bezdźwięcznie lub na głos) jakiejś krótkiej frazy. Może to być imię "Jezus" albo wezwanie, które często gościło w Jego ustach: "Abba"; może być słowo "Bóg", "Boże". Umysł ma charakter włóczęgi, ucieka we wspomnienia i mrzonki, przepełniają go myśli, obrazy. Świadomość oddechu i wypowiadanej w jego rytm frazy zakorzeniają umysł w tym oto miejscu i czasie.
Błędem jest jednak próba jakiegokolwiek roztrząsania znaczenia powtarzanego słowa (lub słów). Chodzi bowiem o możliwie czystą receptywność, czujną uważność, która niczego nie stwarza, nie konstruuje, o milczenie "ja". Dyskursywna aktywność umysłu tworzy obrazy, modele "ja", świata i Boga. Są one konieczne, by działać, ale zawsze, zwłaszcza w odniesieniu do Boga, są nieadekwatne, prowizoryczne. Jak to określił Tomasz z Akwinu: są słomą. Co więcej, zawsze nasze, są ekspresją "ja". Gdy się do nich przywiążemy, zasłaniają rzeczywistość. Medytacja nie jest ich czasem - medytując, uwalniamy się od nich i od przymusu ich wytwarzania.
A więc: (możliwie) czysta receptywność. Czujność i uwaga. Teraz. Rzeczywistość jest: nadchodzi i mija, nadchodzi i mija... We wszystkim i zawsze Bóg: wszystkiego Alfa i Omega. Każdej chwili początek, źródło, zasada. I cel, koniec, spełnienie. Który jest. I w tym właśnie momencie: który był. I natychmiast: który przychodzi. (Oczywiście, i powyższy obraz jest nieadekwatnym, prowizorycznym obrazem; błędem jest przywiązanie się do niego, a zwłaszcza użycie w celu wy-różnienia przychodzącego Boga jako szczególnego aspektu doświadczenia).
"Ja" z reguły nie chce milczeć. Umysł tworzy strumień obrazów i myśli. Uwaga zaczepia się często o któryś z nich i ucieka od tego, co rzeczywiście nadchodzi. Uświadomiwszy to sobie, trzeba wracać. Czasami powrót przychodzi łatwiej; czasami - zwłaszcza gdy "miejsce" ucieczki jest dla nas ważne i "pobyt" w nim rodzi silne emocje (tak pozytywne, jak i negatywne) - wrócić jest trudniej. Trudność to częsta, gdyż większość rozproszeń wnosimy do modlitwy sami: ważne (choć nie zawsze akceptowane) treści pamięci, lęki, pragnienia... Wracać jest trudniej także wtedy, gdy to, co tu i teraz, wydaje się nudne, nie zaspokaja potrzeby pobudzenia, ekscytacji, gdy trwając w czujnej uważności, spostrzegamy właściwie tylko tyle, że nic się nie dzieje.
***
Tu jednak ukryta jest pułapka. Łatwo bowiem skonstruować sobie idealny obraz medytacji (i siebie medytującego). Lecz uważne "adwentowe" trwanie jest otwarte na wszystko i do niczego nieprzywiązane. Akceptuje nadchodzące, przemijającemu zaś pozwala odejść. Bez przywiązania przyjmuje i ciszę, i dźwięki; tak spokój, jak i ruch otoczenia; harmonię i chaos. A więc także: brak rozpraszających myśli, tak samo jak i ich nawał; nie dąży do zwycięstwa nad nimi (zwycięstwo/porażka to kategoria egocentryczna), pozwala im przechodzić. Nie jest dumne z siebie uważnego, nie denerwuje się sobą rozproszonym. Nie ocenia czasu medytacji, który minął; nie myśli o tym, który jeszcze został. Każdy wdech jest pierwszy, a każdy wydech ostatni.
Nie jest też przywiązane do samej medytacji. To w końcu ćwiczenie otwartej uważności całego życia. Gdy medytując, postrzegamy nadchodzącą sytuację, która wymaga natychmiastowej reakcji i naszego działania - warto podjąć to działanie. Bo w gruncie rzeczy nie jest to wcale przerwanie medytacyjnej modlitwy, lecz tylko zmiana jej formy. A żadna forma nie jest pozbawiona Boga. Jak radzi Mistrz Eckhart: po prostu trzeba starać się przenieść uważny stan umysłu, "ćwiczony" podczas specjalnego czasu cichej, medytacyjnej modlitwy, we wszystkie sytuacje życia, nawet te pełne hałasu i niepokoju. Dlatego też konieczność przerwania siedzącej medytacji jest kolejną okazją wzrastania w uważnej miłości, którą posiadając, trwamy w Bogu.
Czujna uważność nie jest biernością. Jest gotowością, zapaloną lampą: oto nadchodzi.
Piotr Sikora (ur. 1971) jest doktorem filozofii, teologiem, wykładowcą filozofii religii; pracuje w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej "Ignatianum" w Krakowie.