Ostatni taki Lampart

Giuseppe Tomasi di Lampedusa napisał jedną powieść. Wystarczyło, by przejść do historii światowej literatury. Teraz otrzymaliśmy pierwszą po polsku jego biografię. Wkrótce ukaże się - pod zmienionym, bliższym oryginałowi tytułem - nowy przekład "Lamparta".

20.05.2009

Czyta się kilka minut

Wiosną 1958 roku pisarz, a zarazem redaktor włoskiego wydawnictwa Feltrinelli, Giorgio Bassani, zachwycony anonimowym rękopisem powieści "Lampart", spytał redakcyjną koleżankę, kto może być jej autorem. Odparła, że o ile się nie myli, jakaś stara panna mieszkająca na Sycylii. Myliła się, i to bardzo. Szybko okazało się, że twórcą "Lamparta" był nieżyjący od kilku miesięcy Giuseppe Tomasi, jedenasty książę Lampedusy. Autor, który nie miał okazji zadebiutować za życia, stworzył powieść, która wstrząsnęła włoskim światkiem literackim. Doczekała się pół tysiąca recenzji, omówień i polemik. W ciągu ćwierćwiecza znalazła w samej tylko ojczyźnie pisarza milion czytelników. Stała się pierwszym współczesnym włoskim bestsellerem literackim, wznawianym do dziś ponad sto razy. Na jej podstawie powstał nagrodzony w 1963 roku Złotą Palmą film Luchina Viscontiego.

W Polsce Lampedusa przez ostatnie dziesięciolecia pozostawał właściwie pisarzem zapomnianym. Wyszły co prawda przed kilkoma laty nakładem warszawskiego Czytelnika notatki pisarza poświęcone Stendhalowi i Szekspirowi, lecz próżno było szukać w księgarniach "Lamparta" czy opowiadań, ostatnio publikowanych bodaj w latach 60. W tym roku za to nie dość, że ukazała się wreszcie nad Wisłą pierwsza biografia Lampedusy - "Ostatni Lampart" Davida Gilmoura, to jeszcze oficyna Świat Literacki przygotowuje wydanie nowego przekładu "Lamparta" autorstwa Stanisława Kasprzysiaka, tym razem pod wierniejszym oryginałowi tytułem "Gepard". Wszystko to pół wieku od wydania tego nietuzinkowego dzieła - klasycznej pozycji, której nie naruszył ząb czasu.

Walkę z czasem wygrało także pierwsze polskie tłumaczenie autorstwa Zofii Ernstowej. Po co więc było przygotowywać kolejne? Przede wszystkim "Gepard" został uzupełniony o kilka skromnych, lecz nieznanych wcześniej fragmentów powieści pochodzących z odnalezionych notatek pisarza. Najważniejszy z nich to część jednego z ostatnich rozdziałów, który miał opowiadać o losach tytułowego Lamparta, księcia Fabrizia Saliny w latach 1862-1883. W pierwszych wydaniach na temat tego okresu nie pojawiła się nawet zdawkowa notatka. I tak okazuje się, że Lampedusa zamierzał pozbawić księcia głównej roli w rodzinie. Postanowił za to uczynić go wykwintnym poetą. Lampedusa stworzył także dwa wiersze (oba znajdziemy w nowym "Gepardzie"), których autorstwo zamierzał przypisać Fabriziowi. Ale przekład Kasprzysiaka daje nam coś jeszcze, co być może nie jest z perspektywy przeciętnego czytelnika szalenie istotne, lecz bez wątpienia służy powieści. "Gepard" w większym stopniu niż "Lampart" Ernstowej wierny jest oryginałowi w detalach, pojedynczych słowach i zwrotach.

Sprawa odstępstw od oryginału wywołała zresztą w Polsce po wydaniu "Lamparta" w roku 1962 polemiki w pismach literackich. Klimat wokół przekładu Ernstowej najlepiej oddaje tytuł tekstu Jerzego Popiela z "Twórczości": "Lampart obuchem rażony". Choć po latach trudno patrzeć na tłumaczenie równie krytycznie, trzeba przyznać, że Kasprzysiak z dużo większą starannością oddaje styl i język oryginału. Zrezygnował choćby z tytułowania księcia "ekscelencją", jak to czyniła Ernstowa, uznając, że nazewnictwo pojawiające się w powieści powinno odpowiadać XIX-wiecznym realiom, a w ten sposób tytułowano wtedy w Polsce wyłącznie biskupów. Zachował także gdzie się dało oryginalną interpunkcję Lampedusy, który lubował się w stosowaniu myślników.

Nie ma jednak mowy o jakimkolwiek "uwspółcześnianiu" powieści, zwłaszcza że byłoby to działaniem wbrew intencjom samego autora. O ile bowiem w przypadku książek, które wciąż charakteryzują się świeżością, zwykliśmy mawiać, że są uniwersalne czy ponadczasowe, o tyle o "Lamparcie" trzeba powiedzieć coś zupełnie odwrotnego. To powieść ze wszech miar archaiczna. Dziś zapewne jeszcze bardziej niż w chwili, gdy powstawała - ale to tylko działa na jej korzyść. Gdy w latach 50. triumfy święcili autorzy awangardowi, 60-letni Giuseppe Tomasi di Lampedusa zabierał się za stworzenie książki nieprzystającej do realiów epoki. Ostatni potomek starego rodu z sentymentem, lecz i krytycyzmem spoglądał na minione czasy. W chwili, gdy sukcesy we Włoszech odnosił skupiający się na moralnym rozkładzie jednostki realista Alberto Moravia, Lampedusa tworzył powieść, w której zignorował pół wieku historii literatury.

Robił to jednak z premedytacją. "Lampart" miał być powieścią reakcyjną i zacofaną, czy mówiąc łagodniej - klasyczną. Patrząc na spór jej zwolenników i przeciwników z dzisiejszej perspektywy - wspomniany Moravia zaliczał się zresztą do głównych krytyków książki - trudno nie dostrzec, że mało miał on wspólnego z literaturą. Szło o ideologię. Zarzucano "Lampartowi", że jest dziełem konserwatywnym, powstałym dla obrony arystokracji i klasy rządzącej. Elio Vittorini zarzucał powieści otwartą prawicowość. Co ciekawe, dzieło Lampedusy wziął w obronę niekryjący lewicowych poglądów Louis Aragon. Francuski autor cyklu "Komuniści" pisał o "Lamparcie": "Jest jedną z najwspanialszych powieści tego wieku, jedną z najwspanialszych powieści wszechczasów". Po latach to właśnie jemu należy przyznać rację.

Giuseppe Tomasi di Lampedusa nie był ignorantem, jak zarzucali mu krytycy. Pochodzący z podupadłej, lecz nadal władającej sporym majątkiem arystokratycznej rodziny sycylijskiej, życie poświęcił na samodzielne studia nad literaturą. Zaczytywał się w dziełach Szekspira, Sterne’a czy Stendhala. Gdy już przeczytał - jak sam twierdził - wszystkie książki, niejako z braku zajęcia i frustracji postanowił napisać własną. Sagę wzorowaną w sporej części na losach własnej rodziny, lecz przede wszystkim opowieść o upadku dawnego świata. Akcja "Lamparta" rozgrywa się przed narodzinami pisarza, głównie w latach 1860-62, gdy Garibaldi obalał na Sycylii dynastię Burbonów, aby włączyć wyspę w skład niepodległych Włoch. Oto Don Salina staje przed wyborem: przyjąć nadchodzące zmiany czy opowiedzieć się po stronie tradycjonalistów. W cieniu wielkiej polityki rozgrywają się miłosne perypetie młodych. To wszystko pozwala zrozumieć epokę, lecz także mentalność Sycylijczyków. Dumnych, konserwatywnych, jak mówi sam Salina - uważających się za bogów, lecz także zacofanych i zamkniętych. Lampedusa określa Sycylijczyka jako kogoś, kto pozostając Włochem czuje kulturową, mentalną i historyczną odrębność.

Dziś znakomicie widać, że "Lampart" nie jest - jak przed pięcioma dekadami twierdzili jego krytycy - wyłącznie powieścią historyczną. A "Ostatni Lampart" Davida Gilmoura staje się znakomitym do niej kluczem. Zresztą tylko tu się sprawdza. Część poświęcona życiu pisarza nie zadowala, jest po prostu nudna. Za dużo w niej mało istotnych faktów, grzebania w genealogii, za mało samego bohatera: wąsatego, otyłego, skupiającego na sobie uwagę, ale też spełniającego wszystkie wymagania stawiane stereotypowi Włocha. Drugą część "Ostatniego Lamparta" warto za to potraktować - zapewne zgodnie z intencjami Gilmoura - jako rozprawę o samej powieści. Wnikliwą, pełną dociekań dotyczących autotematyzmu wątków. Autor zarysowuje kontekst historyczno-literacki, w którym dziełu Lampedusy przyszło funkcjonować. Opisuje spory, które powieść wywołała, przypomina argumenty obu stron. Stara się też odpowiedzieć na pytanie o aktualność książki.

Czym jest więc dziś "Lampart"? To dojrzała powieść, skierowana do dojrzałego czytelnika. "I wtedy zdajemy sobie sprawę, że ta książka, pozbawiona wszelkich artystycznych iluzji, pozbawiona prawie przymiotników, nostalgiczna, ironiczna, spokojna i delikatna, jest szczytem całej światowej literatury" - notował Lampedusa w swoich uwagach do "Pustelni Parmeńskiej" Stendhala. Dziś można spokojnie odnieść te słowa do jego jedynej powieści. Oto książka, która nie spełnia postulatów, nie wpisuje się w żaden konkretny nurt. Jest powieścią współczesną, ale również wnikliwym studium poświęconym zawirowaniom historii. Traktuje o bezbronnej wobec nich jednostce, nieuchronnych przemianach społecznych, kończących się epokach. Przede wszystkim jest jednak świetnie napisaną powieścią, którą - co dziś wydaje się zdumiewające - za życia pisarza odrzucili niemal wszyscy włoscy wydawcy.

David Gilmour,

Ostatni Lampart. Życie Giuseppe Tomasi di Lampedusy

przeł. Anna Wójcicka, Warszawa 2009, Wydawnictwo Sic!

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (21/2009)