Ostatni mecz Agaty

Nie znamy reguł tego Bożego igrzyska, jakim jest świat i nasze życie. Wbrew temu, co może się nam niekiedy wydawać, nie jesteśmy graczami w tej grze (tym bardziej pionkami!). To Bóg gra za nas i za nas wygrywa. Na tym polega Jego chwała.

10.06.2008

Czyta się kilka minut

Wszystko było na dobrej drodze. Znalazł się odpowiedni dawca. Przeszczep szpiku kostnego przeprowadzony został bez operacyjnych komplikacji. Pozostała ostatnia niewiadoma: czy nowy szpik podejmie normalną pracę. Niestety, wieczorem dwunastego dnia od operacji stan Agaty Mróz gwałtownie się pogorszył.

Nad ranem, 4 czerwca, jedna z najbardziej utytułowanych siatkarek zmarła w Klinice Transplantologii we Wrocławiu. Miała zaledwie 26 lat. Zmagając się z chorobą, mówiła: "Będę walczyć do końca. Tak jak na boisku, gdzie też walczy się do końca". Jeden z komentatorów sportowych powiedział: "Agata przegrała najważniejszy mecz swego życia". Czy rzeczywiście przegrała?

Ryzyko

Kiedy miała siedemnaście lat, zdiagnozowano u niej mielodysplazję - chorobę niszczącą komórki krwi. Musiała przerwać rozpoczętą dopiero co karierę sportową. Po trzech latach wróciła jednak na boisko. Rozpoczął się złoty okres w jej karierze. Grając w barwach BKS Stal Bielsko--Biała, zdobywała w 2003 i 2004 r. mistrzostwo kraju, a w latach 2004 i 2006 Puchar Polski. W kadrze narodowej trenera Andrzeja Niemczyka dwukrotnie sięgnęła po złoto na Mistrzostwach Europy (2003 i 2005 r.). Była jedną z tych dziewczyn, które cała Polska nazywała Złotkami. Mało kto wówczas wiedział, że sukcesy okupione są cierpieniem i ciągłym ryzykiem utraty zdrowia - choroba wykluczała np. uśmierzanie bólu za pomocą środków przeciwbólowych. Po śmierci Agaty trener Niemczyk powiedział, że mimo choroby stała się jedną z najlepszych na świecie grających na pozycji środkowej.

Przełom w jej życiu nastąpił rok temu. Choroba dała o sobie znać z nową siłą. We krwi Agaty lekarze doliczyli się jedynie jednej trzeciej z liczby płytek krwi stanowiącej normę. Kuracja lekowa nie przynosiła spodziewanych rezultatów. Przeszczep szpiku kostnego okazał się konieczny.

Ale były też radosne chwile: 9 czerwca 2007 r. wyszła za mąż (dziś już wiemy, że dokładnie rok przed swoim pogrzebem). Ponieważ po przeszczepie nie mogłaby zajść w ciążę, postanowiła na ile się da odsuwać jego termin. Bardzo chciała mieć dzieci, choć zdawała sobie sprawę, że przy jej stanie zdrowia szanse są niewielkie. We wrześniu miała się odbyć komisja lekarska kwalifikująca do przeszczepu. Rutynowe badanie wykazało na teście ciążowym nieoczekiwanie "dwie kreski", co wywołało nieopisaną radość u młodej mamy, a konsternację wśród lekarzy. Pojawiły się sugestie usunięcia ciąży, które Agata kategorycznie odrzuciła. Od tej chwili rozpoczęła się walka o życie dziecka i matki.

Nie wiadomo, czy siatkarka żyłaby, gdyby nie ciąża. Wiadomo natomiast, że bardzo jej pragnęła. Po śmierci mąż Agaty powie dziennikarzom: "Agata nigdy nie zamieniłaby własnego zdrowia na życie córki. Gdyby miała jeszcze raz wybierać, czy decydować się na własne zdrowie, czy życie córki, nigdy nie zmieniłaby zdania. Liliana jest czymś najwspanialszym, co ją w życiu spotkało".

Tym samym Agata Mróz dołączyła do matek, które ryzykowały własne życie dla życia dziecka. W 2004 r. Jan Paweł II kanonizował Joannę Berettę Molla (1922-62) - włoską lekarkę, która z powodu ciąży odmówiła leczenia raka macicy. Jej kult rozwija się coraz szerzej także w naszym kraju. Rok temu w maju polskie media obiegła wiadomość o śmierci 27-letniej Polki, która stanęła przed podobnym dylematem. Anna Radosz z Żarek o złośliwym nowotworze dowiedziała się w szóstym miesiącu ciąży, przebywając w Wielkiej Brytanii. Odmówiła poddania się chemioterapii. Zmarła pół roku po porodzie. Miejscowy proboszcz wraz z grupą parafian rozpoczął starania o jej beatyfikację. Czy podobny pomysł pojawi się w przypadku Agaty?

Zuchwałe marzenie

Nawet jeśli się pojawi, nie jest pewne, czy ludzie tego potrzebują. Na pytanie internetowej ankiety sprzed roku: "Czy matka, która poświęciła życie dla dziecka, powinna zostać świętą?", negatywnie odpowiedziała aż połowa internautów. Za beatyfikacją było jedynie 35 proc. spośród trzech tysięcy uczestników ankiety. To tak jakby internauci powiedzieli: "Nie zabierajcie jej na ołtarze, niech zostanie wśród nas". "Moja siostra była mądrą, dobrą i kochającą dziewczyną. Ale całkiem zwyczajną, nie czuła się wyjątkowa. I taką chcę ją pamiętać" - mówił wówczas brat Anny, Łukasz Radosz. To ważny sygnał dla Kościoła: w powszechnym odczuciu świętość jakby oddala od codziennego życia i jego zmagań. W świadectwach przyjaciół Agata też była mądrą, dobrą, kochającą dziewczyną, choć wiedzieliśmy, że obdarzoną nadzwyczajnym talentem i siłą charakteru.

By utrzymać ciążę, Agata Mróz potrzebowała częstych transfuzji. Ponieważ jednak miała rzadką grupę krwi, rodzina i przyjaciele zorganizowali akcję medialną. Włączyły się w nią środowiska sportowe, różne przedsiębiorstwa, organizacje pomocowe oraz prywatne osoby. Akcja przerosła oczekiwania: zorganizowano wiele zbiórek krwi i pieniędzy na leczenie. Dzięki Agacie uratowano dotychczas wielu chorych. Akcja sięgnęła poza granice kraju - dawca szpiku dla Agaty pochodził z Niemiec.

Okres ciąży spędziła w szpitalu. Po siedmiu miesiącach - 4 kwietnia tego roku - na świat przez cesarskie cięcie przyszła zdrowa Lilianka - jako wcześniak wymagała jednak dalszej opieki lekarskiej. Agata śmiała się, że dziewczynka jest dzieckiem nie tylko jej i jej męża, "ale także narodu": "Przecież w trakcie ciąży i porodu korzystałam z krwi oddanej przez Polaków". Nie mogła doczekać się, kiedy wreszcie weźmie ją w ramiona. Przez ostatni rok żyła - jak ktoś powiedział - "zuchwałym marzeniem o nowym życiu".

W Szeolu

Dlaczego odeszła tak wcześnie? Dlaczego akurat wtedy, kiedy macierzyństwo otwierało przed nią nowe perspektywy? Takie pytania pojawiają się od wieków. Zmagał się z nimi Hiob. Z powodu ich ciężaru Kohelet doszedł do pesymistycznego wniosku, że wszystko w życiu jest marnością. Czy rzeczywiście wszystko?

Ponad trzydzieści lat temu Joseph Ratzinger pisał w książce "Śmierć i życie wieczne", że ludzkie życie nie polega na prostym istnieniu: "Życie we właściwym sensie jest tam, gdzie nie ma cierpienia, samotności, izolacji, gdzie jest natomiast obfitość spełnienia, miłość, wspólnota, gdzie człowiek doznaje dotknięcia Boga". Nietrudno zauważyć, że w naszej codzienności z powodu jej kruchości doświadczamy jedynie przebłysków prawdziwego życia. Przyszły papież wskazywał także na moment narodzin myśli, która uchwyciła fundament życia: to dramatyczne zmaganie się autora Psalmu 73. z pytaniem, dlaczego grzesznikom się powodzi, a sprawiedliwi cierpią. "Bez jakichkolwiek zapożyczeń z zewnątrz, bez schematów filozoficznych czy mitologicznych, wprost z głębi doświadczenia wspólnoty z Bogiem rodzi się w modlącym pewność, że więź z Bogiem mocniejsza jest niż rozpad ciała" - zauważa Ratzinger. Doświadczenie tej pewności pozwoli później zrozumieć sens śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Bóg wcielony umiera, by zejść do Szeolu - miejsca przeklętego, bo pozbawionego Bożej obecności. Wypełniając je swoją Boską obecnością, Chrystus niszczy przekleństwo śmierci.

Możemy jednak wciąż pytać: po co to wszystko? Czy życie nie mogłoby przebiegać inaczej - bez tych wszystkich udręk, porażek i nieuchronności?

Nie znamy ostatecznej odpowiedzi. Objawienie daje jednak wskazówkę. Na pytanie: "po co został stworzony świat?", Katechizm z pozoru enigmatycznie odpowiada: "dla chwały Bożej" (p. 293). To zagadkowe pojęcie na pewno wskazuje na Bożą bezinteresowność - nie zostaliśmy stworzeni jako środek dla jakichś Boskich celów. Wbrew temu, co głosił Hegel, Bóg nie potrzebuje świata, by móc przejrzeć się w nim jak w lustrze. W tym sensie chwała ma znaczenie bliskie miłości, o której św. Bernard powiedział, że "poza sobą nie szuka dla siebie uzasadnienia ani korzyści". Ale także, podobnie jak miłość, chwała nie jest czymś statycznym - nie odbiera się chwały za bezruch. Ma zatem ona związek z jakimś Boskim zmaganiem, o którym niewiele wiemy. Wiara podpowiada, że widocznie na tyle to zmaganie jest ważne, że warto cierpieć, aby mieć w nim udział.

Boże igrzyska

Ciekawe, że to tak ważne dla religii pojęcie pojawiło się także u zarania sportowych zmagań. Starożytni Grecy zmagali się podczas igrzysk olimpijskich nie dla jakichś korzyści, tylko dla chwały. Zwycięzca otrzymywał jedynie wieniec z nietrwałych liści. Istota sportu pozostała ta sama, bez względu na to, jak bardzo dzisiaj potrafimy ją zbrukać komercją. To bezinteresowne zmaganie się z innymi i ze sobą samym było dla Greków tak ważne, że na czas olimpiady przerywano wszelkie działania wojenne. W świetle tego faktu boleśnie widać nasze barbarzyństwo, skoro nam nie udaje się to, co było dla starożytnych oczywiste.

Joseph Ratzinger na innym miejscu w najgłębszej istocie sportowych zmagań doszukuje się tęsknoty za... rajem. "Taki jest bowiem cel zabawy: działanie, które jest całkowicie wolne, pozbawione celu i przymusu, a przy tym jeszcze angażuje i wypełnia wszystkie siły człowieka. W tym sensie gra byłaby pewnego rodzaju próbą powrotu do raju: wyjściem ze zniewalającej codzienności i troski o życie do wolnej powagi tego, co nie musi być i właśnie dlatego jest piękne. (...) Gra symbolizuje samo życie i antycypuje je niejako w dowolnie kształtowanej formie" ("Szukajcie tego, co w górze").

Nie znamy reguł tego Bożego igrzyska, jakim jest świat i nasze życie. Wbrew temu, co może się nam niekiedy wydawać, nie jesteśmy graczami w tej grze (tym bardziej pionkami!). To Bóg gra za nas i za nas wygrywa. Na tym polega Jego chwała.

Chwała jest zatem odporna na pytanie "po co?". Jeżeli sądzimy, że powinniśmy żyć dobrze po to, by się zbawić, by odebrać nagrodę w niebie, nie pojęliśmy jeszcze najgłębszego sensu życia. Nasze życiowe mecze, bez względu na wynik, są już uczestniczeniem w wygranej Pana Boga - w Jego chwale. Różnica jest taka, że w życiu i śmierci jednych osób blask tej chwały jest widoczny mniej, a w życiu i śmierci innych jest widoczny bardziej. Sensem życia jest to, by tego blasku było jak najwięcej.

Dlatego jestem przekonany, że Agata Mróz, która mimo stopniowej utraty wszystkiego umiała cieszyć się życiem i tę radość przekazywać innym, z pewnością nie przegrała swojego najważniejszego meczu.

O Agacie Mróz pisze też Wojciech Bonowicz w felietonie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2008