Krople życia

Wiem, „córka Agaty Mróz” to tytuł, który lepiej przyciąga, ale i tak przykro. Włożyłem wiele wysiłku w to, by wychować dziecko. Nie sztuką jest ciągle żyć żałobą, sztuką jest dalej żyć.

13.10.2014

Czyta się kilka minut

Agata Mróz i Jacek Olszewski w drodze do ślubu. Tarnów, 9 czerwca 2007 r. / Fot. Robert Szwedowski / EAST NEWS
Agata Mróz i Jacek Olszewski w drodze do ślubu. Tarnów, 9 czerwca 2007 r. / Fot. Robert Szwedowski / EAST NEWS

PRZEMYSŁAW WILCZYŃSKI: Możesz opisać to miejsce?
JACEK OLSZEWSKI: Warszawski park Szczęśliwicki. Przy nas górka ze sztucznym stokiem narciarskim, czynnym przez cały rok. Jak się wjedzie na górę, jest dobry widok na miasto. Za nami jeziorko, w którym latem można popływać. No i mnóstwo rzeczy dla dzieciaków i rodzin: wypożyczalnia rowerów, huśtawki, zjeżdżalnie...
I miniścianka wspinaczkowa, na którą wdrapuje się właśnie Twoja córka. Co ma z Agaty?
Wszystko. Ze mnie chyba tylko oczy – wielkie, brązowe. Reszta to mama: usta, uśmiech, mimika.
Rozmawiacie o mamie?
Ona wie, że mama jest. Ale to nie jest nasz codzienny temat. Staramy się żyć dniem dzisiejszym, szkołą, zabawą. Nie wracamy na co dzień do przeszłości.
Liliana poszła we wrześniu do szkoły.
Fajnie nam się w życiu układa. Jakbym grał w totolotka, nigdy bym nie wygrał, a na co dzień mam szczęście. Lilianka ma fajną panią, dobrze się tam czuje, ma wszystkie zajęcia na ósmą, więc nie musi siedzieć pół dnia w szkole. Wierzę, że jakiś anioł stróż nad nami czuwa.
A wracając do Agaty, oczywiście rozmawiamy. Tylko te rozmowy muszą być dostosowane do wieku. Dla niej mama jest razem z dziadkami „u aniołków”, patrzy na nas i czuwa. Jak Agata ma urodziny, puszczamy w niebo lampiony w kształcie serca.
Liliana pyta o mamę?
Raczej nie. Choć temat Agaty pojawia się sam. Kiedy Lilka poszła do przedszkola, to bywało, że pytała: „Dlaczego wszystkich odbierają mamy?”. Na pewno jest jej w podobnych sytuacjach przykro.
Poznaliście się na stoku narciarskim, siedem lat temu.
W Szczyrku. Może nie na samym stoku – jak to zostało pokazane w filmie fabularnym opartym na naszej historii [„Nad życie” w reż. Anny Pluteckiej-Mesjasz – red. ] – bo Agata nie mogła jeździć. Szybko się w sobie zakochaliśmy.
Była mistrzynią Europy w siatkówce. Wiedziałeś o tym od początku?
W kurtce narciarskiej wyglądała zupełnie inaczej niż w telewizji, ale jak mi powiedziała, że gra w siatkówkę i ma na imię Agata, to pomyślałem: „Kurczę, znam tylko jedną taką”. Trochę się interesowałem siatkówką, a dziewczyny były przecież znane.
Kiedy do Ciebie dotarło, że jest ciężko chora?
Było wiadomo od początku, bo poznaliśmy się, kiedy była już chora. I niemal od początku było działanie: szukanie lekarzy, później załatwianie przeszczepu szpiku.
Przypomnijmy krótko Waszą historię. Agata zaszła w ciążę, gdy było już wiadomo, że potrzebuje przeszczepu. Odmówiła dokonania aborcji, mimo iż donoszenie ciąży oznaczało zwiększenie ryzyka, że umrze. Myślałeś o najgorszym?
Na pewno taka myśl przeszła mi wiele razy przez głowę. Ale z Agatą rozmawiałem tylko raz. O tym, co zrobić, jeśli się nie uda. I ja to do dzisiaj robię.
Pokazujesz na bawiącą się Lilianę.
Bo ja mogłem tylko to zrobić: wychowywać dziecko, które przecież w momencie jej śmierci miało dwa miesiące. A tamta rozmowa z Agatą była dla mnie czymś naturalnym: co może w takiej sytuacji zrobić kobieta, która już wie, że może odejść z tego świata?
Może to wypierać.
Ona nie wypierała. Chciała mieć pewność, że sobie poradzę. Często piszą do mnie ludzie chorzy i ich krewni. Np. kobieta, która rozstała się z mężem, a teraz zachorowała. Ma niewielkie szanse na przeżycie. Dla niej najważniejsze jest to, co się stanie z dziećmi. Szuka dla nich nowej rodziny.
Co jej powiedziałeś?
Nie dawałem żadnych rad. Nie da się powiedzieć: zrób tak albo tak. Chodziło jej o rozmowę i obecność kogoś, kto o podobną sytuację się otarł. A nie o to, by usłyszeć coś, co mówią wszyscy.
Co mówią?
Że koniec świata, tragedia.
Albo że „wszystko będzie dobrze”?
Tak. To nie ma sensu, podobnie jak dawanie dobrych rad. Bo każdy ma swoją drogę, nie da się za kogoś wziąć odpowiedzialności.
We wspomnianym filmie jest scena, w której on wraca po śmierci żony do domu i w rozpaczy zaczyna demolować mieszkanie. Przestaje, kiedy dostrzega dziecięce łóżeczko. To takie proste?
Taka symbolika, nie odpowiadam za film. Mogę tylko powiedzieć, że w moim przypadku było inaczej. U mnie pewność, że sobie poradzę, przyszła po pięciu minutach – w szpitalu.
Po pięciu minutach od śmierci Agaty?
Tak, u mnie nie było w ogóle żadnej przemiany – od początku wiedziałem, że mam dla kogo żyć.
Jest taki stereotyp: kobieta kocha swoje dziecko od pierwszej sekundy, a nawet wcześniej. A mężczyzna musi się tej miłości uczyć.
Nawet jeśli coś jest na rzeczy, to ogromne poczucie obowiązku jest od początku. Teściowa mi mówiła: „Zostaw Lilkę na jakiś czas z nami, ogarnij wszystko”. Nie chciałem.
Trudno na pierwszym etapie oddzielić miłość od zwykłego poczucia obowiązku. Bo później to już wiadomo. Jak starsze dziecko mówi: „Tatusiu, kocham cię, bo jesteś najwspanialszy na świecie”, to się rozpływasz. Wiesz, że cały ten wysiłek, który włożyłeś, jakoś do ciebie wraca.
Na pytania dotyczące wspomnień odpowiadasz zdawkowo. Ciągle się skupiasz na przyszłości, na następnym kroku.
Taki jestem, nie tylko w relacjach z Lilianą. Chciałbym ułożyć sobie życie, znaleźć kobietę, zwłaszcza że małej brakuje mamy. Widzę, jak lgnie do kobiet. Byliśmy latem na wakacjach. Wystarczył krótki kontakt z jakąś kobietą – Lilianka zaraz brała ją za rękę. Na razie nie znalazłem nikogo odpowiedniego dla siebie, choć byłem w związku.
A co do przeszłości, ona jest ważna, ale nie można jej celebrować bez przerwy. Powstają szkoły imienia Agaty. Fajnie, zwłaszcza że to jest często inicjatywa samych uczniów. Ale nie chcę do końca życia jeździć po Polsce i tego celebrować. Teraz, po śmierci Anny Przybylskiej, znowu zrobiło się wokół mnie głośniej. Jest wiele próśb o wywiady – większość odrzucam. Ostatnio w gazetach pojawiło się takie zdjęcie: Lilianka ze słynnym brazylijskim siatkarzem Gibą. I podpisy: „Córka Agaty Mróz z siatkarzem”.
Zabolało?
Włożyłem wiele wysiłku w to, by wychować dziecko. Wiem, „córka Agaty Mróz” to jest tytuł, który lepiej przyciąga, ale mimo wszystko przykro. Koleżanka mojej mamy powiedziała: „Proszę pogratulować synowi. Bo nie sztuką jest ciągle żyć żałobą, sztuką jest dalej żyć”. I ja dalej żyłem. Choć jest przecież wielu ojców, którzy sobie z taką sytuacją nie poradzili.
Co trzeba mieć, żeby sobie poradzić?
Chyba wystarczy bardzo chcieć. Poznałem pewną panią psycholog. Opowiadała historię faceta, którego żona miała wypadek z dzieckiem. Ono przeżyło, ona nie. Chciał oddać dziecko do adopcji. Ta psycholożka długo z nim rozmawiała. Opowiedziała mu też moją historię. I pokazała zdjęcia, jak Lilianka się rozwija. Po jakimś czasie powiedział, że spróbuje. A po roku wrócił z dzieckiem na rękach i z bukietem kwiatów. Podziękował za tę naszą historię. Powiedział, że był o krok od zrobienia czegoś najgorszego w życiu.
Mężczyźnie trudniej zostać?
Pewnie tak, ale to się przecież zmienia. Ojcowie coraz częściej biorą na siebie obowiązki rodzicielskie. Kiedy szedłem na plac zabaw nawet pięć lat temu, byłem jednym z niewielu facetów. A teraz?
Widzę obok nas ojca grającego z dzieckiem w ping-ponga. Drugi prowadzi wózek.
Więc nie tylko są, ale są aktywni – biorą coraz więcej na siebie.
Poza pracą, projektowaniem sprzętu medycznego, i wychowaniem córki, działasz też charytatywnie. Pomaganie pomaga?
Mnie pomagało. Od początku, kiedy założyliśmy fundację [chodzi o Fundację „Kropla Życia” im. Agaty Mróz-Olszewskiej – red.] zaczęliśmy rejestrować ludzi do banku dawców szpiku, robiliśmy też akcje krwiodawcze, zjeździliśmy całą Polskę. Mała z tyłu w samochodzie – jeszcze wtedy więcej spała, niż siedziała. Te akcje mają sens: przecież gdyby nie dawcy, to nigdy nie urodziłaby się Lilka. Jakby Agata nie dostała krwi, toby tej ciąży – będąc chora – nie donosiła. Ta krew była nie tylko dla Agaty, ale dla wszystkich potrzebujących. To mi dawało poczucie sensu.
Sensu jej śmierci?
Tak, to samo zresztą widać po śmierci Ani Przybylskiej. Po tym wszystkim więcej ludzi zaczęło się badać pod kątem raka trzustki. A gdy znana osoba mówi, że jest po mastektomii, to zwiększa się liczba badań mammograficznych. Udaje się wyłapać ileś tych guzów.
Co teraz robisz w fundacji?
Teraz już robię mniej. Jestem wiceprezesem, ale głównie dlatego, że mieszkam w Warszawie, a siedziba jest na Śląsku. Czasami trzeba coś załatwić w stolicy.
Przez ludzi jesteś postrzegany jako ojciec idealny.
Może film zrobił swoje, ale ja się za takiego nie uważam. Choć spełniam się jako ojciec, lubię kontakt z dziećmi. Przychodzą do nas często dzieci znajomych – zawsze znajdę im jakieś zajęcie, pobawię się.
Śledzisz medialny szum po śmierci Anny Przybylskiej? W tabloidach odbywa się teraz pełna podniosłości żałoba. Wcześniej te same brukowce nie dawały chorej aktorce żyć.
Tylko że o tym już nikt nie pamięta. Kiedy byliśmy w szpitalu z Agatą, chcieli „ustawek”. Mówiłem, że jeśli już muszą, niech zrobią zdjęcie, jak idę z zakupami do szpitala. Byle nie wchodzili do środka. I nawet raz tę prośbę uszanowali.
A przeważnie?
Była nawet sytuacja, że chcieli się dostać do kostnicy, żeby zrobić Agacie zdjęcie po śmierci. Na pogrzebie moja koleżanka omal nie pobiła się z fotoreporterem. Prosiliśmy, żeby nie wchodzili do kościoła. Bez skutku. To zresztą nie tylko problem tabloidów. Na pogrzebie niektórzy nagrywali filmiki na kamerach albo komórkach. Jeden z takich filmów pojawił się podobno w sieci już w dniu pogrzebu.
Jest też lepsza strona rozgłosu: niektórzy celebryci opowiadają otwarcie o swojej chorobie.
To prawda, ale zawsze znajdują się też tacy, którzy uważają to za lans, autopromocję.
Anna Przybylska o chorobie nie mówiła.
I trzeba to uszanować. Każdy ma swoją prywatność. Co z tego, skoro Przybylska czuła się zaszczuta, bo nie mogła nawet spokojnie wyjść z domu. To sytuacje ewidentne, ale zdarzają się też mniej jednoznaczne. Kiedy inni ludzie ranią bez złej intencji. Np. w ciągu trzech dni po śmierci Agaty podjęta została decyzja o przyznaniu jednej z hal sportowych jej imienia. Powiedziałem, żeby poczekali, bo jeszcze nawet nie było pogrzebu. Innym razem sąsiadka wpadła na pomysł, by ufundować tablicę na naszym bloku. Zapytałem: „Czy pani się domyśla, co ja będę czuł, chodząc codziennie koło takiej tablicy?”. Powtarzam: to nie była zła wola, zresztą ci ludzie się reflektowali, przyznawali mi rację. Po prostu nie można wszystkiego i wszędzie zamieniać w niekończącą się żałobę.
Przypuszczam, że rodzina Anny Przybylskiej też będzie przechodziła ciężkie momenty, z medialną nawałnicą jeszcze przez wiele miesięcy. Mam nadzieję, że dadzą sobie radę. Mąż aktorki zrezygnował rok temu z kariery sportowej, by zajmować się rodziną. Musiał mieć świadomość, że to najgorsze może nastąpić, i jakoś się na to przygotowywać.
Jest sobotnie, ciepłe popołudnie. Jak spędzicie resztę weekendu?
To wyjątkowo spokojny weekend, bo zdarza się nam dużo jeździć. A że jest piękna pogoda, będzie jak zwykle aktywnie: plac zabaw, spacer za miastem. Potem spotkamy się z moimi znajomymi, którzy mają dzieci. Może pojedziemy do lasu na grzyby. Wybieram lasy, gdzie jest dużo mchu i sosen. A jutro? Znowu park. I odrabianie lekcji na poniedziałek.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 42/2014