Orfeusz u neurologa

Brytyjski neurolog, słusznie nazwany "poetą nadwornym współczesnej medycyny", dowodzi, że muzyka - bardziej od jakiejkolwiek z innych sztuk - tkwi w nas głębiej, niż sądzimy, i stanowi ważny element konstrukcyjny świadomego ludzkiego jestestwa, nawet u osób głęboko niemuzykalnych.

15.07.2009

Czyta się kilka minut

Zaczyna się od uderzenia gromu. Dosłownie: bohater opowieści otwierającej "Muzykofilię" pada ofiarą uderzenia pioruna, który - nie wyrządzając mu, cudem boskim, żadnej fizycznej krzywdy - odmienia jego ustatkowane, pozbawione niespodzianek życie, wywołując atak nienasyconego pragnienia muzykowania. I to nie jakiegoś tam amatorskiego brzdąkania: doświadczony chirurg ortopeda Tony Cicoria odczuwa przemożną potrzebę grania utworów fortepianowych Chopina, wymagających więcej niż dobrej techniki pianistycznej. Pragnienie, nagłe i zadziwiająco głębokie, wnosi w jego życie zmianę, jakiej nie wymyśliliby nawet hollywoodzcy scenarzyści.

To tylko jeden z wielu przedziwnych przypadków, jakie brytyjski neurolog Oliver Sacks opisuje w swej ostatniej książce. Jest w niej mowa o melomanach i tych, dla których muzyka jest niezrozumiała jak dla amuzycznych przybyszów z kosmosu z powieści Arthura C. Clarka "Koniec dzieciństwa". O dotkniętych demencją i chorobą Alzheimera pacjentach, którzy za sprawą znajomych niegdyś melodii odzyskują na moment utraconą pamięć. O fenomenie omnibusów muzycznych, na pamięć znających każdą wielką operę. O nękanych muzycznymi halucynacjami, grającymi w ich głowie jak niedające się wyłączyć, natrętne radio, i o synestetach, zdolnych rejestrować muzykę nie tylko jako dźwiękowe, ale i barwne doznanie - słowem, o niezliczonych aspektach muzyki, jej odczuwania i wpływu, jaki wywiera ona na życie ludzkie.

Należy od razu zaznaczyć, że "Muzykofilia" nie jest opisem ludzkiego gabinetu osobliwości. Podobnie jak w poprzednich książkach Sacksa - które za sprawą wydawnictwa Zysk i S-ka trafiają wreszcie, całe lata po amerykańskiej premierze, w ręce polskiego czytelnika - egzotyczne i często szokujące przypadki, które autor opisuje w kolejnych rozdziałach, same w sobie nie stanowią głównego punktu zainteresowania. Sacks-lekarz, z wielką wiedzą medyczną, uwagą i współczuciem analizujący konkretne przypadki, na kartach książki doskonale współistnieje z Sacksem-filozofem, który przywołuje niejednokrotnie groteskowe przypadłości pacjentów, by użyć ich jako punktu wyjścia do o wiele szerszych rozważań na temat związków neurologii i natury ludzkiej.

Książka nie na darmo nosi podtytuł "Opowieści o muzyce i mózgu". Dramatycznie skrajne doświadczenia kontaktu z muzyką - od transcendentnego wzruszenia po irytację i fizyczny dyskomfort - służą autorowi jako ilustracja tezy, że muzyka wnosi w nasze życie ważny element, bez którego bycie człowiekiem utraciłoby istotną jakość. Przez złożoność emocji, jakie w nas wywołuje - argumentuje Sacks - przez głębokie zakorzenienie w tych warstwach pamięci, do których nawet niszczycielska demencja nie ma pełnego dostępu, wreszcie przez specyfikę neurologicznych i psychologicznych mechanizmów, jakie pozwalają nam jej doświadczać, muzyka - bardziej od którejkolwiek z innych sztuk - tkwi w nas głębiej, niż sądzimy, i stanowi ważny element konstrukcyjny świadomego ludzkiego jestestwa, nawet u osób głęboko niemuzykalnych.

W kalejdoskopie okołomuzycznych opowieści, wypełniających ponad trzydzieści rozdziałów, każdy znajdzie coś dla siebie - i ci, co ze wzruszenia płaczą w filharmonii, i ci, co poszukują czysto naukowej odpowiedzi na pytanie, dlaczego nawet najbardziej wyrafinowana muzyka nie budzi w nich nic prócz irytacji. Jest jednak rozdział, który poruszył piszącą te słowa szczególnie głęboko. Mniej więcej w połowie książki umieszcza Sacks rozważania dotyczące fenomenu słuchu absolutnego - niezwykłego daru, dostępnego zwykle jednemu na dziesięć tysięcy śmiertelnych, który sprawia, że niektórzy z nas (najczęściej - choć nie wyłącznie - muzyczni geniusze tacy jak Beethoven czy Mozart) potrafią bez mrugnięcia okiem i bez sprawdzania na fortepianie stwierdzić, że deszcz pada w G, a ton dzwonka u drzwi oscyluje między H i B.

Opisując to niezwykłe zjawisko, Sacks sięga do badań innych uczonych (m.in. pary znanych badaczy słuchu absolutnego, Jenny Saffran i Gregory’ego Griepentroga z University of Wisconsin) i wysuwa zastanawiającą hipotezę: być może słuch absolutny był niegdyś przymiotem większości populacji i dopiero cywilizacyjny rozwój naszego gatunku, w szczególności zaś rozwój języka jako głównego medium komunikacji, spowodował wtórne zatracenie tej niezwykłej umiejętności. Oznaczałoby to, że w gruncie rzeczy język tonów i melodii jest pierwotniejszy niż determinowana znaczeniami mowa, a nasza "muzykalność" - wrażliwość na harmonię i rytm - jest w pewien sposób powrotem do pierwotnego, muzycznego sposobu odbierania i rozumienia świata. Teoria ta, jakkolwiek nie do końca udowodniona, pomaga zrozumieć, dlaczego przy wszystkich dzielących je różnicach, wszystkie kultury świata wykształciły muzykę.

Proza Sacksa, pełna - jak to często bywa z książkami naukowymi - medycznych terminów i szczegółowych neurologicznych analiz, nigdy nie bywa ciężkostrawna ani nużąca. Zapisać to należy nie tylko na karb jego daru analitycznego i umiejętności przejrzystego tłumaczenia skomplikowanych zagadnień, lecz również znakomitego pióra i wielkiej artystycznej wrażliwości. Sam autor tego liczącego ponad trzysta stron tomu jest nie tylko światowej sławy naukowcem, ale namiętnym melomanem i kompetentnym pianistą; jednym z najważniejszych mebli w jego nowojorskim mieszkaniu jest fortepian, na którym doktor Sacks często grywa, a w jego wspomnieniach z dzieciństwa, którymi zresztą dzieli się z czytelnikami "Muzykofilii", opasły muzyczny przewodnik encyklopedyczny "Oxford Companion to Music" zajmuje miejsce tak poczesne jak przygodowe powieści we wspomnieniach innych ludzi.

Może dlatego właśnie, że autor dzieli się z nami swoimi intymnymi i niezwykłymi doświadczeniami - historiami o tym, jak koncert Mendelssohna uratował mu życie, a Schubert pomógł poradzić sobie z wielką osobistą stratą - jego książkę, mimo naukowej metodologii i kompletnego braku egzaltacji graniczącego niekiedy z oschłością, czyta się jak piękną powieść. Pisząc w 1990 roku o Sacksie dla "New York Timesa", Anatole Broyard nazwał go "poetą nadwornym współczesnej medycyny". Jakkolwiek jego zwięzły i zdyscyplinowany język nie kojarzy się bezpośrednio z poezją - bijąca z każdego pasażu wrażliwość i wyobraźnia stawiają brytyjskiego neurologa stokroć bliżej Marcela Prousta niż typowego szpitalnego ordynatora. Jakby na potwierdzenie tego niezwykłego statusu autora "Muzykofilii" - trochę naukowca, a trochę artysty - nowojorski uniwersytet Columbia, gdzie Sacks objął w zeszłym roku katedrę, stworzył specjalnie dla niego etatową posadę artysty-rezydenta.

Jak każda naprawdę mądra i ważna książka, "Muzykofilia" stawia więcej pytań, niż daje odpowiedzi: wielka medyczna i muzyczna wiedza jej autora idzie w parze z niezwykłą pokorą wobec bezmiaru i różnorodności ludzkich doświadczeń, nie dających się w pełni opisać żadną - ani naukową, ani nawet metaforyczną - formułą. I co najważniejsze: mimo że Sachs poddaje muzykę tak drobiazgowej, wnikliwej i wielopoziomowej analizie, jej niezwykła potęga nie ulega przez to umniejszeniu. Im więcej dowiadujemy się o procesach zachodzących w naszych mózgach pod wpływem symfonii Beethovena czy piosenek pamiętanych z dzieciństwa, tym bardziej poddajemy się ich olbrzymiej emocjonalnej sile, i tym głębszy sens znajdujemy w starym jak cywilizacja micie Orfeusza.

To prawda - zdaje się mówić Sacks, mimo że nigdzie nie ujmuje tej myśli w tak stanowcze słowa - muzyka ma moc zmieniania praw natury, zmieniania biegu czasu, leczenia duszy i ciała. Nowoczesna nauka, uzbrojona w potężne narzędzia badawcze, rozprawiła się bezlitośnie z niejednym mitem. Gdy jednak używamy tych narzędzi, próbując zrozumieć muzykę i muzykalność, coraz wyraźniej dostrzegamy, że jej niemal magiczna siła, opisywana jeszcze w starogreckich legendach, istnieje i działa naprawdę.

Oliver Sacks, Muzykofilia. Opowieści o muzyce i mózgu

przeł. Jerzy Łoziński, Poznań 2009, Zysk i S-ka

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 29/2009

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (29/2009)