Lekarz w kolorze indygo

Był człowiekiem renesansu. Przez historie ludzkich przypadłości Oliver Sacks opowiadał o niezgłębionym potencjale mózgu i psyche.

06.09.2015

Czyta się kilka minut

Oliver Sacks w swoim nowojorskim mieszkaniu, luty 2001 r. / Fot. Erica Berger / CORBIS / PROFIMEDIA
Oliver Sacks w swoim nowojorskim mieszkaniu, luty 2001 r. / Fot. Erica Berger / CORBIS / PROFIMEDIA

Nigdy nie uczył się pływać. Nie było takiej potrzeby. „Wszyscy byliśmy dziećmi wody, cała nasza czwórka” – napisze Oliver Sacks w magazynie „New Yorker”, mając na myśli siebie i trzech od niego starszych braci. Na zdjęciu ilustrującym artykuł mężczyzna w średnim wieku, w staromodnym, pasiastym stroju kąpielowym – ojciec Sacksa – trzyma na rękach kilkumiesięczne dziecko, zanurzając je w wodzie. Przebywanie w wodzie – jakimkolwiek zbiorniku wodnym – było dla rodziny Sacks koniecznością, a akt pływania sposobem na życie. „Patrzyłem na ojca – pisze Sacks – jak wielki i niezgrabny na lądzie, w wodzie, nagle odmieniony, nabierał gracji, niczym wieloryb”.


Podobnie było u Olivera, który pozostawiał na brzegu lęki i nieśmiałość, w wodzie odnajdując płynność i swobodę, o jakiej wcześniej nie marzył. Na przestrzeni lat pływanie stanie się dlań prawie obsesją, uzależnieniem. „Mam nadzieję, że uda mi się pójść jego śladem – pisał wspominając ojca – i pływać aż do śmierci”.


Opowieści o mózgu


Czytając kolejne książki tego wybitnego neurologa, śledząc rozwój jego twórczości od „Migreny” poprzez „Przebudzenia” czy „Mężczyznę, który pomylił swoją żonę z kapeluszem”, trudno się oprzeć wrażeniu, że to, co jest dla niego esencją pływania – przystosowanie i nowa tożsamość – stanowi także nić łączącą jego erudycyjną i niewiarygodnie rozległą twórczość. To właśnie adaptacja i przebudowa, którą wymusza choroba – zwłaszcza przewlekła i nieuleczalna – interesuje Sacksa najbardziej.


Jego książki to jednak przede wszystkim pełne humanizmu i empatii opowieści o ludziach. Sacks był klinicystą i jego pisarstwo osadzone jest mocno w nurcie klinicznej narracji, sięgającej daleko poza suche, oparte na faktach opisy medyczne, do których przyzwyczaiła nas dzisiejsza medycyna. Nie ukrywa, że ukształtowało go pisarstwo A.R. Lurii, wybitnego XIX-wiecznego rosyjskiego neuropsychologa: „Dążenie Lurii, by połączyć klasykę z romantyką, naukę z opowiadaniem historii, stało się moim własnym celem (...) Jego »książeczka« (»The Mind of a Mnemonist«) zupełnie zmieniła optykę i ukierunkowanie mojego życia, służąc jako wzór nie tylko dla »Przebudzeń«, ale także wszystkiego, co przyjdzie mi później napisać”.


Schorzenia neurologiczne – migreny, zespół Tourrette’a, autyzm, halucynacje, zapalenia mózgu, urazy, epilepsje czy zaburzenia widzenia, o których pisze Oliver Sacks – potrafią zmienić życie nagle i często nieodwracalnie. Lekarz-pisarz drobiazgowo je dokumentuje nie po to, by epatować anomaliami, ale by z troską opowiedzieć ludzką historię, a tym samym udokumentować niewiarygodną zdolność adaptacyjną i niezgłębiony wciąż jeszcze potencjał, który ma w sobie ludzki mózg i psyche. Jak bowiem jest to możliwe, że chirurg, który cierpi na zespół Tourette’a, jest w stanie operować przez długie godziny, nie doświadczając ani jednego tiku powodowanego przez to zaburzenie? W jaki sposób migrena u młodego matematyka może być do tego stopnia powiązana z kreatywnością, że obawiając się jej utraty, pacjent odmówi leczenia? Czy porażenie piorunem może rzeczywiście zapoczątkować muzyczną pasję? Czy daltonizm może być źródłem wizualnych doświadczeń, które nam, widzącym normalnie, umykają?


W „Wyspie Daltonistów i Wyspie Sagowców” Sacks pisze: „Czy może, skoro nie zdają sobie zupełnie sprawy z ubytku, ich świat wcale nie jest mniej pełny, mniej tryskający energią niż nasz? Być może rozwinęli w sobie wyostrzoną percepcję na wizualne odcienie, konsystencje, ruch i głębię, i żyją w świecie w pewnym stopniu bardziej intensywnym niż nasz, w świecie wyostrzonej rzeczywistości, w świecie, którego odbicia możemy jedynie na moment uchwycić na czarno-białych fotografiach mistrzów?”.


Powrót ze snu


Książka, którą Oliver Sacks wkroczył na wydawniczy rynek i która w efekcie przyniesie mu największy rozgłos, to „Przebudzenia” opublikowane w USA w 1973 r. Na ich podstawie w 1990 r. Penny Marshall nakręciła nominowany do trzech Oscarów film z Robinem Williamsem i Robertem de Niro. To historia pacjentów, którzy przeżyli tragiczną epidemię śpiączkowego zapalenia mózgu. Zapoczątkowana prawdopodobnie w Wiedniu, przetoczyła się ona przez świat w latach 20. XX wieku. Szacuje się, że prawie połowa pacjentów dotkniętych Encephalitis Lethargica zmarła. Ci, którym udało się przeżyć, utknęli zamknięci w szpitalach na całe lata, odcięci od świata i rodziny, w stanie dziwacznej katatonii, z której tylko od czasu do czasu i na moment wyrywał ich głośny dźwięk, nagły ruch czy emocje. Sacks, który wkrótce po ukończonej rezydenturze z neurologii trafił do szpitala dla przewlekle chorych na Bronksie, stwierdził, że na pierwszy rzut oka „pacjenci wyglądali jak figury woskowe”. Trzeba było jednak jego wyobraźni, empatii i dociekliwości, by pod maską woskowych twarzy i znieruchomiałych ciał pacjentów (co wcześniejsi lekarze uznali za oznakę bezpowrotnego zniszczenia mózgu infekcją) dostrzec wciąż tlące się życie, bogaty świat myśli i uczuć. Świat, który nie przestał istnieć, lecz jedynie czekał na wypuszczenie jak zamknięty w dzbanie dżinn.


Ratunek nadszedł w postaci lewodopy – leku, który na początku lat 70. wszedł na amerykański rynek. Pokonując opór administracji, Sacks podejmuje się próby leczenia. Początkowe efekty są niewiarygodne. Pacjenci po raz pierwszy od lat zaczynają mówić i reagować. Część zaczyna samodzielnie chodzić, a niektórzy choćby na chwilę są w stanie opuścić szpital.


Sacks praktycznie mieszka w szpitalu, spędzając wśród pacjentów 18 godzin na dobę, doglądając ich, dawkując lewodopę, prowadząc zapiski. Niestety, po pewnym czasie leczenie okazuje się dużo bardziej skomplikowane, wiąże się ze znaczącymi efektami ubocznymi, a na niektórych pacjentów zupełnie nie działa. Wielu doświadczyło jednak chwilowego przebudzenia, które Sacks skrupulatnie opisał. Robin Williams, który wcielił się w niego w filmie, z niesamowitą wręcz perfekcją wyłapał jego manieryzmy, nieśmiałość w obcowaniu z innymi, poczucie humoru czy ciepło, z którym zajmował się pacjentami.


Książka, niestety, spotkała się z obojętnym przyjęciem w środowisku medycznym. Z czasem jednak zyskała rzesze oddanych czytelników i zdobyła wiele nagród.


Ekstremalny brak umiaru


Nigdy nie był w centrum medycznych kręgów. Zawsze praktykował na uboczu, przez szereg lat odwiedzając pacjentów w domach starców czy szpitalach dla przewlekle chorych – jak ten prowadzony przez zgromadzenie Małych Sióstr Bożej Opatrzności na Bronksie. Był to zapewne jego świadomy wybór – tam czas płynie wolniej. Dzisiejsza uprzemysłowiona medycyna, nastawiona na krótkie wizyty, podczas których prawie nigdy nie ma już czasu na coś więcej niż opis objawów i omówienie leczenia – byłaby dla niego nieakceptowalna. Z czasem, kiedy jego książki zyskały znaczącą popularność, otworzył prywatną praktykę neurologiczną. Zgłaszali się do niego ludzie z całego świata. Zwłaszcza ci, którzy w jego książkach odnaleźli część siebie.


Ostatnio Sacks sięgnął do własnej biografii. Opublikował najpierw „Uncle Tungsten” – książkę o przerwanym II wojną światową dzieciństwie w Londynie. A na początku tego roku ukazało się poruszające, niezwykle otwarte „On the Move”. Jako motyw przewodni niezwykle rozległych poczynań Sacksa wyłania się w nich pielęgnowana od najmłodszych lat, niemal zachłanna ciekawość świata. Niesłabnąca ciekawość ludzi i idei. Jego pisarstwo, jak on sam, jest wielowarstwowe i wielotematyczne, zakorzenione w medycynie, ale niestroniące od wypraw w tereny antropologii, psychologii, filozofii, botaniki, biologii, genetyki czy historii.


O swoim życiu Sacks pisze, że cechuje je „ekstremalny brak umiaru we wszystkich pasjach” i „burzliwe entuzjazmy”. Trzeba dodać do tego jeszcze trudne do ogarnięcia paradoksy: jest Brytyjczykiem, który większość życia spędził w USA, nigdy jednak nie przyjmując amerykańskiego obywatelstwa. Jest neurologiem z wielkim naukowym dorobkiem, który jednak znaczącą część zawodowego życia spędził na obrzeżach medycznego środowiska. Jest Żydem, który dorastał w tradycyjnej ortodoksyjnej rodzinie, zawsze jednak uważał się za „człowieka z silną predyspozycją do ateizmu”. Jest mężczyzną, który przez ponad 35 lat żył w celibacie i dopiero w wieku 77 lat odnalazł akceptację i spełnienie w partnerskim związku. Jest pisarzem, który tylko w Ameryce sprzedał ponad milion egzemplarzy książek i bez kłopotu zapełnił setki dzienników, a jednocześnie nie ukrywał trudności i wieloletnich często zmagań z ukończeniem książki. Gdyby tego było mało, był miłośnikiem podnoszenia ciężarów i zapalonym motocyklistą. Do tego oczywiście pływakiem, znawcą kałamarnic, paproci, metali, tablicy Mendelejewa, fotografii i lemurów. Przyjacielem poetów, polityków, literatów i niezłomnym korespondentem, który w ostatnich latach życia otrzymywał tysiące listów rocznie.


Nienasycona ciekawość prowadziła go czasami na krawędź niebezpiecznych eksploracji. Okres neurologicznej rezydentury Sacksa przypada na lata 60. w południowej Kalifornii. Pracuje długie godziny w szpitalu, samotny, odizolowany od rodziny, wolny czas spędza bijąc motocyklowe rekordy prędkości na pustych wówczas drogach Kalifornii czy Newady, bądź podnosząc ciężary na słynnej Muscle Beach na południe od Santa Monica. Zyskuje żartobliwy przydomek „Dr Przysiad”. W 1961 r. wygrywa mistrzostwa stanu Kalifornia, wykonując pełen przysiad z 270-kilogramową sztangą. Ale pobyt w południowej Kalifornii to także okres eksperymentowania z marihuaną oraz popularnymi wtedy LSD, grzybami halucynogennymi i amfetaminą. Te eksperymenty – napędzane po części samotnością i trudnościami w bliskich związkach, a z drugiej strony niesłabnącą chęcią badania własnej świadomości – z czasem doprowadzają Sacksa do poważnego uzależnienia, które potrwa kilka lat.


W eksperymentach z halucynogennymi narkotykami najbardziej interesują Sacksa zmiany percepcji, ale także ich niemal mistyczny charakter, powiązania z religią. Wiele lat później napisze na ten temat kolejną książkę, przedstawiając w niej halucynacje związane z epilepsją, medycznymi dolegliwościami, lekami, czy te, których doświadcza się po śmierci bliskich („Halucynacje”).


Przeciw chaosowi


Jedną z fascynacji Sacksa jest kolor indygo. Newton umieścił go między niebieskim a fioletowym, ale jego istnienie jest wciąż sporną kwestią. W charakterystyczny dla siebie sposób Sacks decyduje się zbadać to sam. „Przygotowałem sobie coś na kształt farmakologicznej wyrzutni – powie w wywiadzie z Terry Gross – kombinację amfetaminy, LSD i marihuany. Kiedy tylko poczułem, że halucynogeny zaczęły działać, powiedziałem na głos, że chcę zobaczyć indygo! I nagle, jakby chlapnięcie farbą, na białej ścianie pojawiła się gruszkowatego kształtu plama w najczystszej barwie indygo”. Zafascynowany, w stanie ekstazy, wykrzyknął: „To jest kolor nieba!”.


On the Move” Sacks ukończył pod koniec 2014 r., zupełnie nie zdając sobie sprawy, że parę tygodni później dowie się, iż jest nieuleczalnie chory. Dziewięć lat wcześniej przeszedł leczenie chirurgiczne i radioterapię czerniaka oka. Guza usunięto w całości, choć Sacks utracił w leczonym oku wzrok. W styczniu 2015 r. zgłosił się do lekarza z dolegliwościami brzusznymi. Badania wykazały, że ponad połowa wątroby zajęta jest nowotworem. Biopsja potwierdziła nawrót czerniaka.


„To zależy już tylko ode mnie – napisał w przejmującym artykule na łamach »New York Timesa« miesiąc później – jak przeżyć miesiące, które mi pozostały. Muszę żyć w sposób jak najbardziej głęboki, najbardziej produktywny, na jaki mnie stać”. I dalej, pisząc o planach: „Pragnę i mam nadzieję, że w czasie, który mi pozostał, będę w stanie pogłębić przyjaźnie, będę mógł się pożegnać z tymi, których kocham, będę pisał więcej, podróżował, na ile pozwolą mi siły”.
W kilku dalszych artykułach, które ukazały się w amerykańskiej prasie, pisał z tą samą szczerością i brakiem patosu o chorobie, która dawała mu się coraz bardziej we znaki: o nudnościach, utracie apetytu, dreszczach i obezwładniającym zmęczeniu. I o leczeniu, embolizacji wątroby i immunoterapii. Przy tym wszystkim wspomniał jednak o książkach, które kończy, i o pływaniu, którego nie zaniechał.


Rano, w niedzielę 30 sierpnia, Oliver Sacks zmarł w swoim mieszkaniu na Manhattanie. Jak sam kiedyś pisał: „Kiedy ludzie umierają, nie da się ich zastąpić. Pozostawiają po sobie dziury, których nie można wypełnić, jako że naszym losem – tym zapisanym w genach i synapsach – jest być samym sobą, odnaleźć swoją drogę, żyć swoim życiem, umrzeć własną śmiercią”.


W medycynie, w której dziś celebruje się wielką statystykę i metaanalizy danych, a zapomina o indywidualnym doświadczeniu choroby, scheda Sacksa wydaje się być zawarta w odkrywaniu tego, co drobiazgowe i z pozoru nieistotne. W uważnym i pełnym troski wysłuchiwaniu rytmu opowiadanych historii. W idiosynkratycznych związkach nauki z narracją.


Sacks powiedział o sobie, że pisanie to dla niego „zapora przeciwko chaosowi”. „Muszę pisać, żeby w taki lub inny sposób dojść do porozumienia z doświadczeniem”. ©

Autor jest lekarzem, absolwentem Collegium Medicum UJ. Staż i podspecjalizację w zakresie leczenia bólu i opieki paliatywnej robił w USA. Pracuje w Instytucie Onkologii Fox Chase przy Uniwersytecie Temple w Filadelfii.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 37/2015