Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Poważniejszy przypadek źle ulokowanego optymizmu to nadmiar wiary w ludzi. Znamy filozofów, którzy takim nadmiarem zaufania grzeszyli (przede wszystkim socjalistów utopijnych), ale w życiu codziennym jest to nie tylko błąd intelektualny, ale i wada pospolita. Albowiem nie trzeba być pesymistą lub malkontentem, żeby zdać sobie sprawę z tego, że - aby cokolwiek sensownego uczynić w skali rodziny czy społeczności lokalnej - trzeba postępować umiejętnie. Postępować umiejętnie to znaczy - brutalnie mówiąc - dokonywać umiarkowanych manipulacji. Podsuwać różnym osobom odmienne racje, które mogą je skłonić do naszego zdania, czasem oferować wielkie nadzieje, a czasem trochę straszyć. Nie jest to makiawelizm dla ubogich - pomijając fakt, że Machiavelli był wielkim i mądrym pisarzem politycznym - lecz rozsądne zdawanie sobie sprawy z tego, że ludzka natura daleka jest od doskonałości i że, jeżeli chcemy cokolwiek spowodować, musimy w różnych okolicznościach i wobec różnych ludzi stosować odmienne sposoby argumentacji lub zachęty.
Optymista to ten, kto ma dobry pomysł (załóżmy), ale zupełnie nie interesuje się sposobami, jakimi trzeba się posłużyć, żeby ten pomysł zrealizować. Opiera się bowiem na przekonaniu, że kiedy ludzie zdadzą sobie sprawę, jak dobry jest jego pomysł, natychmiast i bez wahania przystąpią do jego realizacji. Optymizm w takiej wersji jest, podobnie jak pesymizm, pewną, bardziej może szlachetną, odmianą głupoty.
Natomiast w życiu zawodowym optymizm bywa wręcz szkodliwy. Łatwo bowiem powoduje takie zachowania, które nie uwzględniają tego, że jeżeli coś złego może się ewentualnie zdarzyć, to prawdopodobnie się zdarzy. Innymi słowy, optymista uważa, że jakoś to będzie, a nic ani "jakoś", ani "samo" się nie dzieje. Optymista jest zatem w gruncie rzeczy leniwy, liczy bowiem na to, że sprawy potoczą się właściwie bez odpowiedniego wkładu pracy. Każdy, kto kierował najmniejszą nawet grupą ludzi, wie doskonale, że jednym z najtrudniejszych problemów jest to, że ma do czynienia z ludźmi, którzy są osobami, czyli istotami wyposażonymi w uczucia i mają rozmaite, czasem trudne do przewidzenia cechy psychiczne. A to sprawia, że nie można nimi kierować tak, jakby to były roboty. Tylko tradycyjny, dziewiętnastowieczny, manchesterowski kapitalizm traktował jednostki tak, jakby nie miały ani duszy, ani psychiki. Dzisiaj jest to już niemożliwe. We współczesnej gospodarce wolnorynkowej szuka się wielu sposobów na to, żeby pracownicy czuli się doceniani i traktowali firmę jak rodzinę; czasem działania takie posuwane są do granicy śmieszności. Jednak trzeba rozumieć, że ma się do czynienia z ludźmi, dla których odczucia i reakcje niekoniecznie w pełni racjonalne są bardzo ważne.
Optymista zatem jest radykalnym racjonalistą, chociaż najczęściej jego racjonalizm jest oparty na błędach w obserwacji świata. Jest jednak racjonalistą, bowiem wierzy nie tylko w to, że słuszną sprawę wszyscy bez wahania poprą, ale także w to, że doskonale wiadomo, co jest słuszne. I wtedy optymizm zamienia się w pychę.