Operacja dezinformacja

Popularny rosyjski portal internetowy InoSMI opublikował w minionym tygodniu artykuł o wydźwięku skrajnie antyukraińskim, przedstawiając go jako tłumaczenie tekstu z... Tygodnika Powszechnego. Tymczasem tekst taki nigdy się w TP nie ukazał. Zdaniem polskich ekspertów ds. Rosji nie była to pomyłka, ale celowe działanie.
  • Wersja angielska (english version)

- Dlaczego piszecie takie rzeczy?! - pytali nas w miniony czwartek 17 marca kolejni przyjaciele z Ukrainy. Dzwonili od rana, z godziny na godzinę coraz częściej, bo w rosyjskim serwisie internetowym przeczytali artykuł, rzekomo z "Tygodnika", opatrzony naszym logo i nawet z datą publikacji. Autorem tekstu był Marian Kałuski. Tytuł tekstu brzmiał jak wyzwanie: "Porozmawiajmy o Ukrainie otwarcie".

Sprawdziliśmy. Faktycznie, na stronie głównej portalu www.inosmi.ru obok logo "TP" i fotomontażu - wyjątkowo niekorzystnego zdjęcia zniszczonej dioksynami twarzy Wiktora Juszczenki z polskim orłem w tle - zamieszczono tekst zawierający np. takie tezy: "Polska powinna robić wszystko, aby nastąpił podział Ukrainy".

InoSMI to duży i poważny portal, popularny wśród Rosjan, Ukraińców i Białorusinów zajmujący się monitorowaniem zagranicznej prasy i tłumaczeniem na rosyjski jej artykułów. Korzysta z niego wiele osób na obszarze byłego ZSRR.

Dlaczego ktoś dokonał takiej manipulacji? I czy był to przypadek?

Zadzwoniliśmy do moskiewskiej redakcji InoSMI. Odsyłani od jednej osoby do drugiej, próbowaliśmy przekonać kolejnych rozmówców, że taki artykuł nigdy nie ukazał się w "Tygodniku". Że, owszem, ktoś "wrzucił" taki tekst, ale jedynie jako komentarz internauty na forum portalu Onet.pl (z którym "Tygodnik" od kilku lat współpracuje). Jest oczywiste, że komentarze użytkowników internetu, umieszczane pod rozmaitymi tekstami, nie są głosem pisma. Forum opatrzone jest informacją, że publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników.

Mimo kolejnych telefonów zmieniający się po drugiej stronie słuchawki Rosjanie upierali się, że mieli prawo zaprezentować ten tekst jako naszą publikację, i że nie usuną logo "TP". Mimo że - jak podkreślaliśmy - jest to manipulacja i dezinformacja. Dopiero pod wieczór, po kolejnych kategorycznych żądaniach - a może raczej po tym, jak do moskiewskiej redakcji zaczęli w tej sprawie wydzwaniać koledzy z innych mediów polskich i ukraińskich - InoSMI zdjął logo "Tygodnika" Ale fotomontaż i sam tekst pozostały, tyle że opatrzone... innym logo (tym razem jako źródło pochodzenia tekstu podano portal Wirtualna Polonia, publikujący głównie teksty skrajnie prawicowe).

Tekst Kałuskiego na portal InoSMI trafił nieprzypadkowo: a mianowicie za sprawą rosyjskiego MSZ. Ktoś z tego resortu podsunął go redakcji InoSMI, przedstawiając go jako materiał z "TP" - przyznał w końcu otwarcie redaktor naczelny rosyjskiego portalu w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" (z 18 marca). Nie chciał ujawnić, kto.

Skoro wiadomo, że źródłem dezinformacji był rosyjski MSZ, może warto byłoby, aby sprawą zajęło się polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych i przynajmniej poprosiło stronę rosyjską o wyjaśnienia? W końcu było to działania wymierzone w dobre imię polskich obywateli i polskiej gazety.

Tym bardziej, że tekst fałszywki z rosyjskiego MSZ do dziś krąży po internecie i został przedrukowany przez prasę rosyjską i ukraińską (np. tygodnik "Postup" ze Lwowa) jako materiał z "Tygodnika".

- InoSMI to boczny produkt portalu internetowego strana.ru, który specjalizuje się w tendencyjnym informowaniu - powiedział nam anonimowo polski ekspert ds. Rosji. - A to, co was spotkało, jest jednym z symptomów pogorszenia się stosunków polsko-rosyjskich, które zaczęło się latem ubiegłego roku.

- Najpierw w prowincjonalnych gazetach, a potem w mediach coraz poważniejszych pojawiały się publikacje nieprzyjazne Polsce - mówi dalej analityk. - To nie przypadek, bo polityka prasowa Rosji podporządkowana jest linii politycznej Kremla. W tę politykę zaprzęgnięto także internet.

Do zaostrzenia stosunków między Polską a Rosją doszło podczas Pomarańczowej Rewolucji. Do zwycięstwa demokracji przyczynili się nie tylko polscy politycy, ale także polskie media. - Ten atak na "Tygodnik", jak i inne podobne zagrywki, można potraktować jako odwet za wsparcie ukraińskiej rewolucji - ocenia polski ekspert. - To także czytelny sygnał, że polskie media są obserwowane. "Tygodnik" jest czytany uważnie, a fakt, że został nagrodzony na Ukrainie, został w Moskwie odnotowany.

W istocie, 1 marca br. "Tygodnik" - który od lat wspiera rozwój przyjaznych stosunków polsko-ukraińskich, a w ostatnich miesiącach zaangażował się w relacjonowanie Pomarańczowej Rewolucji - został nagrodzony ukraińską dziennikarską nagrodą "Złote Pióro". Teksty drukowane przez "TP" były chętnie tłumaczone i cytowane przez rosyjskojęzyczne media. Także portal InoSMI zamieszczał wcześniej tłumaczenia naszych publikacji.

Jaki był zatem cel tej dezinformacji i ataku na "TP"? Metody zastosowane w tej "operacji" były prymitywne. W końcu w dobie internetu i poczty elektronicznej można szybko wykryć taką dezinformację i jej przeciwdziałać, np. informując o niej inne media - w Polsce, na Ukrainie i w Rosji. Co uczyniliśmy.

Jednak w piątek, 18 marca, gdy zamykaliśmy to wydanie "Tygodnika" i równocześnie próbowaliśmy przeciwdziałać rosyjskiej fałszywce - dzwoniliśmy i wysyłaliśmy maile z dementi do mediów na Ukrainie i w Rosji - nagle przestała działać nasza sieć elektroniczna. Informatycy stwierdzili, że doszło do zmasowanego ataku hakersko-wirusowego na nasz serwer. Ponieważ wewnętrzna sieć informatyczna w redakcji została szybko odcięta od "świata zewnętrznego", udało się uniknąć zniszczeń. Po kilkunastu godzinach "atak" ustał, a informatykom udało się uruchomić komunikację elektroniczną.

Czy to, co stało się w czwartek, a następnie w piątek, to tylko przypadkowy zbieg okoliczności? Stuprocentowej odpowiedzi na to pytanie nie mamy (nie udało się zlokalizować źródła "ataku"). Pozostają natomiast pytania i hipotezy, których sami nie jesteśmy w stanie zweryfikować.

Zdaniem polskich specjalistów ds. Rosji jest możliwe, że był to klasyczny przykład "network-war": "wojny w sieci". Czyli, inaczej mówiąc, "atak elektroniczny" na nasz system komunikacji (bez którego żadna gazeta nie jest w stanie funkcjonować). A może nie tyle atak, co ostrzeżenie, bo gdyby miał to być faktyczny atak, "tygodnikowa" sieć komputerowa już by nie istniała.

Mogło też chodzić - tak twierdzili nasi rozmówcy - o wysondowanie i sprawdzenie, jak szybko nastąpi reakcja. W ten sposób służby rosyjskie miałyby przetestować na nas - pierwszy raz w Polsce - metodę "wojny w sieci", którą od dawna stosują na obszarze byłego ZSRR, gdzie internet odgrywa ogromną rolę jako jedyne medium całkowicie wolne i nie poddające się kontroli autorytarnych władz (i taką rolę odegrał podczas pokojowych rewolucji w Gruzji i Ukrainie, a teraz odgrywa na Białorusi).

To samo źródło twierdzi, że w Polsce działa co najmniej kilkunastu rezydentów rosyjskiego wywiadu, którzy prowadzą rozmaite działania rozpoznawcze w polskim internecie. Ludzie ci podobno nie tylko interesują się polskimi stronami internetowymi - np. tymi, które wspierają białoruską opozycję - ale prowadzą także aktywne działania, przykładowo występując na forach internetowych dużych portali (jak Gazeta.pl, Onet.pl czy WP.pl), gdzie - przedstawiając się jako polscy internauci - inicjują np. antysemickie czy obecnie antyukraińskie dyskusje bądź dezawuują publikowane w sieci teksty.

***

To, co spotkało nas w minionym tygodniu, może mieć na pewno jeden pozytywny efekt: znajomi dziennikarze z Ukrainy deklarują, że będą już ostrożniej podchodzić do informacji zamieszczanych na rosyjskich portalach.

Jak mówią polscy specjaliści zajmujący się polityką Kremla, pewne jest jeszcze jedno: że takich sytuacji należy spodziewać się coraz częściej. I że ich celem mogą być także inne polskie media, a także organizacje czy fundacje angażujące się na rzecz Ukrainy czy Białorusi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej
Publicysta, dziennikarz, historyk, ekspert w tematyce wschodniej, redaktor naczelny „Nowej Europy Wschodniej”. Wieloletni dziennikarz „Tygodnika”. Autor i współautor książek: „Przed Bogiem” (2005), „Białoruś - kartofle i dżinsy” (2007), „Ograbiony naród ‒… więcej
Dziennikarz, kierownik działów „Świat” i „Historia”. Ur. W 1967 r. W „Tygodniku” zaczął pisać jesienią 1989 r. (o rewolucji w NRD; początkowo pod pseudonimem), w redakcji od 1991 r. Specjalizuje się w tematyce niemieckiej. Autor książek: „Polacy i Niemcy, pół… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2005