Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Opel - to tradycja niemieckiej motoryzacji w postaci czystej. Od dobrych stu lat buduje auta, od 1924 r. schodzą one z taśmy. W roku 1929 - tym samym, który zapoczątkował Wielki Kryzys - koncern General Motors uratował Opla od plajty. W czasie II wojny światowej auta Opel-Blitz służyły na wszystkich frontach. Po wojnie Sowieci produkowali dalej - na bazie wywiezionej do ZSRR fabryki - markę Opel-Olympia pod własną nazwą: Moskwicz. A w młodych Niemczech Zachodnich opel-kadet stał się najpopularniejszym autem rodzinnym obok "garbusa".
Dziś Opel stoi w obliczu śmierci. General Motors, największy koncern samochodowy świata, jest - podobnie jak wiele firm motoryzacyjnych w USA - na skraju bankructwa, a ginąc, pociąga za sobą w przepaść firmę-córkę. W Niemczech w czterech zakładach Opla zagrożonych jest 29 tys. miejsc pracy; do tego dochodzą zakłady w Gliwicach. Dlatego Opel najchętniej rozstałby się z amerykańską "matką" - i zwraca się
do niemieckiego państwa z wołaniem o ratunek. Chce miliardów, w postaci gwarancji kredytowych. Państwo się waha. Jeśli pomoże Oplowi, trudno będzie odmówić później kolejnym firmom.
W ten sposób kryzys finansowo-gospodarczy zmusza do stawiania pytań zasadniczych. Po finansowej pomocy państw dla banków i udzieleniu przez państwa gwarancji dla oszczędności obywateli (mówimy o sumach idących w setki miliardów), po dyskusjach o znacjonalizowaniu instytucji finansowych powstaje pytanie: czy to jeszcze wolny rynek? W Niemczech partie koalicji rządowej spierają się: pomagać, nie pomagać, a jeśli, to jak?
Temat jest gorący, jesienią Niemcy wybierają Bundestag.
Tymczasem kryzys wgryza się w bilanse kolejnych firm, także mniejszych i zależnych od kondycji gigantów. Np. takich jak spółka "Wiegand GmbH" z miasteczka Schlotheim w Turyngii. Przedsiębiorstwo z tradycjami, od ponad stu lat produkujące części dla przemysłu samochodowego. W NRD firmę upaństwowiono, właściciele uciekli na Zachód. Po zjednoczeniu Niemiec ich syn, który tymczasem zrobił karierę jako inżynier w branży motoryzacyjnej w "starej" RFN, odzyskał rodzinną firmę. Odtąd w Schlotheim produkowano podzespoły dla koncernów: karoserie do polo, ramy okienne do golfa itd. Zakład rósł; latem 2008 r. Wiegand GmbH awansował na największego pracodawcę w mieście, a właściciel otrzymał Federalny Krzyż Zasługi. Słowem: historia sukcesu w byłej NRD.
Tradycja i sentyment do ziemi rodzinnej skłoniły kiedyś inżyniera Wieganda do tego, że porzucił dobrą posadę w "starej" RFN i ruszył "na Wschód". Firma, dzieło jego życia, dziś musi walczyć o przetrwanie: wraz ze spadkiem zleceń od koncernów spadać musi liczba zatrudnionych. Pierwsze zwolnienia zaczęły się przed Bożym Narodzeniem, potem ograniczono czas pracy, później przyszły kolejne redukcje. Z 400 pracowników latem 2008 r. dziś zostało 260.
Wieganda, który widział już niejeden kryzys, najbardziej martwi dziś bezradność decydentów. Ale porzucić wszystko i wycofać się do pięknej rezydencji w bawarskich Alpach - nie, tego inżynier Wiegand nie zrobi. Mimo że niedługo ukończy 75 lat, chce walczyć do końca.
Przełożył WP