Opcja nuklearna

Bankructwa gigantów, panika na giełdach: najczarniejszy tydzień od "czarnego wtorku" w 1929 r. zachwiał wiarę we wszechmoc niewidzialnej ręki wolnego rynku. Na ratunek tonącym muszą spieszyć podatnicy. Czy globalny kapitalizm wkracza w nową erę?

23.09.2008

Czyta się kilka minut

W niedzielę 14 września, w należącym do Lehman Brothers wieżowcu przy Siódmej Alei światła paliły się do późna. Ten bank inwestycyjny, założony półtora wieku temu przez trzech żydowskich imigrantów, przetrwał już niejeden kryzys. Ale tym razem najgorszego nie dało się uniknąć. Rano z walizkami na kółkach, dzierżąc w dłoniach kartonowe pudła, pracownicy legendarnej instytucji finansowej jeden po drugim opuszczali budynek. Świat obiegła złowieszcza wiadomość: bankructwo.

Nie do pojęcia

Do złych wiadomości pracownicy Wall Street mogli się ostatnio przyzwyczaić: w marcu nad przepaścią znalazł się Bear Stearns, który od upadku w ostatniej chwili uratowała interwencja rządu USA. Latem czarne chmury zaczęły się zbierać nad Fannie Mae i Freddy Mac. Banki te, powołane w okresie Wielkiego Kryzysu, zostały w latach 60. skomercjalizowane, ale nadal pełniły rolę instytucji quasi-publicznych, gwarantujących 80 proc. amerykańskich kredytów hipotecznych. Na początku września rząd podjął bezprecedensową decyzję o zasileniu ich kwotą 200 mld dolarów.

Być może właściciele Lehman Brothers liczyli na podobną pomoc. Najwyraźniej jednak zarząd Rezerwy Federalnej i Sekretarz Skarbu stwierdzili, że konieczne jest wysłanie wyraźnego sygnału: państwo nie posiada szkatułek bez dna, a kosztami błędnych decyzji inwestycyjnych tuzów podatnicy nie mogą być obarczani bez końca. Na Wall Street przecierano oczy ze zdumienia: upadek firmy z tak wielką reputacją zdawał się być wydarzeniem nie do pojęcia. "Faktycznie, trudno to pojąć - pisał komentator "New York Times" Joe Nocera. - Ale tak naprawdę, gdy przebrniemy przez meandry finansowych derywatów, wszystko stanie się jasne: od dłuższego czasu zaprzeczaliśmy rzeczywistości".

Toksyczna inżynieria

Pisząc o finansowych derywatach i używanym w psychologii pojęciu zaprzeczania, Nocera miał na myśli to, co na przestrzeni minionych 20 lat działo się z amerykańską gospodarką. Euforia, jaką na początku lat 90. przyniósł boom tzw. dot-comów (firm informatycznych), choć przerwana pęknięciem internetowej bańki, pod koniec dekady dała początek kolejnemu szaleństwu: boomowi na rynku nieruchomości. Umożliwiły go skomplikowane operacje na rynkach finansowych, dzięki którym banki komercyjne mogły udzielać kredytów hipotecznych osobom o niskich dochodach. Ceny nieruchomości, podobnie jak zyski wielkich banków inwestycyjnych, zaczęły piąć się pod niebiosa.

Wzrost kolejnej bańki mydlanej był możliwy m.in. dzięki poluzowaniu przepisów nadzoru bankowego i finansowego. W 1999 r. Kongres unieważnił najważniejsze postanowienia podpisanego w latach 30. aktu Glass-Seagall: zniesiono dotychczasowy podział między bankami komercyjnymi i inwestycyjnymi, i zliberalizowano przepisy regulujące działalność tych ostatnich. Na rezultaty nie trzeba było czekać. W ubiegłym roku, przeciętny bank inwestycyjny pożyczał 32 razy więcej środków niż posiadał w swych aktywach. Podobnie zachowywali się konsumenci: bezprecedensowy boom skłaniał ich do inwestycji, na które w normalnych warunkach nie mogliby sobie pozwolić.

Pieniądze i zaufanie

Upadek Lehman Brothers okazał się dopiero początkiem. Tego samego dnia światem wstrząsnęła wieść o przejęciu przez Bank of America innego inwestycyjnego giganta: Me­rrill Lynch. Na skraju bankructwa znalazła się największa firma ubezpieczeniowa świata AIG. Teraz już nie tylko na giełdach zapanowała panika. Kto będzie następny?

Czy decyzja Sekretarza Skarbu USA Henry Paulsona, który postanowił ratować AIG pożyczką w wysokości 85 mld dolarów, też była przejawem paniki? Niespełna dzień wcześniej Paulson deklarował, że o interwencji nie ma mowy. Ale AIG jest dziś krwiobiegiem globalnego systemu finansowego: prócz domów i samochodów ubezpiecza wiele z finansowych derywatów, którymi manipulują banki inwestycyjne od Szanghaju po Nowy Jork. Konsekwencje upadku AIG byłyby niewyobrażalne. Jednak mimo tej bezprecedensowej interwencji indeksy giełdowe nadal spadały na łeb na szyję.

"Meltdown" (roztopienie): takiego słowa miał użyć szef Rezerwy Federalnej Ben Bernanke podczas nadzwyczajnego spotkania w Kongresie. Miał też powiedzieć: "Jesteśmy o kilka dni od totalnej katastrofy". Bernanke, który jako profesor ekonomii Uniwersytetu Princeton przez wiele lat zajmował się Wielkim Kryzysem, był przekonany, że nadszedł moment na opcję nuklearną: wykupienie "toksycznych" wierzytelności amerykańskich banków. Przedstawiciele rządu mówią na razie o 700 mld dolarów (pesymiści twierdzą, że będzie to bilion). Jeśli Kongres zaaprobuje ów plan, na akcję ratunkową podatnicy przeznaczą prawie tyle, ile w 2007 r. wyniósł budżet Pentagonu. Sekretarz Skarbu Henry Paulson przyznał, że nie jest to dobre rozwiązanie, ale nie ma lepszych.

Bernanke miał zawrzeć założenia planu na niespełna trzech kartkach. W chwili, gdy zamykamy to wydanie "Tygodnika", brak informacji o szczegółach. Ekonomiści podkreślają, że powodzenie akcji zależeć będzie od tego, czy rząd federalny wykorzysta kryzysy do przeprowadzenia reform całego sektora finansowego. Dziś nawet najzagorzalsi zwolennicy wolnego rynku, przekonani o wszechmocy jego niewidzialnej ręki, mówią o konieczności zaostrzenia przepisów nadzoru bankowego.

Prof. Peter Morici, wykładowca szkoły biznesu przy Uniwersytecie Maryland, podkreśla w rozmowie z "TP", że konieczne są zmiany systemu wynagrodzeń w sektorze finansowym. Dziś inwestorom opłacają się nawet szalenie ryzykowne operacje: w razie sukcesu dostają ogromne premie, w razie porażki nie spotyka ich żadna kara - a to źle działa na morale społeczeństwa. "Instytucjom finansowym do działania potrzebne są trzy rzeczy: bystrzy ludzie, kapitał i zaufanie klientów - mówi Morici. - Amerykańskie szkoły kształcą wiele tęgich umysłów, kapitał można pożyczyć, ale zaufanie to coś, na co mozolnie się pracuje".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2008