Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jesienią 2008 r. renomowany praski tygodnik "Respekt" opublikował dokument z archiwum czechosłowackiej milicji, z którego wynika, że w 1950 r. student Kundera doniósł na niejakiego Miroslava Dvořáčka - rówieśnika, który zaangażował się w działalność antykomunistyczną w czechosłowackim wywiadzie na emigracji. Tego Kundera wiedzieć nie mógł, wyciągnęli to z Dvořáčka dopiero śledczy. Ale wiedział, że donosi na człowieka, który przyjechał potajemnie z Zachodu, i musiał też wiedzieć, jak władze traktują takich ludzi jak Dvořáček (o sprawie pisaliśmy w 2008 r. w "Tygodniku", tekst można przeczytać na naszej stronie internetowej).
Los zetknął wtedy Kunderę z Dvořáčkiem przypadkowo. Dvořáčkowi po przyjeździe do Pragi nie udało się skontaktować z ludźmi z antykomunistycznej inteligencji, którzy mieli mu pomóc. Zwrócił się do napotkanej znajomej z prośbą o nocleg w akademiku i zostawił u niej walizkę. Gdy wrócił, czekali na niego milicjanci. Skazany, spędził 14 lat w komunistycznym obozie pracy w kopalni uranu. Dziś dożywa swych dni w Szwecji, jest po wylewie.
"Respekt" opublikował milicyjną notatkę, że student Kundera przyszedł na komisariat, aby donieść, iż w akademiku zjawił się niejaki Dvořáček, prawdopodobnie dezerter. Publikacja wywołała poruszenie. Kundera, żyjący od 1975 r. na emigracji we Francji, to najsłynniejszy czeski pisarz. I postać dla Czechów kontrowersyjna: dawno przestał pisać po czesku, publikuje po francusku. Z ojczyzną zerwał kontakty, nie udziela wywiadów, nie przyjmuje zaproszeń. Co więcej, na długo zablokował wydawanie swych książek po czesku; dopiero dwa lata temu Czesi mogli kupić w księgarniach "Nieznośną lekkość bytu". Odbierano to jako mieszankę arogancji i lekceważenia. Stąd po publikacji "Respektu" część komentarzy nosiła znamiona Schadenfreude.
Drugi nurt komentarzy koncentrował się na wiarygodności zdarzenia z 1950 r. Podkreślano, że Kundera był wyrzucony z partii komunistycznej za nabijanie się ze zwierzchników, zatem motywacja jak u Pawki Morozowa raczej nie wchodziła w grę. Przypomniano, że dziewczyna, która zaopiekowała się Dvořáčkiem, miała narzeczonego, studenta z tego samego środowiska co Kundera. Spekulowano, że może to zazdrosny chłopak doniósł, aby pozbyć się konkurenta. Kundera w tej wersji miałby wspierać kolegę, a jego nazwisko trafiłoby do notatki przypadkiem. I ostatnia wersja: Kundera, wyrzucony z partii aktywista, nadal był szefem samorządu w akademiku. Gdy dowiedział się o wizycie dezertera, uznał, że to prowokacja, dlatego doniósł.
Sam Kundera wszystkiemu zaprzecza i twierdzi, że nie pamięta takiego wydarzenia.
Ostatnio głos zabrał Martin M. Šimečka (rocznik 1959), redaktor naczelny "Respektu". W tekście "Pokolenie mojego ojca" oskarżył sporą część czeskich elit, że debatę o komunizmie sprowadzili do czysto teoretycznych rozważań o "winie duchowej", o uwiedzeniu przez ideologię. Gorzki tekst Šimečki dotyczy także jego nieżyjącego już ojca: Milana Šimečki, filozofa i pisarza, reprezentanta pokolenia Kundery: najpierw żarliwych stalinistów, potem rozczarowanych komunistów-reformatorów, którzy doprowadzili w 1968 r. do Praskiej Wiosny, aby po sowieckiej inwazji związać się z demokratyczną opozycją skupioną wokół Karty 77.
Martin M. Šimečka wychował się w domu, gdzie brodaci mężczyźni w swetrach toczyli debaty o polityce i historii. Jako dziecko był świadkiem rewizji i ubeckiego nękania rodziców. Sam też trafił do opozycji; jako syn "tego Šimečki" był dla władz z założenia podejrzany. Ukształtowany i zauroczony przez środowisko, teraz w dramatycznym i osobistym tekście podjął rozliczenie z historią ojca i jego pokolenia, i ze stosunkiem tegoż pokolenia do przeszłości.