Ojciec Założyciel

Był myślicielem, naukowcem, publicystą. Był politykiem, wybitnym politykiem - powiedział o nim Tadeusz Mazowiecki. Polityka - uzupełnia Stefan Wilkanowicz - była dla niego tylko sposobem realizacji wizji świata, podstawowych wartości, którym był wierny.

31.07.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Jego autobiografia ideowa “Pościg za nadzieją" ukazała się w serii “Świadkowie XX wieku". Był świadkiem XX wieku nie dlatego, że niemal cały ten wiek przeżył, ale dlatego, że należał do ludzi, którzy jego historię współtworzyli. Czasem, patrząc na Stommę, myślałem, co by było, gdyby pozostał w seminarium, do którego wstąpił w grudniu 1944. Wtedy na wysokie stanowiska kościelne wybierano ludzi wybitnie zdolnych, dojrzałych i samodzielnie myślących, może więc zostałby wpływowym prałatem, biskupem, arcybiskupem, kardynałem? W końcu jednym z jego kolegów seminaryjnych był Karol Wojtyła. Jaki wtedy byłby wpływ Stommy na kształt Kościoła w Polsce?

Właśnie tego czasu dotyczy wspomnienie Jerzego Turowicza: “Wkrótce dowiedziałem się - od Stanisława Stommy - że powstała koncepcja wydawania tygodnika, zasadniczo w oparciu o dawną redakcję »Głosu Narodu«". Turowicz skontaktował się z kierującym przygotowaniami ks. Piwowarczykiem, odbyło się kilka zebrań, ale - przynajmniej według wspomnień Turowicza - bez udziału Stommy. Sam Stanisław Stomma pisze: “»Tygodnik« powstał bez mojego udziału, bo w owym czasie przebywałem w seminaryjnym zamknięciu, które zresztą podówczas było jeszcze dość luźne". Po opuszczeniu seminarium był adiunktem w Katedrze Prawa Karnego UJ, przygotowywał pracę habilitacyjną, współpracował z “Tygodnikiem" i prowadził starania o założenie miesięcznika, który, inspirowany myślą katolicką, miał się zajmować filozofią, socjologią, psychologią itp.; w roku 1946 powstał “Znak", którym do 1953 r. Stomma kierował wraz z Hanną Malewską.

Tak wyglądała formalnie obecność Stommy przy powstawaniu “Tygodnika". Jednak dla Jerzego Turowicza, który Stommę znał sprzed wojny, z “Odrodzenia", był on bodaj najmocniejszym wsparciem w fazie tworzenia kształtu pisma. Tak zresztą było i potem. Stomma, czasem wspólnie z Turowiczem, pisywał programowe artykuły wstępne: “Katolicy w Polsce Ludowej", “Apolityczność katolików", “Eksperyment polski"... Należał do wąskiego grona, które podejmowało najważniejsze dla “Tygodnika" decyzje.

Także dla Stommy “Tygodnik" był ważnym punktem odniesienia. Pamiętam z późniejszych lat jego przyjazdy z Warszawy i niekończące się dyskusje o postępowaniu władz w roku 1968 czy przygotowywanych zmianach w konstytucji PRL. Jego rolę, nie tylko w “Tygodniku", lapidarnie określił Stefan Wilkanowicz: “Był jednym z tych ludzi, którzy wymyślili koncepcję, w jaki sposób w komunistycznym ustroju katolicy świeccy mogą działać publicznie w duchu chrześcijańskim, a jednocześnie nie pozwolić się zgnieść przez władzę i jej nie ulec".

Był to teren absolutnie nowy - dlatego nie obeszło się bez pomyłek. Sam Stomma po latach krytycznie oceni niektóre decyzje, jak choćby ogłoszenie wymuszonego przez władze komunikatu po procesie Kurii Krakowskiej. W “Pościgu za nadzieją" pisze: “Dzisiaj ten tekst brzmi horrendalnie, wtedy wydawał się kompromisowy, ale znośny. (...) Ale także ten tak przykry komunikat nie ocalił »Tygodnika«. Wyszło jeszcze parę numerów i kryzys znów się powtórzył. Tym razem przyczyna była poważna: 5 marca 1953 umarł Stalin...".

Nie tu miejsce na opisywanie kolejnych wydarzeń. Droga polityczna “Tygodnika", wypracowana z udziałem Stanisława Stommy i wiodąca krawędziami kompromisu, wymagała odwagi i wyczucia moralnego granic, których przekroczyć nie można. Do historii weszły trzy non possumus Zmarłego, choć z pewnością w jego życiu było ich znacznie więcej. W 1953 r. wraz z innymi redaktorami “Tygodnika" twardo odmówił zamieszczenia pośmiertnej pochwały Stalina. W 1968 r. koło posłów Znak złożyło na ręce premiera interpelację w związku z potraktowaniem przez władze zrewoltowanej młodzieży. Aktem wyjątkowej odwagi był wreszcie samotny sprzeciw wobec projektu zmian w konstytucji, polegających na wpisaniu do niej sojuszu z ZSRR i przewodniej roli partii komunistycznej. Kim zaś był Stomma dla władz PRL, świadczy choćby fakt, że w 1953 r. władza proponowała utrzymanie “Tygodnika" pod warunkiem pozbycia się z redakcji Turowicza i Stommy.

***

Nie sposób zrozumieć historii “Tygodnika", Klubów Inteligencji Katolickiej i całego środowiska bez zapoznania się z myślą Stommy. Z wykształcenia prawnik, z temperamentu pasjonat spraw publicznych (wspomniał kiedyś, że od dziecka zaczytywał się w gazetach), był niestrudzonym badaczem historii. W jego publicystyce powtarza się często zwrot: “chciałbym zwrócić uwagę na jeden mało znany szczegół...". Umiał w tych mało znanych szczegółach, słowach, zachowaniach znaleźć klucz do zjawisk trudnych do zrozumienia. Także swoje zaangażowanie w pojednanie polsko-niemieckie podbudował ogromną wiedzą.

Hermeneutyczny klucz do myśli politycznej Stommy można znaleźć w posłowiu do “Pościgu za nadzieją": “Także tych, którzy komunizmu nie uznali i zniewoleniu umysłu się opierali, system otaczających struktur zmuszał do liczenia się ze szczególną logiką życia społecznego. Dlatego trudno było żyć w tych czasach i trudno pisać o wydarzeniach w tamtych warunkach się dziejących. Natomiast łatwo jest teraz głosić sądy proste - nie uwzględniające znamion minionego świata - i łatwo też rzucać anatemy. (...) Przeżywamy obecnie czasy namiętnych rozrachunków, które z natury rzeczy trudno trzymają się faktów obiektywnych. Respekt dla faktów i odwoływanie się do obiektywizmu ocen niechętnie są honorowane".

I dalej: “Oceny polityczne mają sens tylko w odniesieniu do określonej epoki, bo historia nie dzieje się in abstracto... Dlatego też wszelka mądrość polityczna jest zawsze, z konieczności, mądrością etapu. Zawsze to podkreślałem z naciskiem: chodzi o mądrość etapu, a więc o rozumne rozszyfrowanie sytuacji etapu i znalezienie rozwiązań w miejscu i czasie możliwych i najlepszych. Ale prawdziwa mądrość etapu nie pozwala zgubić się w szczegółach. Powierzchowna ocena bieżących zdarzeń może prowadzić na manowce. Aby sprawy dnia bieżącego rozumieć, trzeba je widzieć na długiej taśmie historii... Bieżąca chwila i wydarzenia doraźne winny być osadzone na taśmie długiego trwania (...). Mądrości etapu nie można odrywać od długiego trwania. To jest alfa i omega poprawnego politycznego działania, a także politycznej oceny i wszelkiego osądzania ex post".

Zaangażowanie Stommy w sprawy publiczne było w istocie chrześcijańskie. Niektórzy podejrzewali go o naiwność. Niesłusznie. Angażując się w życie polityczne PRL nie miał złudzeń, kim są ludzie, z którymi ma do czynienia, jednak uparcie szukał w nich śladów dobra i tego, co mogło się okazać użyteczne dla poszerzenia obszaru wolności w Polsce. Pamiętam, jak kiedyś zapewniał mnie, że i pierwszemu sekretarzowi PZPR sprawa niezależności Polski autentycznie leży na sercu.

Delikatny, wręcz nieśmiały, był człowiekiem upartym, gdy był przekonany, że działa zgodnie z sumieniem. Czasem nie zgadzał się milcząc, czasem, kiedy uznał, że trzeba, zabierał głos. Nie emocje tu decydowały, a namysł i rozeznanie sytuacji. Podziwiał ludzi odważnych i sam, mimo usposobienia nieśmiałego i organicznej odrazy do awantur, był człowiekiem niezwykle odważnym. Dużej odwagi wymagało trzymanie się drogi, która z jednej strony spotykała się z krytyką “niezłomnych", a z drugiej - wystawiała na ciosy władców PRL.

***

Kiedy już się wycofał z życia publicznego, nadal był obecny. Drogą, która wiedzie tam, gdzie wszyscy idziemy, szedł spokojnie, świadomie, pełen mądrości i pogody ducha. Wiek coraz bardziej dawał się we znaki, tracił słuch, coraz gorzej widział. Nigdy jednak nie zamknął się w świecie własnych dolegliwości i kłopotów. Ucieszył się, gdy odwiedziłem go kilka dni przed śmiercią. Na pytanie, jak się czuje, odpowiedział, że bardzo źle, a na pytanie, czy coś go boli - że tak. Tylko tyle. Wolał, jak zawsze, tematy de publicis: sprawy Polski, Litwy, Europy, świata, Kościoła i “Tygodnika". Mówił z naciskiem, że nie wolno zmarnować wielkiego dobra, jakim jest “Tygodnik".

Jeśli na jakość lat sędziwych trzeba pracować całe życie, to Stomma - trzeba to rzec - był bogaczem. W całej swej publicznej działalności nie doszedł ani do pieniędzy, ani do władzy, bo, jak sądzę, do nich nie dążył. Bezinteresowna pasja historiozofa-polityka stała się bogactwem jego ducha. Nie sposób zapomnieć światła tych ostatnich spotkań, jego ogromnej wiedzy i mądrości oraz pokoju, którym ten dom obdarzał przechodnia dzięki obecności pani Elwiry, wiernej towarzyszki drogi.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2005

Artykuł pochodzi z dodatku „Stanisław Stomma (1908 – 2005)