Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W przeszłości Izrael już dwa razy atakował obce obiekty nuklearne: w Iraku (1981 r.) i Syrii (2007 r.). Dlaczego miałby zaatakować dziś Iran, podjąć krok tak ryzykowny: atak na wielkie państwo islamskie, dysponujące jedną z największych armii Bliskiego Wschodu?
Izraelski establishment polityczny i wojskowy uważa, że uzbrojony w broń jądrową Teheran stanowiłby egzystencjalne zagrożenie dla istnienia państwa żydowskiego. Prezydent Iranu i szyiccy ajatollahowie wzywają do zniszczenia państwa żydowskiego. Iran nie uznaje Izraela, wspiera ugrupowania palestyńskie i arabskie, które sprzeciwiają się uznaniu Izraela i prowadzą z nim walkę. Choć więc Iran nie graniczy z Izraelem, to sojusznicy Teheranu - Hamas (Strefa Gazy) i Hezbollah (Liban) - są gotowi atakować izraelskie terytorium np. rakietami odpalanymi z najbliższego sąsiedztwa Izraela.
Pod tym względem poglądy elit izraelskich pokrywają się z poglądami większości przywódców i decydentów zachodnich: broń atomowa w rękach Iranu lub marionetkowych pro-irańskich ugrupowań to zagrożenie dla pokoju jako takiego. Posiadanie broni jądrowej przez mocarstwa zachodnie, Rosję, Chiny, a nawet zwaśnione Indie i Pakistan gwarantowało i gwarantuje, że te państwa nie użyją jej przeciw sobie - odstraszająco działa tu zasada MAD (ang. Mutual Assured Destruction, pewności wzajemnego zniszczenia).
Dziś, argumentują Izraelczycy i państwa zachodnie, irańscy przywódcy mogliby zignorować zasadę MAD w ferworze rewolucyjnego zapału, albo też udostępnić broń jądrową terrorystom. Maleńkie terytorium Izraela, zaatakowane nawet przez jeden lub dwa ładunki jądrowe, zostałoby jeśli nie całkowicie zniszczone, to skażone na tyle, że przywrócenie normalnego życia państwa i społeczeństwa po takiej katastrofie nie byłoby możliwe.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego Izrael robi, co może, by oddalić perspektywę atomowego arsenału w Teheranie. Od mniej więcej 40 lat Izrael jest jedynym państwem atomowym na Bliskim Wschodzie. Choć Tel Awiw tego nie potwierdza, przyjmuje się, że ma około dwustu głowic nuklearnych. To gwarantuje mu strategiczną przewagę nad sąsiadami.
Atomowy Iran stanowiłby też zagrożenie dla bezpieczeństwa USA i całego Zachodu. Co ciekawe, faktycznymi sojusznikami Izraela przeciw Iranowi są arabskie państwa sunnickie w Zatoce Perskiej, głównie Arabia Saudyjska i (na razie) Egipt, które nie życzą sobie ekspansji wrogiej, szyickiej wersji rewolucyjnego islamu. Dlatego przywódcy zachodni i (liczni) arabscy są zgodni, że trzeba zrobić wiele, by powstrzymać zbrojenia jądrowe Iranu.
Oficjalnie Amerykanie nie odrzucają możliwości ataku zbrojnego, ale czynią to raczej w celu wywarcia presji psychologicznej na polityków i duchownych irańskich. Operacja przeciw Iranowi nie daje gwarancji, że zbrojenia zostaną powstrzymane. Iran prowadzi tajne badania w wielu miejscach, zbombardowanie wszystkich może być nierealne. Możliwość odwetu irańskiego w postaci atakowania baz wojsk USA w Zatoce Perskiej, ataku na Izrael, blokady transportu ropy z Zatoki Perskiej - to hamulce, które powstrzymują Stany przed akcją zbrojną.
Ale nie można wykluczyć, że Izrael, USA, koalicja międzynarodowa, nawet sąsiedzi Iranu na współpracę, także podczas ataku zbrojnego, jednak się zdecydują. Międzynarodowa koalicja przeciw Iranowi miałaby dużo większe szanse powodzenia. I dlatego nikt dziś nie wie, czy atak jednak nie nastąpi.
A poza tym: uderzenie nie może nastąpić w chwili zdobycia broni jądrowej przez Iran, musi być przeprowadzone tuż przed tym momentem. Izraelscy politycy przyznają, że ten moment właśnie nadchodzi.
JACEK STAWISKI jest międzynarodowym komentatorem telewizji TVN 24, stale współpracuje z "TP".