Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tak kiedyś, w jakimś kazaniu u warszawskich Wizytek, powiedział ksiądz Jan Twardowski. Jego kazania zwykle były i poważne, i trochę zabawne. Teraz, kiedy on sam "odszedł przez grzeczność i ustąpił miejsca innym", to kazanie jest już tylko poważne.
Miejsca, które "przez grzeczność ustąpił innym", nikt inny nie zajmie. Mamy wprawdzie wielu księży i wielu poetów, mamy całkiem sporo księży-poetów, jednak miejsce księdza Twardowskiego zawsze będzie jego. Mało któremu poecie (a już chyba żadnemu księdzu-poecie) udało się zająć tak wiele miejsca w sercach i myślach ludzi. Księdzu Twardowskiemu udało się to bardzo dawno temu. Mam np. przepisany na maszynie (!) i zgrabnie oprawiony tomik jego poezji. Na stronie tytułowej: "Przepisane ze zbiorku: »Znaki ufności« i z zamieszczonych w »Tygodniku Powszechnym«. Wrocław - luty 1977 J.M.". 115 stron. Kim jest J.M., który to zebrał i przepisał? Nie wiem, nie pamiętam. Mam też tomik "W kolejce do nieba", przepisany na maszynie i powielony w Warszawie w roku 1980. Otwierają go wiersze po raz pierwszy wydrukowane w "Tygodniku" na Wielkanoc 1946: "Piosenka z Powstania", "Nocą klękasz..." i "Kolumna Zygmunta". Pod tymi wierszami ręcznie dopisana data: 1944.
---ramka 406113|lewo|1---Tak się tworzyło jego miejsce. Na powielaczu, na maszynie, w "Tygodniku", w niewielkich nakładach... radośnie witane, poszukiwane, czytane. Wielkie nakłady, dawnych i nowych wierszy, coraz staranniej i ładniej wydawane, to kwestia ostatnich piętnastu lat. Tym wydaniom od początku towarzyszyła i towarzyszy wielka fala zainteresowania jego poezją. Kiedy na początku lat 90. stał się już łatwo dostępny, ksiądz Twardowski przecież był obecny. Czytany, przepisywany, powielany, cytowany i kochany.
Co on sam sądził o swojej twórczości? "Jeden z moich profesorów powiedział mi kiedyś: - Cokolwiek napiszesz - jedni powiedzą, że to, co napisałeś, jest dobre, inni, że takie sobie, jeszcze inni, że do niczego - i wszystkie oceny będą słuszne". On naprawdę tak myślał. Tekst (kazanie?), z którego pochodzi to wspomnienie, nosi tytuł "Autoironia". Tak, miał do siebie dystans. Co myślał o swoim niebywałym sukcesie wydawniczym? Odnosiłem wrażenie, że wciąż się nim dziwił, chociaż i oczywiście cieszył. "Wciąż chcę pisać lepiej - wyznawał w czerwcu 2005. - W dzisiejszym świecie spotykamy się z twórczością cenionych nieraz umysłów, zarażonych jednak rozpaczą i niewiarą. Wiersz religijny może się wydać za słaby, zbyt zagłuszony. Ale odbiorca jest, odbiorca, który szuka nadziei, prawdy, autentyzmu i nie idzie za tym, co modne. W świecie niewiary próbuję więc mówić o wierze, w świecie bez nadziei - o nadziei, w świecie bez miłości - o miłości".
Twórcze założenia? Może raczej próba wyjaśnienia zagadki tego niesłabnącego powodzenia i zainteresowania. Wciąż chciał "pisać lepiej". Pisał coraz prościej, coraz oszczędniej. Czytelnicy, choć były to kolejne pokolenia, znajdowali w tym pisaniu wypowiedzenie tego, co gdzieś w głębi serca czuli, ale nie potrafili wyrazić. Jakim cudem ksiądz Jan to potrafił? Może kluczem jest kilka słów z wiersza "Powrót":
Odejść od świata - zanurzyć się w Bogu
a potem znowu być tutaj z powrotem
aby powiedzieć - Już widzę odwrotnie.
Bo właśnie "zanurzenie się w Bogu" ma taki skutek, że widzi się "odwrotnie", małe i zwyczajne okazuje się wielkie i nadzwyczajne, a to, co zwykle jest traktowane ze śmiertelną powagą - zaczyna rozśmieszać, na przykład dogmatycy, którzy "hałasują po łacinie", czy kaznodzieje, co "reperują głośnik, żeby ich lepiej było słychać".
***
Często, kiedy ktoś taki jak ksiądz Jan umiera, mówi się, że był święty. Inaczej z nim. Kiedy po raz pierwszy w życiu, wiele, wiele lat temu, zobaczyłem księdza Twardowskiego, już wtedy... Staliśmy z ks. Bronisławem Bozowskim zatopieni w rozmowie na placyku przed wizytkami i nagle usłyszałem za sobą grzechot starego roweru. Ks. Bozowski powiedział: "patrz, patrz, przejechał święty". Tak więc, zanim go poznałem, już wiedziałem. Od sąsiada zza ściany, a tacy się nie mylą. On siebie nigdy tak nie traktował. Kończąc wiersz o spowiedzi "wielkich grzeszników", którzy "na błysk jeden przyklękną i wypłaczą się jednym tchem", napisał: "byłem z nimi, klękałem, wiem".
Jan Paweł II o księdzu Twardowskim, którego dobrze znał: "Tylko On jeden tak pisze i tak przez swoją poezję prowadzi ludzi do Pana Boga".
Z poetką Anną Kamieńską uczył się poezji, z profesor Anną Świderkówną zgłębiał tajniki Biblii. Prostoty uczył się od św. Tereski:
Takiego wiersza dziś się nie drukuje
trzyma się go w gołym sercu
jak pierwszą miłość i dwóję
niemodny jak stary Syrokomla
ale nie kłamie
mała święta Tereska
uczy się takich na pamięć.
Przywykliśmy do obecności księdza Twardowskiego, do tego, że wciąż dostajemy coraz nowe (także zresztą i dawne) jego wiersze. Dopiero teraz, kiedy go już nie ma, odkrywamy, że od tej pory tak nie będzie. Przemawiał jako ktoś bliski, znajomy, przyjaciel i tak był odbierany przez miłośników jego poezji. A on w przyjaźniach był niezłomnie wierny. Myślę o tym, wspominając nasze ostatnie spotkanie. Był już słaby, jeszcze nie chory. Ubrany, ale leżał, ja siedziałem opodal i tak toczyła się nasza rozmowa. Zapamiętałem z niej wątek, do którego ksiądz Jan wracał kilkakrotnie, że koniecznie musi do "Tygodnika" napisać o Jerzym Turowiczu. Mówił, że ma wobec niego dług wdzięczności, lecz nie mówił, jaki, upewniał się (!), czy na pewno zechcę to wydrukować.
W przyjaźni dla nas też był wierny. Wiele lat dbał o to, by przynajmniej raz w roku plik swoich nowych wierszy nam wysłać. Ale nie tylko to... Kiedyś, może dziesięć lat temu, spotkałem księdza Jana na powązkowskim cmentarzu. Siedział na jakimś grobie i odpoczywał. Zatrzymałem się i, jak bywa wśród księży, zaczęliśmy mówić o kościelnych dostojnikach, nie za bardzo dostojnie. Ksiądz Twardowski dość sceptycznie jednego z nich oceniał, na co zaprotestowałem, informując, że ten dostojnik jest, może niezbyt jawnym, przyjacielem "Tygodnika". - Wobec tego zmieniam zdanie - oświadczył z całą powagą i czułem, że rzeczywiście je zmienił. Chciał być przyjacielem i naszych przyjaciół...
O Jerzym Turowiczu już nie napisał.
***
wszystko co się kończy jest za krótkie
ale zegarek stary racjonalista
nie ogląda się na wieczność
liczy dalej dokładnie tylko pojedyncze sekundy
których nie ma.
("Czas")