Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Obawiano się tego od dawna - Jobs ciężko choruje. Podczas długich urlopów zdrowotnych zastępował go Tim Cook i to on pokieruje teraz koncernem.
Apple to wielka firma, tylko naftowy Exxon wart jest więcej. Jednak znaczenie zeszłotygodniowej wiadomości wykracza poza ekonomię. Szczupłego mężczyznę, zawsze ubranego w jeansy i czarny półgolf, żegnano jak ustępującego przywódcę państwa lub religijnego lidera. W komentarzach padały słowa, których raczej nie dałoby się powiedzieć o żadnym ze współczesnych polityków. "Charyzma", "wizjoner" i "sukces" należały do najczęstszych.
W 1976 r. Jobs wraz ze Steve’em Wozniakiem (oczywiście w garażu i oczywiście w Kalifornii) stworzyli komputer Apple I, pionierski model w drewnianej obudowie. Od tego czasu minęła cała epoka, niczym od samolotu braci Wright do Dreamlinera, a Steve Jobs wciąż wyprzedzał peleton. Zaskakiwał, zdumiewał, wyznaczał nowe kierunki. Od pierwszych komputerów osobistych po inwazję smartfonów i tabletów - wdrażanie nowych technologii zaczynało się od Apple’a.
Przez te lata Jobs zasłynął także jako obdarzony świetnym gustem perfekcjonista i miłośnik minimalistycznego dizajnu. Swego odwiecznego konkurenta zmiażdżył kiedyś stwierdzeniem: "Jedyny problem z Microsoftem - oni w ogóle nie mają smaku".
Legendarny prezes odchodzi w chwale. Spółka z Cupertino nigdy nie była potężniejsza niż dzisiaj. Sukces tym większy, że osiągnięty w czasie, gdy kryzys podkopuje naszą wiarę w wolny rynek, a eksperci ogłaszają upadek amerykańskiego mitu...
Firma Apple zapewne sobie poradzi, ale Ameryka i świat pilnie potrzebują nowych Jobsów.