Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli jednak dzisiaj wciąż słychać głosy wieszczące koniec chrześcijaństwa, to nie wystarczy stwierdzić, że stół nasz jest pusty, bukłaki na wino i stągwie na wodę wyschłe. Nie ma też co liczyć na cud, bo taka wiara tylko wydłuża czekanie. Z opowiadania o weselu w Kanie Galilejskiej wynika, że do zaistnienia cudu potrzebny jest nie tylko Bóg, ale, i przede wszystkim, człowiek, który wreszcie ruszy się z miejsca, w którym utknął wraz z innymi, sięgnie po wiadro i naczerpie wody. Natomiast Bóg, który nigdy przecież w przeszłości nie wycofał swoich udziałów w przedsiębiorstwie zwanym Kosmosem, dotrzyma słowa, umowy, przymierza i sprawi, że człowiek potrafi więcej, niż sam mógł przypuszczać.
Jeśli w naszej Kanie zamiast weselnej radości zaczyna panoszyć się melancholia i tęsknota za minionymi czasami, jeśli, miast uczty weselnej, coraz częściej odnosimy wrażenie uczestniczenia w stypie pogrzebowej, to może dlatego, że gdzieś po drodze dotychczas dobre wino kościelnej Tradycji utraciło swój smak. Przestraszyliśmy się tej straty i strach nie pozwala nam na odwagę spojrzenia w przyszłość. Jednym słowem, odebraliśmy sobie samym odwagę wierzenia, że mój, nasz Bóg jest Bogiem wszystkich i wszystkiego, a więc Bogiem historii, tej jutrzejszej przede wszystkim. Trzeba, żeby wróciła do nas wiara, że nawet wtedy, gdy bardzo smakuje nam dzisiejsze wino, to naprawdę "dobre wino", najwyborniejsze z wybornych, na naszym stole, a więc i nawet na ołtarzu, jeszcze nie gościło.
Tak więc Jezus, a za Nim Ewangeliści i Apostołowie zaczynają pisać Dobrą Nowinę o Bogu i człowieku, o świecie nie krwią, ale winem. Również wtedy, gdy krew się poleje, to dla ratowania wina, czyli ratowania ludzkiego szczęścia, szczęścia aż wiecznego. Dlatego prawda o męce i śmierci Jezusa nie wyczerpuje się ani tym bardziej nie sprowadza do ofiary, do zadośćuczynienia za grzechy. Jest czymś więcej, wyznaniem miłości, jakie Bóg składa człowiekowi. Te Boże oświadczyny i zaręczyny, jak też zaślubiny i to Bożo-ludzkie małżeństwo, przechodzi oczywiście różne koleje losu, przechodzi przez różne dole i niedole, ale nawet po najbardziej brutalnej awanturze z Bogiem On nas od swego stołu, który wciąż jest weselnym stołem, nie odsuwa. Przeciwnie, zazdrośnie tego miejsca strzeże.