Obywatel Moretti

Od wielu zaabsorbowanych sobą autorów kina odróżnia go brawurowa autoironia. I nieudawane zaangażowanie w sprawy tego świata.

18.07.2016

Czyta się kilka minut

Nanni Moretti w „Dzienniku intymnym” / Fot. nowehoryzonty.pl
Nanni Moretti w „Dzienniku intymnym” / Fot. nowehoryzonty.pl

Sympatyk lewicy, który nakręcił sympatyczny film o papieżu. Filmowy samouk, który stał się jednym z czołowych w Europie intelektualistów kina. Najbardziej włoski ze współczesnych włoskich reżyserów, a zarazem zagorzały krytyk tego, co dzieje się w jego ojczyźnie – po obu stronach barykady.

Nanni Moretti, twórca „Dziennika intymnego”, „Pokoju syna” czy „Habemus papam”, od czterdziestu lat pisze swój filmowy, rozpisany na różne głosy dziennik. Przyjedzie do Wrocławia na Festiwal Nowe Horyzonty (21-31 lipca), by zaprezentować pełną retrospektywę swego kina i, podobnie jak Carlos Saura, Andriej Konczałowski, Agnieszka Holland, Cristian Mungiu czy Petr Zelenka, poprowadzić lekcję mistrzowską.

Katalog słabości

„Jestem samowystarczalny” – brzmiał tytuł nakręconego za własne pieniądze debiutu z 1976 r., traktującego o samotnym ojcu i neurotycznym aktorze awangardowego teatru. Dziś Moretti mógłby, tym razem już bez ironii, powiedzieć to samo o sobie: jako reżyser, scenarzysta, aktor, producent, dystrybutor i kiniarz w jednym. Niezależność twórczą zapewnia mu od 1987 r. jego firma Sacher Film oraz współwłasne, mieszczące się na Zatybrzu kino Nuovo Sacher. W tych nazwach kryje się rzekoma słabość reżysera do wiedeńskiego tortu, Moretti woli jednak inne skojarzenia – z von Sacher-Masochem. Bo masochistami można by nazwać wielu spośród jego bohaterów. Tych, co zadręczają się odpowiedzialnością, miotają się pomiędzy życiem osobistym a zawodowymi powinnościami, zagubionych w gąszczu przypisanych im ról.

Tak było w filmie „Idźcie, ofiara spełniona” (1985), gdzie Moretti wcielał się w postać młodego księdza, który mimo najlepszych chęci nie potrafi pomóc ani wiernym, ani swoim bliskim, a co gorsza, nie pozwala pomóc sobie. Don Giulio czuje się osamotniony w coraz bardziej zeświecczonej włoskiej rzeczywistości i tkwi w niedojrzałej relacji z własną matką. Lekko masochistyczny rys miał także psychoanalityk z „Pokoju syna” (2001), który puste miejsce po swym zmarłym dziecku próbował wypełnić pretensjami – wobec siebie, wobec innych, ale także wobec religii i psychoanalizy, które w dramatycznej chwili nie były w stanie podpowiedzieć mu, jak żyć. W najnowszym filmie „Moja matka” jedna z ulubionych aktorek reżysera, Margherita Buy, stworzyła portret kobiety pod presją, która kręcąc politycznie zaangażowany film, jednocześnie traci kontakt z własnym życiem. Jeśli każda z tych postaci nosi w sobie jakąś cząstkę samego reżysera, to wspomnianą wyżej samowystarczalność należałoby jednak zakwestionować. Moretti, porównywany często z Woodym Allenem, w bardziej otwarty sposób rozlicza się na ekranie ze swych licznych słabości – jako człowiek, filmowiec i obywatel.

Manifesty i kontrmanifesty

Już we wczesnych filmach Moretti zajmował zdecydowane polityczne stanowisko, nie kryjąc rozczarowania postawą rodzimej lewicy, zwłaszcza po zabójstwie Alda Moro i śmierci szefa Włoskiej Partii Komunistycznej Enrica Berlinguera. Nastroje te wyrażał świetnie „Czerwony lobik” (1989), kręcony na Sycylii w przededniu upadku muru berlińskiego. Zwariowana opowieść o komunistycznym polityku i zawodniku piłki wodnej, który traci pamięć w wypadku samochodowym, stała się gorzkim rozrachunkiem z tożsamością włoskich komunistów, oskarżeniem ich o zbiorową amnezję. Wkrótce potem w dokumencie „Rzecz” (1990) Moretti na gorąco rejestrował zmiany, jakie w nowej sytuacji geopolitycznej musiały dokonać się we włoskiej lewicy.

Mając serce po lewej stronie, dostrzegał też, jak bardzo tak zwana lewicowa twórczość bywa odklejona od problemów zwykłych zjadaczy chleba i do jakich absurdów może prowadzić usilna próba zasypania tej przepaści. Dał temu wyraz już w komedii „Złote sny” (1981), gdzie grany przez niego młody postępowy reżyser, by się uwiarygodnić, musi przetestować swe najnowsze dzieło na... robotniku, pasterzu i gospodyni domowej. Krytyczno-prześmiewcze apogeum osiągał film w scenie telewizyjnego talk-show, w którym dwóch artystów kina bierze udział w prymitywnym pojedynku na słowa, pięści i sprośne wyznania. Istny turniej garbusów.

Mówi się, że Moretti przewidział wówczas erę rozpasanej włoskiej „wideokracji” i wulgarnej estetyki narzuconej przez medialne imperium Silvia Berlusconiego. Ćwierć wieku po „Złotych snach” nakręci film, który bezpośrednio uderzy w karykaturę liberalnej demokracji. „Kajman” opowiada o perypetiach producenta filmowego, który próbuje sfinalizować poważny film o Berlusconim, wymyślony przez nikomu nieznaną debiutantkę. Moretti zrobił z tego komedię polityczną, wykorzystującą formułę „filmu w filmie” oraz autentyczne archiwalia telewizyjne. Podobnie jak bohaterowi „Kajmana”, nie udało mu się przekonać do swego projektu publicznej telewizji RAI. Film powstał w dużej mierze za pieniądze francuskie i stał się politycznym manifestem. Obok znanych aktorów (Michele Placido, Jerzy Stuhr) w pomniejszych rolach zagrali czołowi dziś twórcy włoskiego kina, jak Paolo Sorrentino („Wielkie piękno”) czy Matteo Garrone („Gomorra”). Film wszedł na ekrany tuż przed wyborami 2006 r., przyczyniając się do przechylenia szali zwycięstwa na rzecz lewicowca Romana Prodiego.

Człowiek na vespie

Człowiek, filmowiec i obywatel najlepiej dopełniały się u Morettiego w „Dzienniku intymnym” (1993) i „Kwietniu” (1998) – filmowych esejach o sobie samym. Pierwszy, nakręcony w roku czterdziestych urodzin reżysera, był pamfletem na gnuśną, infantylną i coraz bardziej skorumpowaną Italię, ale wyrażonym w formie cudownie lekkiej. Pierwsza część to przejażdżka vespą po współczesnym, zmieniającym się na niekorzyść Rzymie, następnie Moretti odwiedza wyspiarską prowincję, gdzie wszyscy, z profesorami włącznie, oglądają tasiemcową „Modę na sukces”, by w części trzeciej zwrócić kamerę całkowicie na siebie i opowiedzieć o własnych zmaganiach z rakiem. Osobisty ton filmu ani na chwilę nie przekraczał granicy ekshibicjonizmu, za to widz mógł bawić się zgadywaniem, gdzie kończy się dokumentalny zapis, a zaczyna się inteligentne zmyślenie.

Jeszcze bardziej brulionowy, kręcony bez scenariusza „Kwiecień” odtwarzał podwójnie ważny dla Morettiego czas: przygotowania do narodzin syna Pietra oraz kampanię wyborczą, która miała odsunąć prawicę od władzy. Zmagania świeżo upieczonego ojca z zaangażowanym dokumentalistą świetnie wyrażała scena z niemowlakiem targającym wycinki prasowe rozrzucone po całym pokoju. Bohater zwany Morettim uwalniał się w końcu od roli kronikarza politycznych przemian. W jednej ze scen jadąc na ulubionym skuterze, rozsypuje gromadzone przez lata skrawki gazet, po czym wraca do zwykłego życia, by cieszyć się ojcostwem i nakręcić musical o trockistowskim ciastkarzu z lat 50. Jeszcze większą woltę wykona „prawdziwy” Moretti, którego następnym filmem będzie całkowicie apolityczny „Pokój syna”, lecz kilka lat później reżyser powróci z werwą do swej obywatelskiej funkcji we wspomnianym „Kajmanie”.

Elegie

Brawurowa autoironia była zawsze tym, co odróżniało go od wielu zaabsorbowanych sobą autorów kina. Widać jednak, że wkraczający w siódmą dekadę reżyser stanął wobec nowych pytań i zaczął zabarwiać swoje filmy coraz bardziej melancholijnym tonem. W „Mojej matce” opowiadając o umieraniu, ma świadomość końca pewnej kulturowej formacji, uosabianej przez uczącą łaciny tytułową bohaterkę, wzorowaną na zmarłej wcześniej matce reżysera. W tym samym filmie, podobnie jak w „Pokoju syna”, twórca deklarujący dystans wobec religii szuka własnego sposobu przeżywania żałoby. Dowód na nieśmiertelność duszy odnajduje w śladach obecności nieżyjących w życiu innych, często całkowicie obcych ludzi. Nawet pogodne „Habemus papam” gdzieś podskórnie skrywało gorzką opowieść o tym, jak trudno pogodzić bycie autorytetem i życie w zgodzie z samym sobą – problem księdza z „Idźcie, ofiara spełniona”, psychoterapeuty z „Pokoju syna”, reżyserki z „Mojej matki”. A zapewne też i Morettiego, którego polityczna aktywność i filmowa wielofunkcyjność tudzież liczne festiwalowe trofea zamieniły w żywy pomnik włoskiej kultury.

Wiele lat temu w „Złotych snach” zmaterializował własny koszmar – reżysera i właściciela niszowego kina, który sadza na widowni manekiny, by nieliczni na sali widzowie mieli poczucie bycia w grupie. Dziś Moretti nie musi się lękać, czy widownia się zapełni, szczególnie na wrocławskich pokazach. Będzie też okazja, by poznać bliżej niespotykany w Polsce gatunek filmowego twórcy, który nie boi się ubrudzić bieżącą polityką, ale też nie pozwala wykorzystywać się żadnym siłom, bo wypowiada się przede wszystkim we własnym imieniu. ©


16. MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL FILMOWY T-MOBILE NOWE HORYZONTY, Wrocław, 21–31 lipca 2016 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2016