Objazd wieczny

Im dalej w rusztowania, tym jaśniej widać, że remont stał się nieodłączną składową ducha narodowego. Oto nowoczesna emanacja powszechnego na tych szerokościach geograficznych poczucia nietrwałości: remont nie kończy się, tylko ewoluuje w inne remonty.

28.06.2011

Czyta się kilka minut

/ fot. Marek K. Zalejski /
/ fot. Marek K. Zalejski /

Szanowni obywatele!

Informujemy, że trwają remonty na stacjach w Krakowie, Warszawie, Gdyni, Wrocławiu, Tarnowie, że nadal układają tory między Legnicą a Wrocławiem, można już jechać nową obwodnicą Mrągowa; ruszyły prace przy obwodnicach Ełku i Olecka, trwa remont E7, budowa autostrady A4, modernizacja torów między Warszawą i Gdynią, oraz wiele innych. Leje się beton, sypie piach, pod Białymstokiem splantowali już teren na kolejny pas ruchu. Ze względu na remonty sparaliżowane będą największe miasta polskie. Będziecie trwać w korkach, nasłuchiwać ogłoszeń o opóźnieniach i awariach. Będziecie kląć, na czym świat stoi i szukać winnych. Będziecie chcieli wyjechać daleko i nie wrócić przez dłuższy czas. Prosimy jednak o zaciśnięcie zębów, trzymanie nerwów na wodzy oraz - jeśli to tylko możliwe - powstrzymanie się od obelg pod adresem Bogu ducha winnych pracowników niższego szczebla. Z tego chaosu wyłania się już bowiem ziemia obiecana - wygodny, dobrze zorganizowany kraj, z pasmami autostrad, pociągami z wychylnym pudłem, nowymi torowiskami i festiwalem dobrze pomyślanych estakad.

Michał Olszewski w rozmowie z Grzegorzem Chlastą w radiu Tok FM

Taki mniej więcej komunikat układam w głowie, przejeżdżając przez kraj, który, nie tylko ku mojemu zaskoczeniu, jest placem budowy w jeszcze większym stopniu niż kilka lat wcześniej. Jeśli rzeczywiście jest tak, że już niedługo nastanie dookoła inny, lepszy świat, to chciałbym zapamiętać i zanotować jak najdokładniej pejzaż, w jakim żyjemy właśnie teraz. Mężczyzn w kamizelkach odblaskowych, rozjeżdżone błoto na asfalcie, krzyże, dziesiątki krzyży na poboczach, a pod nimi znicze, wypalone i świeże; zaklejone czarnymi foliami znaki drogowe, jak symbol unieważniający rzeczywistość; ten moment spod Białegostoku, widziany późną jesienią: na środku placu budowy została wyspa brunatnej ziemi, a na niej krzyż; zwężenia jezdni, objazdy, sygnalizację świetlną; wściekłość i zmęczenie podróżnych, dzieci na poboczach, stacje benzynowe niczym oazy; i w końcu owładniętych amokiem kierowców, którzy równocześnie szukają żółtej linii, krzyczą do telefonu, słuchają radia, chcą zdążyć na czas, choć wiedzą, że zdążyć się nie da.

Polski remont dałoby się łatwiej znieść, gdyby nie fakt, że jest on rodzimą wersją południowoamerykańskich "dni bez Boga", podczas których zniesione były reguły społeczne. W czasie remontu obywatel zostaje sprowadzony do roli zbędnego elementu rzeczywistości, powiedzmy wprost: najlepiej byłoby, gdyby w trudnych dniach, kiedy pejzaż ze stanu larwalnego przechodzi w dojrzałość, obywatele siedzieli w domach. Brygadzie remontowej wolno wszystko, może np. zorganizować ruch pojazdów tak, by maksymalnie utrudnić życie podróżnym. Cel jest przecież szczytny, już starożytni zachęcali, by przez trudy dążyć do gwiazd. Nie miejmy więc pretensji o to, że znalezienie toalety na remontowanym Dworcu Centralnym jest zadaniem niesłychanie skomplikowanym, a na jednym z największych wylotowych rond Krakowa podróżny, schwytany w potężny korek, może jedynie przesuwać się metr za metrem, w nieznanym bliżej kierunku, pozbawiony woli i możliwości manewru. Ani o to, że pociąg z Lublina do Gdyni, który ze względu na remont jedzie kilka godzin dłużej, pozbawiony jest wagonu WARS-u. Ani o to, że na największym dworcu w kraju wysiada na kilka godzin prąd. Stan przejściowy uzasadnia wszystko: brud, chaos, lekceważenie potrzeb tych, którzy nie są podmiotem remontu, a jedynie jego przedmiotem. Jeśli np. nowe tory tramwajowe miną się ze starymi o, bagatela, 20 centymetrów, żaden z wykonawców nie poczuwa się do winy. Jest stan przejściowy, a to oznacza, że nieunikniony staje się bałagan w dokumentach.

Niedoścignionym wzorem jest dla mnie jak dotąd przebudowa jednej z głównych ulic starej części Krakowa. Ponieważ remont, to przechodnie mogli spacerować pod łyżką pracującej koparki. Ponieważ remont, wywrotki jeździły między ludźmi. Ponieważ remont to jest remont, i tego pan nie zmienisz, to przełączkę między jedną stroną ulicy a drugą wykonano w następujący sposób: robotnicy na chybił trafił rzucili w dół między gruzy kilka ażurowych mat z gumy, dołożyli przy krawężnikach połamane europalety i barierki. Gotowe. Jak sobie radzili tam starsi, niepełnosprawni czy rodzice z wózkami? To już nieważne, bo remont wreszcie się skończył. Jeśli ktoś jeździ na wózku, musiał po prostu poczekać.

Jeśli więc na twoją głowę spada kawał tynku, jeśli szyny tramwaju wyskakują z torowiska albo tramwaj wyskakuje z szyn, zawieszenie samochodu urywa się na szczególnie złośliwej dziurze, a pozostały po przejeździe ciężarówki żwir dziurawi przednią szybę - nie miej pretensji, to przecież stan przejściowy, a w nim wszystko jest dozwolone. Wszystko jest usprawiedliwione, ponieważ każdy remont kiedyś się kończy, a po nim nadchodzi jasność.

Kończy się?

Jasność?

Czy aby na pewno? Im dalej w rusztowania, tym jaśniej widać niezbyt optymistyczne przypuszczenia. Remont w Polsce stał się kategorią metafizyczną, nieodłączną składową ducha narodowego, zasadą, jaka organizuje życie tego kraju od dwudziestu z górą lat, w miarę upływu czasu coraz mocniej. Oto nowoczesna emanacja powszechnego na tych szerokościach geograficznych poczucia nietrwałości, inna niż wyświechtane frazy o kraju na rozdrożu, miejscu przecięcia gościńców, niestałym, przewianym obcymi wiatrami. Oto kraj, w którym remont nie kończy się, tylko ewoluuje w inne remonty.

Remont wymaga zazwyczaj poprawek, czyli aneksu do remontu. W wersji polskiej remont, stan teoretycznie chwilowy, zmienia się w formę permanentną, jak z napisanego na nowo "Wykopu" Płatonowa. Robotnicy przechodzą ze swoimi obozami z jednego etapu na drugi, koparki i spychacze zmieniają miejsce garażowania, oficjele przecinają wstęgi gdzie indziej, ale zasada pozostaje niezmienna, ponieważ miejsc, które domagają się modernizacji, rozbiórki, rekonstrukcji, liftingu jest dookoła tak wiele, że szczelnie wypełniają przestrzeń, aż po horyzont. Nie tylko drogi, dworce i tory: w kolejce czekają stare kopalnie, fabryki, nieczynne zakłady zbożowe, zamki, pałace, zrujnowane osiedla, upadłe miasta, przestarzałe elektrownie. Ogrom pracy związany z ich odbudową bądź demontażem daje poważny argument do przypuszczeń, że uciążliwy proces modernizacji nie skończy się nigdy - liczba wyzwań jest zbyt wielka, by liczyć na choćby chwilę wytchnienia. Czasem trudno uwierzyć - zrobiono już tak wiele, a mimo to do zrobienia jest coraz więcej. Otwarcie autostrady na odcinku między Krakowem a Bochnią, owszem, odrobinę poprawiło sytuację w Wieliczce. Ale za to pod Bochnią w godzinach szczytu korki, zdarza się, liczą kilka kilometrów.

Jedyne, czego możemy się spodziewać w nadchodzących dekadach (przy założeniu, że cały nasz misternie ułożony plan nie rozsypie się któregoś dnia w pył z powodu nieprzewidzianego kolapsu), to kolejne listy zadań do wykonania na wczoraj. Mimo zaciekłej pracy kłopotów nie ubywa. Niewykluczone więc, że polski remont zmieni się po prostu któregoś dnia w węża zjadającego własny ogon i powróci tam, gdzie zaczął, bo jego pierwsze prace będą się już nadawały do gruntownej poprawki.

Laboratoryjnym wręcz przykładem takiej możliwości jest autostrada A4 między Krakowem a Katowicami. Ten fragment oddawano do użytku w 1996 r. i od tego czasu trwał na niej nieustanny festiwal remontów, które jakoś na początku nowego tysiąclecia zmieniły się w stan chroniczny. Nadbudowa przerosła wówczas bazę i można było odnieść wrażenie, że to zdatne do jazdy fragmenty trasy są dziwacznym dodatkiem do remontowanych odcinków, że stanem podstawowym jest remont, a normalna nawierzchnia i brak utrudnień to wypadki przy pracy. Remont wiąże się z drogą Krk-Kat równie mocno jak kolor biały z czerwonym, ta droga bez remontu sprawia wrażenie pustej i pozbawionej racji istnienia.

To nie jest wyjątek: kupujemy nowe lokomotywy, ale rychło okazuje się, że trzeba je posłać do remontu, bo nie wytrzymują słynnych polskich mrozów. Asfalt w sensie dosłownym zjeżdża z wiaduktu, no, rzeczywiście, ale nie było wyjścia, tłumaczą drogowcy, czas naglił, pieniądze by przepadły.

Być może przemawia przeze mnie złośliwość, która nie może znaleźć ujścia podczas trwania w korkach, objazdach i awariach. Ale równie prawdopodobne, że to doświadczenie daje znać o sobie, przejęta od starszych kolegów wiedza, że rusztowania wokół niewielkich Sukiennic krążyły całymi latami, z regularnością zegarka. Na razie zniknęły, ale chwalebną tradycję przejęły postawione przez robotników budy pod Kościołem Mariackim.

Ostatnio znalazłem szczegół, który wzmacnia mnie w podejrzeniach: szanowni podróżni, przypatrzcie się uważnie posadzkom na peronach Dworca Centralnego. Moim zdaniem zostały wyszlifowane mniej więcej do połowy, a na reszcie pozostał starożytny brud. To świetna okazja, by już teraz zaplanować kolejną robotę. Nie ma więc ucieczki przed remontem, jak tylko w inny remont, żeby sparodiować klasyka.

Nic innego nie jest nam przeznaczone. Zatem w drodze na wakacje, w samochodzie, pociągu, autobusie, bez złudzeń i wściekłości - oczekujmy kolejnych objazdów.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, reportażysta, pisarz, ekolog. Przez wiele lat w „Tygodniku Powszechnym”, obecnie redaktor naczelny krakowskiego oddziału „Gazety Wyborczej”. Laureat Nagrody im. Kapuścińskiego 2015. Za reportaż „Przez dotyk” otrzymał nagrodę w konkursie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2011