O współczuciu

Dni żałoby po tragedii "Halemby" żywią się mediami - i jest to w naszym świecie oczywistość najzupełniej normalna. Kamera i głos dziennikarza z miejsca, gdzie stało się nieszczęście, pozwalają i nam być obecnymi, a nieustanna relacja sprawia, że nie przestajemy towarzyszyć tym, którym współczujemy, i tym, o których się lękamy, uczestnicząc i w narastaniu nadziei, i w jej traceniu, gdy tak właśnie musi się dziać. A w pewnej chwili okazuje się, że także potrzeba realnej pomocy zostaje przed nami otwarta dzięki tym samym środkom przekazu. Pojawia się sygnał, zaproszenie, adres, komunikaty o tym, co już się dokonuje. Czy więc może tu być miejsce na jakiekolwiek zastrzeżenia albo korektę?

01.12.2006

Czyta się kilka minut

W kolejnych dniach żałobnego tygodnia uderza błyskawiczna eskalacja znaków współczucia: jedna za drugą instytucje meldują o swoich decyzjach opiekuńczych. Padają sumy, szczodre, dyktowane najlepszą wolą, padają deklaracje na przyszłość. Coraz większej wagi nabiera konkret materialny, on też jest najłatwiejszy i najbardziej dostępny: wyślę bodaj esemesa wartego parę złotych, wrzucę pieniądz do puszki w kościele. Bo przecież moja obecność tam, choćby najmocniej przeżywana, pozostaje jednak umowna: nie mogę dać tamtym ludziom tego, co w nieszczęściu liczy się najmocniej, a często nawet jedynie: obecności prawdziwej. Wyrażającej się przede wszystkim wiernością w czasie. To czas jest darem najważniejszym: pozostanie przy dotkniętych tragedią tyle i tak długo, jak to będzie im potrzebne. Pozostanie realne, dotykalne, dyspozycyjność, gotowość do każdej odpowiedzi, jaka będzie oczekiwana.

Tutaj dopiero rozmija się cała skuteczność medialnego przekazu i medialnego uczestnictwa z wymiarem realnej rzeczywistości: tkwienie przy radiu czy telewizorze choćby i dwadzieścia cztery godziny na dobę w żaden sposób nie zamieni się w dar czasu rzeczywistego, oddanego potrzebującemu.

Dlatego dobrze, że telewizja towarzysząca dniom tragedii, pokazała w pewnej chwili migawkę ze starą Ślązaczką opłakującą swoją dawną żałobę po synu, który też zginął w kopalni, ale niezauważenie przez kogokolwiek. "Nikt nawet nie przyszedł mi o tym powiedzieć" - płakała. Było to jak przypomnienie, że nie wszystkie nieszczęścia stają się tematem medialnym, a dołączanie się do wspólnych przeżyć dalece nie wyczerpuje nakazu obecności pomocnej. Może być nawet przeciwnie: może odwrócić naszą uwagę od brata, który cierpi dosłownie na wyciągnięcie ręki, tyle że mało dostrzegalnie. Za cicho...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, publicystka, felietonistka, była posłanka. Od 1948 r. związana z „Tygodnikiem Powszechnym”, gdzie do 2008 r. pełniła funkcję zastępczyni redaktora naczelnego, a do 2012 r. publikowała felietony. Odznaczona Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2006