O optymistach

Po wynikach wyborczych mamy garść złotych spostrzeżeń, którymi wypada się podzielić choćby dlatego, że robią to wszyscy.

27.05.2019

Czyta się kilka minut

Oto – po pierwsze – w tych wyborach naiwny pesymizm wygrał z naiwnym optymizmem. W zawodach w tej akurat kategorii, uprawianej i oglądanej przecież w życiu codziennym, pesymista – zważmy – ma zawsze przewagę. Scenariusze pesymistyczne wydają się na ogół bardziej spójne i prawdopodobne. Optymiści – zwłaszcza naiwni – gdy opisują rzeczywistość, są w takich zawodach bez szans. Oto naiwni pesymiści dali się bez kłopotu przekonać, że optymiści odbiorą dane im pieniądze, domy, piece na węgiel, dzieci, wiarę i tożsamość, a może i pracę. Że narzucą im podejrzaną obyczajowość, budzącą niejaką odrazę lub niepokój, że każą im tolerować cokolwiek, co – zważmy, jeśli idzie o psychikę każdego sceptyka – jest najbardziej drażniącym poleceniem, uderzającym często w godność. Zgódźmy się, że namówienie sceptyka do optymizmu jest zadaniem syzyfowym. Plan przekształcania pesymistów w optymistów w skali trudności można przyrównać do posady wodzireja imprezy bezalkoholowej. Słowem, jest to najskomplikowańsze wyzwanie, jakie można wziąć na barki pomiędzy zlewniami Odry i Bugu. Naiwny pesymizm nabiera ciała tym poważniej, im takiż optymizm go lekceważy.

Optymiści, zwłaszcza naiwni – popatrzmy – liczyli na reakcje kompletnie irracjonalne, co zaiste wynika z uporczywego noszenia różowych okularów przez całą dobę. Weźmy przewijające się miesiącami opinie, że pesymiści twórczo uznają, iż dane im pieniądze ich zdemoralizują, a tym samym pokornie wybiorą tych, którzy to głoszą. Branie pieniędzy – popatrzmy – jest dla biorącego zawsze czynnością higieniczną. Mechanizmy higienizujące własne dochody są silniejsze niż prawo grawitacyjne. Uznanie, że nie działają, było naszym najskromniejszym zdaniem najdziwniejszym objawem nieprzystawania do rzeczywistości.

Optymiści, zadowoleni z urody swych umysłów, uznali też niemal a priori, że nie ma większego sensu odpowiadać na brzydkie z ich punktu widzenia pytania, stawiane przecież głośno. Brzmią one mniej więcej tak oto: kiedy przyjdą Żydzi, którzy zabiorą ludziom domy, meble i kołdry, czy potem zjadą się homoseksualiści, którzy odbiorą nam dzieci, na koniec zaś pod jakim pozorem przyjadą tu Arabowie, którzy zgwałcą wszystkie Polki i niektórych Polaków, zmuszonych przez progresywnych artystów do oglądania i analizowania sztuki zwyrodniałej? Przyznać należy, że są to pytania dość konkretne, to znaczy chcieliśmy tu rzec, że jest wielu ludzi, którzy je arcyserio stawiają, a kto im przekonująco i uspokajająco odpowie, tego cenią. Optymiści, zwłaszcza ci szlachetnie stawiający na moralność, uważali takoż, że filmy – i te fabularne, i dokumentalne – choćby były litym horrorem wyświetlającym najbardziej niemoralne, odrażające i niezmyślone przecież obrazy, mogą być skutecznym narzędziem kształtującym cokolwiek poza składem powietrza w sali kinowej. Samiśmy długo i bezowocnie męczyli się nad odpowiedzią na to pytanie, czy filmy te cokolwiek, na szybko, odmienią. Ostrożnie kalkulowaliśmy w naszych twardych od moralności głowach, że owszem. Tym samym – co tu kryć, przejechaliśmy się na tym zagadnieniu jak na mydle, a głowy nam od tych ślizgów zmiękły.

Naiwni optymiści chcieli takoż wierzyć, że łamanie prawa przez rządzących w kraju ludzi uznających kodeksy i ich paragrafy za niezrozumiały element przemocy państwa nad cokolwiek chcącym obywatelem, w społeczeństwie ufającym tylko najbliższej rodzinie, będzie miało dojmujący wpływ na decyzje wyborcze. Wiara ta – nie po raz pierwszy – okazała się żałosnym chciejstwem.

Na koniec zaś warto rzucić pod adresem optymistów naiwnych zarzut, może przecież najważniejszy, będący niejako syntezą dzisiejszych skłonności najszerzej pojętych mas ludzkich. Jest to zarzut sprawiedliwy i niewyssany z palca. Naiwne ględzenie o realnym pięknie modernizacji w każdym sensie też mentalnym i obyczajowym, głęboka wiara w dobroczynne skutki przemian tego typu, w świecie powszechnie uprawianego antykwaryzmu ideowego, trzeba uznać za najpoważniejszy dowód oderwania. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 22/2019