Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od dawna wołamy, by częściej, najczęściej jak się da, zadawać w Polsce pytanie: „po co?”. Przypomnijmy tu w dwu słowach naszą znakomitą opinię: nikt w kraju naszym tego pytania nie zadaje. Jeżeli już jakimś cudnym przypadkiem ono pada – nie słyszymy, by ktoś się wysilał i szukał na nie odpowiedzi. Dodajmy: prawdziwej, bo oczywiście odpowiedzi kłamliwych jest niemało. Ogólnie rzecz biorąc, zauważyliśmy, że życie w nieprawdzie jest w Polsce nader chętnie praktykowane, mimo rytualnych przestróg zarówno osób świeckich i duchownych, mądrych i mniej mądrych.
No więc uważamy – odkrywczo, trzeba przyznać – że udzielanie kłamliwych odpowiedzi na pytanie „po co?” jest niepoważne, choć kłamią w żywe oczy ludzie na najwyższych stanowiskach państwowych. Tu przychodzi nam do głowy kolejna uwaga, godna – każdy to przyzna – jakiegoś akademickiego wyróżnienia: oto poważne stanowiska obejmują w Polsce ludzie całkowicie niepoważni. To niemal zasada. Ostatnie osiem lat nadały szalonego tempa tej praktyce. Wręcz można powiedzieć o jakimś szokującym wyścigu, już nie tylko „im głupiej, tym lepiej”, ale „im ktoś nie poważniejszy, tym poważniejsze zadania do wykonania dostaje”. Co rusz człowiek się łapie na spostrzeżeniu, że w kwestiach najistotniejszych i najpoważniejszych wypowiada się klaun. Gdyby sąd kazał nam teraz wymienić jakieś nazwisko, nie musielibyśmy sięgać do żadnych notatek, nazwiska klaunów znamy na wyrywki, wryły się bowiem w naszą pamięć na stałe. Budzi to – rzec trzeba – zaniepokojenie. Zobaczymy, oczywiście, co będzie za chwilę, bowiem słyszymy, że ma nastąpić naprawa i odnowa. Na razie – popatrzmy – trwa przydługi antrakt i jest on dla wielu śmieszniejszy niż przedstawienie, na które nas zaproszono.
Niestety, nie możemy sobie pozwolić na luksus śmiania się, bowiem okoliczności skłaniają po prostu do płaczu. Ktoś z uśmiechem zapyta, co nas znowu tak martwi. Otóż martwi nas brak zdrowej i poważnej reakcji na powstanie tzw. rządu M. Morawieckiego, a generalnie brak pytania, po co ten rząd powstał. Ktoś teraz powie, że chyba mamy kłopoty ze słuchem, bowiem to pytanie akurat padło. Padły takoż odpowiedzi. Oto powiada się powszechnie, a na nikim nie robi to najmniejszego nawet wrażenia ani nikt temu nie przeczy, włącznie z ministrami owego marionetkowego ciała – że obecny rząd M. Morawieckiego to po prostu skok. Że to rabunek publicznych pieniędzy w biały dzień, że to czas moszczenia się na posadach w obawie przed chudymi latami, że to ułatwianie jakichś ciemnych machinacji, że to wreszcie działanie na złość – i tak dalej, w tym guście. Nie ma bowiem ani jednego dobrego powodu, dla którego rząd ten powstał i dla którego istnieje.
Ale że się o tym mówi, nie załatwia przecież sprawy. Otóż stawiamy tezę taką, że Polska osiągnęła mistrzostwo świata w niemoralnej pomysłowości, że owa skłonność do kombinowania spuściła nas na dno, spod którego już naprawdę nikt nie puka. Nie przypominany sobie nazwy żadnego innego państwa, w którym by powoływano rząd z takich intencji i w takich zamiarach. Bo nie ma takiego.
Warto może rzec jeszcze kilka słów o pomysłowości w tym gatunku. Nikt nie może mieć wątpliwości, ktokolwiek cokolwiek na temat moralności w życiu przeczytał, że powołanie obecnego rządu M. Morawieckiego i zatrudnienie się w nim zapisze się na trwałe w historii Polski jako objaw najgłębszego zepsucia, braku jakichkolwiek zasad i szacunku dla własnego państwa i obywateli. Brzmi to, każdy przyzna, poważnie, bądź może za poważnie, ale tak po prostu jest. Niestety, wszystko to przyjmowane jest z uśmiechem, z pobłażliwością, żartobliwie, ale, co może najważniejsze i najgorsze, ze zrozumieniem. Owo zrozumienie robi na nas największe wrażenie. Jak nam się wydaje, z podobnym zrozumieniem ogół przyjmował nowinki w obyczajowości politycznej i moralności w ogóle w czasach saskich. Dla ułatwienia podpowiemy, że był to okres generalnego upadku.
Ktoś może być dziś rozczarowany. Ale prosimy o zrozumienie właśnie, że sobie tu wszystko sumujemy, patrząc i słuchając, rozglądając się wokół i notując na żywo.