O co właściwie walczymy

Zanim znowu wyślemy żołnierzy za granicę, powinniśmy określić, jakie są nasze interesy w polityce zagranicznej. Tymczasem zaangażowanie w Afganistanie odbywa się na takiej samej zasadzie jak wszystkie inne polskie militarne wyprawy, czyli bez pełnej jasności. Tylko jego skala i zagrożenie dla życia żołnierzy sprawiają, że wreszcie obudziła się nikła dyskusja.

18.10.2006

Czyta się kilka minut

Polscy żołnierze na wspólnym patrolu z Amerykanami, Diwanija (Irak), 19 września 2006 r. /
Polscy żołnierze na wspólnym patrolu z Amerykanami, Diwanija (Irak), 19 września 2006 r. /

Bartosz Cichocki twierdzi, że z różnych rozsądnych powodów powinniśmy wysłać naszych żołnierzy do Afganistanu. Przyznam, że nie mam w tej kwestii zdania, a to dlatego, że aby odpowiedzieć na pytanie o obecność 1100 Polaków w Afganistanie, trzeba by zdawać sobie sprawę z szerszego obrazu nie tylko polskich działań militarnych za granicą - w co najmniej sześciu krajach, i to bardzo egzotycznych - ale przede wszystkim znać szersze założenia polskiej polityki zagranicznej, której konsekwencją jest angażowanie polskiego wojska w tak wielu miejscach. To polityczne decyzje są w tym przypadku zasadnicze, bo - jak wiemy od czasów Clausewitza - wojna jest tylko konsekwencją polityki.

---ramka 465918|lewo|1---Można sobie wyobrazić kilka zasad strategicznych, politycznych czy nawet moralnych, które stanowić by mogły o takim a nie innym postępowaniu w zakresie polityki zagranicznej, a w konsekwencji w zakresie militarnym. Stany Zjednoczone są oczywiście zaangażowane w stopniu nieporównanie większym niż Polska, prezydent Bush głosi doktrynę swoistego "imperializmu demokracji", a dyskusje - i to bardzo ostre - prowadzą w Stanach niemal wszyscy poważniejsi specjaliści od spraw międzynarodowych, wielkie profesorskie sławy i znakomici publicyści.

Tymczasem w Polsce żadnej dyskusji nie ma - i Cichocki ma rację, kiedy twierdzi, że ostatnio wysuwane argumenty za lub przeciw polskiemu zaangażowaniu w Afganistanie są niepoważne. Wynika to jednak z braku myślenia w kategoriach strategicznych. Zresztą brak takiego myślenia dotyczy całej polskiej polityki, a nie tylko polityki zagranicznej i wojskowej.

Po co słać żołnierzy?

Bo jakie mogłyby być powody polskiego zaangażowania w rozmaite sytuacje konfliktowe na niemal wszystkich kontynentach (na razie tylko trzech)? Mogłoby to być poczucie moralnego obowiązku pomagania ludziom prawym czy też nastawionym demokratycznie tam, gdzie inni, fanatycy czy tylko despoci, chcą demokrację lub chociażby jej zaczątki zniszczyć. Taką motywację można doskonale zrozumieć, chociaż szanse na skuteczność działania na takich zasadach są nikłe, a Polska wprawdzie ma tradycje walki o "wolność waszą i naszą" - w tej właśnie kolejności - jednak w takim altruizmie byłaby zapewne w dzisiejszym świecie osamotniona.

Skoro nie jest to dobra motywacja, to może należałoby ograniczyć zapały i - zdając sobie sprawę z wyszkolenia i sprzętu polskiego wojska, a także z nikłej popularności interwencji militarnych w oczach opinii publicznej - zająć się wyłącznie działaniami o charakterze policyjnym. Wtedy można by powiedzieć, że wprawdzie nie chcemy, jak Amerykanie, wprowadzać na całym świecie demokracji, ale pragniemy zadbać o elementarny porządek, tak żeby dobre lub chociażby znośne rządy w rozmaitych krajach mogły w miarę spokojnie kierować państwem, a społeczeństwa miały elementarne poczucie bezpieczeństwa. Wymagałoby to jednak zupełnie innej strategii, innej polityki, innego szkolenia żołnierzy i innych wyjaśnień przedstawionych polskiemu społeczeństwu.

Jeszcze inna motywacja udziału w wojnach na całym świecie mogłaby wynikać z przekonania, że uczestniczymy w wielkiej walce Zachodu z innymi cywilizacjami. Byłaby to motywacja rodem z myśli Samuela P. Huntingtona i jego idei "zderzenia cywilizacji". Polska kilkakrotnie w przeszłości nolens volens brała czynny (i czasem skuteczny) udział w takich działaniach, jednak wtedy trzeba by wiedzieć, że, po pierwsze, istnieje coś takiego jak Zachód i że - po drugie - zarówno politycy, jak i opinia publiczna tego ewentualnie istniejącego Zachodu są gotowi bronić przed innymi jako swojej cywilizacji przy użyciu metod militarnych. I - oczywiście - że cywilizacja ta jest na tyle zagrożona, iż trzeba do takich metod sięgnąć. Nie wiem, czy takie zagrożenie występuje, wiem natomiast na pewno, że większość państw i obywateli Zachodu nie chce walczyć, więc Polska byłaby znowu w swoich - może słusznych - intencjach całkowicie osamotniona.

Za co mają ginąć?

Można dalej wyliczać ewentualne motywacje, które mogłyby stanowić podstawę szerokiej strategii w zakresie polityki międzynarodowej i militarnej. Ale nie ma to sensu, skoro myślenie na ten temat za każdym razem prowadzi do jednego tylko stwierdzenia: że nie ma w dzisiejszych czasach żadnej funkcjonującej strategii polskiej polityki zagranicznej na skalę globalną i można sobie tylko wyobrazić niewielkie strategie na skalę lokalną, które zresztą też nie są wypracowane, a w każdym razie opinii publicznej znane.

Nie ma zatem wątpliwości, że zaangażowanie militarne w Afganistanie odbywa się na takiej samej zasadzie jak wszystkie inne polskie militarne wyprawy - czyli bez pełnej jasności - a tylko jego skala (tysiąc żołnierzy, którzy mają walczyć) i zagrożenie dla życia sprawiają, że wreszcie w opinii publicznej obudziła się jakaś nikła dyskusja. Zasada ta brzmiała dotąd, że posyłamy polskich żołnierzy wszędzie tam, gdzie chce tego NATO lub (czasem) ONZ. Zasada ta nie jest sama w sobie naganna, ale lepiej ją jasno wyrazić, niż używać skomplikowanych uzasadnień do prostych rzeczy.

Jeżeli jednak przyjmiemy to proste wytłumaczenie naszego zaangażowania, to w dalszym ciągu pozostaniemy bez strategii polityki zagranicznej i bez strategii militarnej. Tym bardziej że i w NATO w ostatnich latach z taką strategią nie jest za dobrze. Innymi słowy: w dalszym ciągu nie wiemy i w najbliższym czasie nie będziemy wiedzieli, dlaczego polscy żołnierze mają walczyć i ginąć w różnych nieco tajemniczych miejscach. W każdym konkretnym przypadku da się to wytłumaczyć, jak czyni to Bartosz Cichocki odnośnie Afganistanu, ale są to sprawy zbyt poważne, by na tym poprzestać.

Tym bardziej że - jak się obawiam - politycy podejmujący decyzje o zaangażowaniu polskich wojsk za granicą nie biorą pod uwagę (skoro nie dysponują strategicznym myśleniem) długofalowych konsekwencji takich form zaangażowania. Może nam się nie podobać postawa na przykład Francji, która unika takiego zaangażowania jak ognia, ale jest to postawa konsekwentna i przemyślana, chociaż zapewne egoistyczna.

Jestem najdalszy od sympatii do endecji, ale pewna doza racjonalnego "egoizmu narodowego" wydaje mi się niezbędna. A w każdym razie racje wynikające z takiego egoizmu powinny być przedyskutowane i ewentualnie odrzucone.

***

Nie mam zamiaru straszyć Polaków ewentualnym odwetem fanatyków muzułmańskich, ale zastanawiam się, jakby na polskie poczynania militarne patrzył Jerzy Giedroyc, który potrafił analizować sytuację i ewentualne konsekwencje określonych postępowań wyjątkowo chłodno. Myślę, że powiedziałby, iż pakujemy się w rozmaite awantury bez rozeznania, bez przygotowania i bez jasności, o co nam idzie.

Może się w Afganistanie uda, a może nie. Ale czy to jest wystarczająca klarowność, by się angażować?

MARCIN KRÓL (ur. 1944) jest publicystą politycznym, filozofem i historykiem idei, profesorem UW. Członek zespołu "TP", założyciel (1978) i redaktor naczelny pisma "Res Publica", obecnie "Res Publica Nowa". Opublikował m.in. "Słownik demokracji" (1983), "Konserwatyści a niepodległość. Studia nad polską myślą konserwatywną XIX wieku" (1985), "Romantyzm - piekło i niebo Polaków" (1998).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2006