O brzydocie

Stanisław Ignacy Witkiewicz zapowiadał wtargnięcie do sztuki elementów zgrzytliwych, przykrych i wręcz odrażających, uzasadniając te swoje przewidywania na własny sposób. Przepowiednia spełniła się i nadal spełnia, zarazem trudno o człowieka, dla którego przeciwstawienie piękno - brzydota miałoby takie znaczenie.

30.11.2003

Czyta się kilka minut

W istocie równało się przeciwstawieniu czystość - brud. Jego Czysta Forma była transformacją brzydoty w piękno, a jego wrogami były “niemyte dusze", zapach kapusty w stołówkach po objęciu rządów przez niwelistów czy też genialny generał Kocmołuchowicz, który się nie sprawdził. Anegdoty o Stanisławie Ignacym Witkiewiczu mówią o jego obsesji osobistej czystości i o ciągłym myciu rąk. Można rzec o nim, że popełnił samobójstwo nie tyle ze strachu o swoje życie, ile ze wstrętu do ogólnego zszarzenia i złachmanienia w ustroju komunistycznym, który znał dobrze ze swoich doświadczeń rosyjskich, a które opisał w “Pożegnaniu jesieni" i “Nienasyceniu".

A my dzisiaj? Co się właściwie stało? Upadek estetyki socrealizmu nastąpił na długo przed likwidacją ustroju i jego przegrana estetyczna nie została w pełni ujawniona. Nie znam jednak dzisiaj nikogo, kto mówiąc o życiu i sztuce stosowałby kategorie “piękna" i “brzydoty". Zdążyliśmy już przyzwyczaić się do potworności w rysunkach, na ekranie i w teatrze. Wygląda na to, że zwyciężyło prawo rynku, które wymaga, żeby twórca udziwacznił to, co tworzy, byle przebić się przez ogólny zgiełk do uwagi odbiorców. Zdajemy sobie sprawę, że piękno zbyt łagodne jest nam niedostępne, ale nawet “Sen nocy letniej" Szekspira staje się pretekstem do dziwaczenia, byle nie zostało tak, jak to było pomyślane przez samego autora.

I właściwie piszę te słowa w obronie nieszczęsnych dzieci, które spożywają to, co jest im dostarczone i którym obca jest dyskusja z pasją utrzymywana przez Stanisława Ignacego Witkiewicza. Wystarczy włączyć telewizor o jakiejkolwiek godzinie, żeby oglądać kłębowisko potworów zaledwie uzasadniających swoją egzystencję jakąś absurdalną akcją, bo w istocie stwarza je niepohamowana fantazja elektronicznego zuchwalca. Nie wiadomo dlaczego wśród tych pseudożywych istot najmodniejsze stały się smoki, dinozaury, gady i płazy. Słyszałem, że dzieci tych widowisk się boją i nie mogą później zasnąć, ale nikt nie wystąpi w ich imieniu i nie powie po prostu, że to brzydkie.

Mamy tu do czynienia ze zjawiskiem saturacji, tzn. panowaniem mody kształtującej się przez nasycenie chwytami i sytuacjami, co wymaga ciągłej nowości. Dlaczego ta nowość musi być coraz bardziej potworkowata, nie wiadomo. Próbował na to pytanie odpowiedzieć Witkiewicz, który dzisiaj zobaczyłby na ekranie telewizyjnym spełnienie swoich koszmarów. Na nic tutaj przydałoby się rozprawianie o kulturze masowej i wysokiej, kiedy obie zazębiają się, przepływają jedna w drugą, a odbywa się to poczynając od dziecinnego pokoju. Na jedno warto zwrócić uwagę: jedyna akcja smokopodobnych stworów to wzajemne niszczenie się i pożeranie. Ale czyż filmy przyrodnicze o prawdziwych zwierzętach i zwierzątkach nie polegają na polowaniu i pożeraniu słabszych przez silniejsze? Zwracam tutaj uwagę na jadowity w istocie problem wpływu nauk przyrodniczych na dziecięcy umysł i być może na związek, jaki zachodzi pomiędzy naszą wiedzą biologiczną i namiętnym przywiązaniem do brzydoty. A czy lepiej, kiedy króliczki, wiewióreczki i chomiki przemawiają językiem bobasków, chociaż my, dorośli, wiemy, że tak naprawdę dziecinady ani im w głowie?

Wdałem się tutaj w rozważania o naszej cywilizacji i słyszę głos odsyłający mnie do mego dzieciństwa, kiedy cywilizacja była zupełnie inna, a książeczki dla dzieci uczyły karności z okropnymi sankcjami. Na przykład ssanie palca było zagrożone przez mitycznego krawca, który “zły okrutnie i paluszki tobie utnie", po czym rzeczywiście wpadał krawiec, obcinał kciuk, krew tryskała fontanną; albo za wybredzanie przy stole groziła kara śmierci, jak wskazuje opowieść o Michasiu, który nie chciał jeść zupy. Był coraz chudszy, aż wreszcie następowała konkluzja: “Kto nie je zupy, ten umrzeć musi".

No i macie tę cywilizację dzieci tak wychowanych, w karności i posłuszeństwie. Ona dała nam I wojnę światową, wzajemne mordowanie się w wojnie okopów, ona dała nam ślepe posłuszeństwo ludzi opętanych wiarą w wodza-szczurołapa w II wojnie światowej.

Co wyrośnie z dzieci poddanych od małego władztwu brzydoty - nie wiemy. Może odezwie się w nich potrzeba piękna i czystości nie słabsza niż u Witkiewicza? Może odejdą od jego samozaprzeczających poszukiwań i staną się przywódcami jakiejś antyglobalistycznej rewolucji? Oznaczałoby to próbę wyzwolenia, wyzwolenia z tego, co naszym oczom narzucają zmiany mody.

I czy na przykład powodzenie Tolkiena nie świadczy o odrodzeniu pojęć dobra i zła, piękna i brzydoty?

W 1958 roku wydałem u Giedroycia książeczkę pod tytułem “Kultura masowa", rodzaj wyboru amerykańskich esejów na ten temat w moim przekładzie. Rysowała się już możliwość, że za parę lat problemy zastanawiające intelektualistów amerykańskich staną się problemami polskimi. Bo cóż się zdarzyło? Mur wzniesiony ogromnym nakładem pracy i pieniędzy zaczął się kruszyć, a tzw. zdegenerowana sztuka zaczęła się przesączać w zdrowe dotychczas regiony. Należy sobie uświadomić, że Witkiewicz pisał przed wojną, dając diagnozę zjawisk, które dopiero się zaczynały, a których szczerze nie znosił. Miały one być przerwane przez rewolucję bolszewicką i nazistowską, które występowały w imię stworzenia nowego człowieka, ale dały wyniki zdumiewająco podobne do siebie, dość spojrzeć na rzeźbę i obrazy tego okresu.

Gdyby udało się Witkiewiczowi przeżyć do roku 1956, nie byłby zachwycony, bo widziałby, że zapora budowana z trudem w imię etyki pęka i wszelkie objawy dojrzałego kapitalizmu wracają z nową mocą. On jako “Istnienie Poszczególne" (patrz: książka Anny Micińskiej pod tytułem “Stanisław Ignacy Witkiewicz. Istnienie Poszczególne", Wrocław 2003) nie chciał mieć ani z jednymi, ani z drugimi nic wspólnego, ale przynajmniej w okresie Dwudziestolecia korzystał z pewnej swobody twórczej, w której częściowo zdołał się zrealizować mimo swojej opinii raroga.

Bardzo przepraszam moich czytelników za nieprzychylne oceny kultury dojrzałego kapitalizmu. A jak inaczej ją nazwać?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2003