Nuty zamiast bomb

Na pierwszych próbach niektóre nie mogły utrzymać instrumentów. Z głodu. Po roku działania Orkiestry Pokoju dzieci, które zaznały wojny, są oklaskiwane w tureckich salach koncertowych.

20.02.2017

Czyta się kilka minut

Dziecięca Orkiestra Pokoju z Izmiru, 2017 r. / Fot. Marcelina Szumer
Dziecięca Orkiestra Pokoju z Izmiru, 2017 r. / Fot. Marcelina Szumer

Sobotnie przedpołudnie. W nowo powstałym i imponującym – o dziwo, bo to „kiepska” okolica – Centrum Kultury i Sztuki w izmirskiej dzielnicy Eşrefpaşa, gdzie lada moment zacznie się próba sekcji smyczkowej Dziecięcej Orkiestry Pokoju, zjawiam się nieco spóźniona.

Nie wiem, do której sali się udać, staję więc na środku i nasłuchuję – przecież gdzie dzieci, tam hałas. A tu nic. Pomieszczenie wypełnia jedynie dźwięk przesuwanych krzeseł i śpiew muezina, wpadający przez uchylone okno. Gdy sprawdzam, czy nie pomyliłam adresu lub godziny, do budynku wbiega dziewczynka ze skrzypcami. Jednak tu? Idę za nią na piętro.

W niewielkiej salce siedzi już, cicho, kilkunastoosobowa grupa z instrumentami w dłoniach. Dzieci są nienaturalnie wręcz spokojne i skupione. Żadnego gwaru, chichotów, kopania pod krzesłami. – Na początku na lekcjach panował chaos, ale do uprawiania sztuki potrzebna jest cisza i koncentracja – mówi Kartal Akıncı.

Akıncı jest pierwszym skrzypkiem w filharmonii izmirskiej. Trzy razy w tygodniu prowadzi tu próby. Wspomina, że kiedyś zapytał małych uczniów, co jest potrzebne do namalowania obrazu. – Wszyscy odpowiedzieli, że kartka i farby. Powiedziałem im, że po to, aby „namalować” naszą muzykę, też potrzebna jest czysta kartka. Tą kartką jest dla nas cisza. Odtąd już nigdy nie musiałem prosić o spokój.

Głód nie tylko wiedzy

Gdy przed rokiem Selmin Günöz – solistka Opery Izmirskiej i przewodnicząca charytatywnego Klubu Rotarian w Izmirze – postanowiła, razem ze znajomymi z organizacji, zająć się edukacją muzyczną dzieci z najuboższych dzielnic, brak dyscypliny okazał się najmniejszym zmartwieniem.

Maluchy pochodzące z okolic Kedifekale i Eşrefpaşa na zajęcia przychodziły głodne. – To dzielnice zamieszkałe głównie przez rodziny syryjskich uchodźców, którzy uciekli przed wojną, oraz przez Kurdów ze wschodniej Anatolii, którzy wyjechali ze strachu przed falą terroru – mówi śpiewaczka. – Rodzice albo nie pracują, albo imają się słabo płatnych zajęć. Sprzedając balony na ulicy, trudno zarobić na chleb dla wielodzietnej rodziny.

– Mówimy o dzieciach, które na własne oczy widziały wojnę, a głód to dla nich codzienność. Kiedyś na przerwie mała dziewczynka napisała coś po arabsku na tablicy. Wstydziła się powiedzieć, co to znaczy. Inne dziecko mi powiedziało. Napisała, że jest głodna. Miałem łzy w oczach – opowiada Kartal Akıncı.

Inna mała Syryjka wyznała skrzypkowi, że jej największym marzeniem jest, aby zjeść banana. – Wyobrażasz sobie? W kraju, gdzie kilka kilo bananów kupisz za 1-2 liry!

Na kolejną próbę muzyk przyniósł banany dla całej grupy. „Jak mam go obrać?” – zapytało dziecko.

Gdy okazało się, że dzieci trzeba w pierwszej kolejności nakarmić, rotarianie zrzucili się na jedzenie. Teraz przed próbami dzieci dostają śniadanie, po próbie obiad. Bywa, że obiadem częstowani są też odbierający je po zajęciach rodzice lub rodzeństwo.

Własne skrzypce

Günöz i Akıncı zaczynali pracę z 10-osobową grupą dzieci, które zgłosiły się po przeczytaniu ogłoszenia o bezpłatnych lekcjach gry na instrumentach.

Śpiewaczka, która prowadzi też prywatną szkołę artystyczną, wiedziała, że wkracza do innego świata niż ten, z którym miała do czynienia na co dzień. Dziećmi z okolicy zajmują się wolontariusze z Tureckiej Fundacji Edukacyjnej (Türkiye Eğitim Gönüllüleri Vakfı) i to we współpracy z nimi postanowiła działać. – Na spotkaniu z rodzicami wyjaśniłam, jakie mamy plany – opowiada. – Chwilę trwało, zanim uwierzyli, że ktoś chce za darmo zająć się ich dziećmi.

Muzycy uznali, że aby dzieci naprawdę poczuły się częścią orkiestry, muszą mieć własne instrumenty. Żeby odnieść sukces, nie wystarczy grać na próbach, trzeba też ćwiczyć w domu.

Pierwszych 20 par skrzypiec (po 300 lirów sztuka) ufundowali rotarianie. – Później musiałam szukać innych darczyńców. Instrumenty są drogie: wiolonczela to półtora tysiąca, a kontrabas dwa razy tyle. Były niezbędne, bo od początku planowaliśmy stworzyć prawdziwą orkiestrę – opowiada Günöz.

Dziś mają m.in. cztery wiolonczele i dwa kontrabasy. Pomogli znajomi z artystycznego środowiska. Najdroższe były instrumenty dęte (9300 lirów za trąbkę, puzon, tubę i waltornię). Dzieci zawdzięczają je Izmirskiemu Chórowi Żeńskiemu, który przeznaczył na ich zakup dochód z koncertów. Na rzecz dziecięcej orkiestry koncertowała też sławna turecka pianistka Gülsin Onay.

Większość szanuje instrumenty, choć było kilka przykrych incydentów. – Czworo dzieci zjawiło się tylko na pierwszych zajęciach. Odebrały skrzypce i nigdy nie wróciły. Ich rodzice przestali odbierać telefony. Później dowiedziałem się, że sprzedali instrumenty za bezcen – opowiada Akıncı. Ale oburza się, gdy pytam, czy zatem nie lepiej wydawać skrzypce i trąbki jedynie na próby. – Nie będę okazywać wszystkim braku zaufania tylko dlatego, że kilku ludzi było nieuczciwych.

Ze slumsów na salony

Gdy rozmawiam z założycielami orkiestry, studenci miejscowego konserwatorium akurat pomagają dzieciom stroić instrumenty. Czas zaczynać próbę. Dyrygent Akıncı wchodzi na podest. Uczniowie nie odrywają od niego wzroku. Nastaje oczekiwanie, pełne napięcia i zachwytu. – Gratuluję wspaniałego występu – mówi dyrygent, bo kilka dni wcześniej orkiestra dała swój piąty koncert. Tym razem w największej sali koncertowej w mieście. Dzieci dostały owacje na stojąco od gubernatora Izmiru Aziza Kocaoğlu (miasto nieodpłatnie udostępnia dzieciom sale do ćwiczeń) i kilkuset gości.

Akıncı pozwala dzieciom nacieszyć się sukcesem, ale zachwyty nie trwają długo: – Do roboty, przed nami masa pracy.
Dziś na warsztat idzie nowy utwór. Żmudna, powtarzalna praca. „Re, re, mi, mi, la, la, sol!”. Dyrygent głośno czyta nuty. Dzieci powtarzają, próbują zaśpiewać, utrzymując tempo. Starają się poprawnie wyklaskać rytm. Robią to niechętnie, ale bez wykrętów. Bezbłędnie udaje się tylko jednej, na oko 12-letniej skrzypaczce. Pochwalona, wciąż zgłasza się do kolejnych ćwiczeń. – Niektóre z nich to prawdziwe skarby, wielkie talenty – szepcze mi do ucha Selmin Günöz, zerkając na dziewczynkę. Rzeczywiście, gdy zaczynają grać, 12-latka trzyma smyczek jak profesjonalistka. Czy wcześniej miała do czynienia ze skrzypcami?

– Skąd, zaczęła ze wszystkimi.

Milkniemy, bo Akıncı karci nas wzrokiem. Ale za chwilę próba i tak zostaje przerwana przez spóźnioną skrzypaczkę. Z twarzy dyrygenta znika uśmiech.

– Próba już trwa i właśnie ją przerwałaś! Następnym razem przyjdź na czas. I pamiętaj, nie dostaniesz już trzecich skrzypiec – zaskakuje mnie jego ostry ton. Później słyszę, że to nie pierwsze spóźnienie dziewczynki, która do tego znów przyszła bez instrumentu (prawdopodobnie rodzice sprzedali dwie pary skrzypiec, które przyniosła do domu).
Akıncı, choć kocha uczniów, nie stosuje taryfy ulgowej: – Muzyk musi być pracowity i zdyscyplinowany. Nieważne, czy gra w dziecięcej orkiestrze, czy jest zawodowcem. Jeśli teraz się tego nauczą, w dorosłym życiu będzie im łatwiej.

Staram się z szacunkiem wprowadzać ich w świat muzyki, ale muszę wymagać.

Najlepsze w życiu

Dwie godziny później dzieci wydają się znużone. – Ostatni raz zagrajmy całość – prosi skrzypek. Grają. Wykonanie chyba dalekie jest od ideału, ale dzieci złapały melodię. – Wrócimy do tego za dwa dni. Ćwiczcie w domu!

Próba się kończy, ale nikt się nie spieszy. Dzieci pakują instrumenty i szturmują podest. Każdy chce porozmawiać z nauczycielem. Niektóre przyniosły drobne prezenty, inne chcą się przytulić. – Bo hocam [nauczyciel – red.] wszystko dobrze tłumaczy – mówi 10-letnia Fatma Artman. Chciałaby pójść w ślady mistrza i kiedyś uczyć gry na skrzypcach. No, chyba że zostanie lekarką.

– Mamy i taty nie było stać, żeby płacić za lekcje, a pan Kartal uczy nas za darmo – mówi Özge Turgut, także 10-latka.

– Dołączyłam do orkiestry później niż inni, a dzięki niemu wszystko szybko nadrobiłam.

Nisa, najmłodsza skrzypaczka, ma sześć lat. Czy nie nudzi ją dwugodzinna próba?

– Kocham grać! – krzyczy, łapie kanapkę i biegnie na powitanie mamy, która przyszła ją odebrać.

Najstarsza, 16-letnia Gülcan Özer uważa, że orkiestra to najlepsze, co zdarzyło się w jej życiu: – Rodzice są dumni i wdzięczni naszym nauczycielom.

Jak dogadują się dzieci z tak różnych środowisk: Kurdowie, Turcy, Syryjczycy, Romowie? Gülcan: – Dla mnie ta orkiestra jest jak puzzle. W każdej kulturze istnieją różne głosy, każdy, nieważne ile ma lat, ma coś do przekazania. Każdy jest inny, ale razem tworzymy całość.

Podobnie uważa Kartal Akıncı: – Wszystkie dzieci przybyłe z Syrii już mówią po turecku. Musiały się nauczyć, żeby jakoś kontynuować życie. Ale przecież nawet gdyby nie mówiły, to muzyka jest uniwersalnym językiem. Nie potrzeba słów, by ją zrozumieć – uśmiecha się muzyk, choć dobrze zdaje sobie sprawę z problemów „swoich” dzieci. Niektóre uciekły spod bomb, inne codziennie uciekają przed przemocą domową.

– Bywa, że na próbach pojawiają się posiniaczeni. Albo nie ćwiczą w domu, bo muszą pracować: sprzedawać z rodzicami ciastka lub zamiatać klatki schodowe. Mimo to przez rok osiągnęli więcej niż niektórzy przez lata nauki. Głód wiedzy i muzyki jest u nich ogromny. Każdy kolejny koncert sprawia, że są bardziej pewni siebie. Radość patrzeć – mówi Akıncı.

Bez powrotu

Wśród muzyków Dziecięcej Orkiestry Pokoju są tacy, którym wojna i bomby wciąż śnią się po nocach. A są i takie dzieci, młodsze, które syryjskiej ojczyzny już nie pamiętają.

– One nie wrócą do Syrii ani do innych miejsc, gdzie się do nich strzela – mówi Esat Kardiçali, który pełni w Izmirze obowiązki honorowego konsula Islandii, od początku wspiera orkiestrę i nie opuścił żadnego koncertu.

– Możemy dla nich i dla siebie sprawić, żeby pokochały Turcję, poczuły się tu chciane i szczęśliwe – kontynuuje Kardiçali. – Wtedy, gdy dorosną, będą chciały zrobić dla tego kraju coś dobrego. Kto wie, które z nich zostanie nowym pierwszym skrzypkiem lub skrzypaczką izmirskiej filharmonii? ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, korespondentka „Tygodnika Powszechnego” z Turcji, stały współpracownik Działu Zagranicznego Gazety Wyborczej, laureatka nagrody Media Pro za cykl artykułów o problemach polskich studentów. Autorka książki „Wróżąc z fusów” – zbioru reportaży z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 09/2017