Nowa wojna trojańska

Czy antyczny poeta może wzbudzić dziś emocje w sercu Europy? Ależ tak! Gdy pewien austriacki tłumacz ogłosił, że odkrył, kim naprawdę był Homer, wywołało to narodową debatę - w Niemczech. Homer niemieckim wieszczem?

19.02.2008

Czyta się kilka minut

Popiersie Homera / fot. Araldo de Cuca - Corbis /
Popiersie Homera / fot. Araldo de Cuca - Corbis /

Raoul Schrott jest Austriakiem. Poeta, pisarz i literaturoznawca, znany jest dotąd - choć raczej w wąskim kręgu znawców tematu - z tłumaczeń "Gilgamesza" [sumeryjskiego eposu, jednego z najstarszych zachowanych świadectw literackich ludzkości - red.], "Bakchantek" Eurypidesa, a także z przekładów z bretońskiego czy baskijskiego.

Gdy w wigilijnym wydaniu dziennika "Frankfurter Allgemeine Zeitung" - najważniejszej bodaj niemieckiej gazety opiniotwórczej - ukazał się jego artykuł o Homerze, mało kto przypuszczał, że wywoła taką burzę. Chociaż... Tekst Schrotta (rocznik 1964) został zaanonsowany - było nie było - na pierwszej stronie gazety. A zapowiadając w nim publikację swego tłumaczenia "Iliady", Austriak pochwalił się niejako przy okazji, że dokonał rewolucyjnego odkrycia: kim naprawdę był Homer.

Nieoczekiwana debata

Są przynajmniej dwie przyczyny, dla których rzecz można by zbyć wzruszeniem ramion. Po pierwsze, śmiałe hipotezy outsiderów w tej materii nie należą do rzadkości. Dość wspomnieć o wciąż pojawiających się koncepcjach identyfikujących homerycką Troję, które odnajdują ją to w Albanii, to na terenach dawnej Jugosławii, a to znów na Wyspach Brytyjskich czy w Finlandii. Także Schrott ma w tej sprawie coś do powiedzenia. Jego Troja leży co prawda znacznie bliżej, bo w Karatepe w dzisiejszej południowej Turcji.

Po drugie, na razie tak naprawdę nie ma za bardzo o czym dyskutować. Artykuł Schrotta dopiero reklamuje jego przekład "Iliady", który ukaże się jesienią, a także książkę o Homerze pod wiele obiecującym tytułem "Ojczyzna Homera: wojna trojańska i jej prawdziwe kulisy", której premierę zapowiedziano na marzec. Słowem: na pierwszy rzut oka nie widać powodów, by włączać się w kampanię reklamową pewnego monachijskiego wydawnictwa.

Tymczasem ten krótki artykuł prasowy poruszył w Niemczech, Austrii i Szwajcarii lawinę ostrych polemik, ripost autora, publicznych dyskusji oraz wyrazów poparcia dla jego "intelektualnej odwagi" - i stanął na pewien czas w centrum debat kulturalnych niemieckojęzycznego świata. Z krytyką poglądów Schrotta wystąpili najpoważniejsi uczeni i największe autorytety naukowe.

Dlaczego? To pytanie wydaje mi się dużo ciekawsze niż same rewelacje Schrotta.

Kod Homera

A co twierdzi Schrott? Jak to się często zdarza w takich sytuacjach, nie wymyślił on wiele nowego, ale (zastrzegam raz jeszcze, że mogę rzecz oceniać jedynie na podstawie artykułu w "FAZ" i dyskusji wokół niego) zgrabnie scalił, a często dodatkowo wyostrzył różne hipotezy od dawna już funkcjonujące w nauce i na jej obrzeżach. Niektóre z nich są absurdalne, inne zaś mogą mieć sens, pod warunkiem, że nie połączymy ich w jedno z innymi elementami Schrottowej układanki (on sam nazywa ją "argumentem kumulacyjnym"), z którymi są niekiedy sprzeczne.

Otóż jego zdaniem Homer, o którym skądinąd nic nie wiemy (bo antyczna tradycja biograficzna jest późna i niewiele warta) musiał żyć ok. 660 r. przed Chr., a więc kilka pokoleń później, niż sądziła do niedawna większość uczonych. To teza nienowa, sformułowana już ponad 30 lat temu i przyjęta przez sporą część dzisiejszych badaczy Homera, choć oparta na przesłankach równie słabych jak tradycyjna teoria, że Homer tworzył w VIII w. przed Chr.

Poza tym Schrott zauważa silne związki między "Iliadą" a "Gilgameszem". Wyciąga stąd wniosek, że Homer wzorował swe arcydzieło o wojnie trojańskiej na tym właśnie poemacie - i to na konkretnym tekście, a nie na zawartych w nim, ale i krążących szerzej motywach literackich czy mitach. A skoro tak, musiał doskonale znać ten utwór w oryginale. A jednym z obszarów, na których ludzie mówiący (i piszący) po akadyjsku czy asyryjsku mogli wpółistnieć z Grekami, była rządzona przez Asyryjczyków Cylicja na południowo-wschodnich krańcach Azji Mniejszej (w VIII i VII w. przed Chr.).

W materiale archeologicznym widać tam co prawda pewne ślady obecności Greków już po upadku mykeńskich pałaców w XII w. przed Chr., ale dla Schrotta ważniejsze są podobieństwa zagadkowych nazw geograficznych z tego rejonu - niepewnie przekazanych przez antyczną tradycję (zwłaszcza jedna inskrypcja z VIII w. przed Chr.) - do dwóch zamiennie występujących u Homera nazw Greków walczących pod Troją: Achajów i Danaów.

Stąd już tylko krok do uznania, że to właśnie w Cylicji pracował Homer nad swym eposem, a pierwowzorem jego poetyckiej Troi była tamtejsza forteca Karatepe (skądinąd miejsce znalezienia wspomnianej inskrypcji). A sam (dwujęzyczny) Poeta musiał być - twierdzi Schrott - urzędowym skrybą w służbie lokalnego aparatu imperium asyryjskiego.

Łącznik ze Wschodu?

Jednym z koronnych argumentów Schrotta jest obserwacja licznych u Homera analogii, zapożyczeń, a rzekomo wręcz cytatów z literatur bliskowschodnich; taki poeta musiał obracać się w orientalnym środowisku, znać tamtejsze języki.

W tym miejscu można tylko powiedzieć: "tak, ale...". Owszem, nie od dziś wiadomo, jak potężne są kulturowe długi zaciągnięte przez Greków w tzw. późnej epoce brązu, wczesnej epoce żelaza oraz w czasach archaicznych u ludów Lewantu - w dziedzinie techniki, sztuk plastycznych, mitologii i wielu innych. Kłopot w tym, że nie możemy tu zakładać bezpośrednich "kanałów przekazu" dóbr intelektualnych ani koniecznie osobistego kontaktu między greckim artystą a światem Bliskiego Wschodu. Drogi przenikania się kultur, ich inspiracji i adaptacji zapożyczeń są bardziej skomplikowane, a wschodnia część basenu Morza Śródziemnego to wówczas po prostu kulturalne kontinuum - zarówno w przestrzeni, jak i w czasie. Z górą 2000 lat i grubo ponad 3000 kilometrów - od zachodniego Iranu po północną Afrykę (Kartagina!), od Sumerów po Greków wczesnej epoki historycznej.

Dość wspomnieć tu poetę Hezjoda z VIII w. przed Chr., twórcę "Prac i dni" oraz "Teogonii". Oba poematy całymi garściami - i w sposób wyraźniejszy niż Homer - czerpią np. z hetyckich mitów czy z prastarych mezopotamskich wyobrażeń o genezie kosmosu. Rzecz w tym, że w przeciwieństwie do Homera, o którym nic nie wiemy (możemy więc swobodnie puszczać wodze fantazji), Hezjod mówi nam sporo o sobie. Mieszkał w zapadłej mieścinie Askrze w Beocji (środkowa Grecja), a najdalszą podróż odbył... na pobliską wyspę Eubeję, jakieś 60 kilometrów na wschód. Zwolennicy teorii, powiedzmy, "łącznika ze Wschodu" wezmą więc pod lupę ojca Hezjoda, który pochodzić miał z miasta Kyme na zachodnim wybrzeżu dzisiejszej Turcji. Kyme to wprawdzie Azja, ale tylko Mniejsza, greckie miasto na terenach greckich już od co najmniej 200 (jeśli nie 500) lat, a najbliżsi wschodni jego sąsiedzi to już nie Hetyci, autorzy mitów wykorzystanych przez Hezjoda, bo ci zniknęli pół tysiąca lat wcześniej, choć, jak widać, nie bezpotomnie.

W teorii "łącznika ze Wschodu" widać nie tylko toporność intelektualnych narzędzi w dziedzinie tak delikatnej jak historia kultur, ale nadto inną cechę metody Schrotta. Otóż asyryjskim poddanym ogłoszono Homera w nauce już dawno. Z zaobserwowanych "orientalnych elementów" "Iliady" wyciągnięto wnioski, że musiał on mieć coś wspólnego z wielkimi tekstami kultury asyryjskiego imperium, choćby z "Gilgameszem" czy z kosmologicznym poematem babilońskim "Enuma elisz" (pierwszy wers utworu, dosłownie: "Wówczas, kiedy w górze...").

Wybitny szwajcarski uczony Walter Burkert był jednak bardziej wstrzemięźliwy. "Jego" Homer przesiąknął wschodnią literaturą i religią na greckim Cyprze, znajdującym się przez pewien czas pod asyryjską kontrolą. To teoria bardziej ekonomiczna (choć niekoniecznie przekonująca), ale pozbawiona uroku egzotyki i radykalizmu idei cylicyjskiej ojczyzny asyryjskiego skryby Homera, zaproponowanej przez Raoula Schrotta.

Wojny o Troję

Jak widać, pomysły Schrotta na Homera nie są ani oryginalne, ani nie dają się naukowo usprawiedliwić jako całość. Ważniejsze od jego "odkrycia" jest jednak coś innego: reakcja, jaką ono wywołało w Niemczech i szerzej w niemieckojęzycznym świecie. Nie zapominajmy, że w anglosaskich choćby mediach ekstrawaganckie hipotezy na temat Homera i wojny trojańskiej pojawiają się bardzo często; nigdy jednak nie budzą takich emocji. Tymczasem w Niemczech to już druga tak głośna debata w tym dziesięcioleciu.

W 2001 r. w Stuttgarcie, Brunszwiku i w Bonn pokazano bogatą wystawę "Troja: sen i rzeczywistość", podsumowującą wyniki nowych wykopalisk trojańskich. Międzynarodowa ekipa pod kierownictwem Manfreda Korfmanna, zmarłego niedawno profesora uniwersytetu w Tybindze, dokonała tam serii sensacyjnych odkryć, których rezultaty sprowadzały się do wykazania, że XIX-wieczny odkrywca Heinrich Schliemann pomylił się, identyfikując słynne wzgórze Hissarlik z Troją.

A raczej, że odkrył za mało. Troja Schliemanna, ograniczona do niedużego pagórka, to w istocie tylko cytadela gigantycznego jak na owe czasy miasta, zapewne jednego z największych i najważniejszych ośrodków Śródziemnomorza w późnej epoce brązu. Zdaniem Korfmanna rzeczywistością stał się pogrzebany przez dziesięciolecia naukowego sceptycyzmu sen o monumentalnej, u Homera dziesięcioletniej przecież, wojnie trojańskiej. Za tymi odkryciami podążyły książki i artykuły, pedantycznie rekonstruujące dzieje Anatolii tej epoki, sytuujące wojnę Achajów z Trojanami na mapie wielkich politycznych konfliktów epoki na Bliskim Wschodzie.

Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. Zbyt logiczną...

Od razu bowiem podniosły się głosy krytyków, zwracających uwagę na pochopne, a daleko idące wnioski archeologów, którym zarzucono manipulowanie m.in. orientalnymi źródłami pisanymi. Między zwolennikami Korfmanna a jego przeciwnikami rozpoczęła się, jak to ujęły gazety, nowa wojna trojańska. Była to zimna wojna: w niemieckich instytutach archeologii i dziejów antycznych powiało chłodem, a wielu czołowych uczonych przestało sobie podawać ręce.

Debata trwała też w mediach: prasę, telewizję i radio wypełnił spór o Homera, Troję, historyczność wojny trojańskiej, ba!, o metodę badań archeologicznych i dozwolone granice historycznego wnioskowania na podstawie wykopalisk. Na wystawę trojańską waliły tymczasem tłumy. W trzech niemieckich miastach zobaczyło ją podobno prawie 850 tys. (sic!) zwiedzających.

Spór osiągnął apogeum w początkach 2002 r., gdy na uczelni Korfmanna, w Tybindze, zorganizowano sympozjum na temat Troi. By do niego doszło, najbardziej zapamiętali antagoniści musieli się nawzajem przeprosić i przyrzec, nie bez oporów, rezygnację z inwektyw w naukowej bądź co bądź polemice. Rok później możliwe już były publikacje stanowiące wyważoną próbę bilansu tej dyskusji. Przełomowy charakter odkryć w Troi nie podlegał już kwestii, ale wiele pochopnych wniosków z wykopalisk zakwestionowano.

To właśnie na tym tle, w kontekście nieprzebrzmiałych jeszcze sporów i nadzwyczajnej medialnej nośności homeryckich tematów, możemy lepiej zrozumieć fenomen dyskusji wokół artykułu Schrotta. Ale to nie wyjaśnia wszystkiego.

Niemiecki poeta narodowy

Niezależnie od naukowej wartości zapowiadanej książki Schrotta (i literackiej wartości jego przekładu) możemy Niemcom, a także Austriakom i Szwajcarom tylko pozazdrościć.

Okazuje się, że Homer nadal - jak od niemal dwóch stuleci - jest ich narodowym poetą. Wiemy to przecież dobrze z "Nieba w płomieniach" Parandowskiego czy z "Syzyfowych prac" Żeromskiego. Jest tak od czasu, gdy w XIX-wiecznym niemieckim gimnazjum klasycznym - z wiodącą greką i łaciną - Homer, na równi z "Nibelungami", uczyć miał narodowej kultury, odsłaniając "narodowego ducha" greckości, za której dziedziczkę w prostej linii uznała się kultura niemiecka. Niezależnie od rozpadu klasycznego modelu wykształcenia na całym świecie, również w Niemczech, Homer pozostaje tam na swoim miejscu. Dzieci w niemieckiej szkole wciąż czytają "Iliadę" w całości.

Pomyślmy: nowy przekład jakiego klasycznego dzieła literackiego mógłby w Polsce wywołać podobne zamieszanie i podobnie gorące reakcje w mediach o masowym przecież zasięgu? Z pewnością nie Homera. Może więc Starego czy Nowego Testamentu? Wergiliusza? Dantego? Nic z tych rzeczy. Obawiam się, że w dzisiejszych czasach taki los może u nas spotkać tylko nowe filmowe adaptacje wielkich dzieł rodzimej klasyki. Wyobraźmy sobie np. alternatywną do Wajdowskiej wersję "Pana Tadeusza".

Nie warto się zastanawiać, czy wina to naszej, jak się niegdyś mawiało, zaściankowości, czy poziomu dzisiejszych polskich mediów. Nawet największy pesymista może jednak czasem pomarzyć...

Jest rok 2012. Do Polski zjeżdżają europejskie drużyny piłkarskie, tłumy kibiców i turystów. Ale to nowy przekład "Ód zwycięskich" Pindara (VI/V w. przed Chr.) elektryzuje opinię publiczną, wywołuje burzę w prasie i telewizji. A gra toczy się o wysoką stawkę - rzeczywiste znaczenie sportowego zwycięstwa i świat prawdziwych wartości.

"Oda Olimpijska XI", wersy 16-21, w przekładzie A. Szastyńskiej-Siemion: "(...) tam poprowadźcie procesję. Zapewniam / was, Muzy, że nie przyjdziecie do ludu, / który gości unika i nie zna się na pięknie, / lecz do mądrego najwyższą mądrością i walecznego. / To wrodzone, bo ani lis jak płomień rudy, / ani lwy wstrząsające grzywą obyczajami się nie zamienią".

Wypisz, wymaluj Polska 2012.

MAREK WĘCOWSKI jest historykiem starożytności, pracuje w Instytucie Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego oraz w magazynie historycznym "Mówią Wieki".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2008